18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak powstaje nasza autostrada ZDJĘCIA

Redakcja
Odcinek A1 w okolicach Bobrownik jest już przygotowywany do położenia asfaltu. W Pyrzowicach kilometr trasy jest już wyasfaltowany
Odcinek A1 w okolicach Bobrownik jest już przygotowywany do położenia asfaltu. W Pyrzowicach kilometr trasy jest już wyasfaltowany Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
O niektórych odcinkach budowanych na Śląsku autostrad ostatnio głośno było w mediach. By nie ulec wrażeniu, że o budowie tych dróg wiemy już wszystko, postanowiliśmy sami sprawdzić, jak wygląda budowa A1 - pisze Anna Dziedzic

O czym myślicie jadąc nowiutką kilkupasmową autostradą? Pewnie dlaczego jest ich w Polsce tak mało. W naszym regionie powstaje jednak całkiem spory odcinek A1 od granicy z Czechami do Pyrzowic.
Specjalnie dla was postanowiliśmy zobaczyć jak się buduje autostradę. Odwiedziliśmy
ponadszesnastokilometrowy odcinek A1 od Piekar do Pyrzowic. Naszym przewodnikiem jest inżynier Tomasz Wójcik, kierownik budowy z firmy Budimex, generalnego wykonawcy tego odcinka autostrady.
Jest jak serialowy inżynier Karwowski z "Czterdziestolatka". Młody, energiczny, ale też wyważony. Odpowiada za wszystko, co dzieje się na placu budowy. Zna ją jak własną kieszeń. Odpowiada na każde z moich pytań. Nawet podchwytliwe.

Tu się kontroluje dosłownie wszystko, od betonu po asfalt

Ile firm tu pracuje - ponad 80. Ile ciężarówek jeździ po budowie? - Ponad 300 codziennie.
Próbuję dalej. A ile ton ziemi albo innych materiałów budowlanych trzeba przerzucić na tej budowie?
- Mamy tu około 10 milionów metrów sześciennych wykopów i nasypów - pada szybka odpowiedź.
No dobrze, poddaję się. Faktycznie wie wszystko.

Ubieramy pomarańczowe, odblaskowe kamizelki, gumowce i wsiadamy do białej terenowej półciężarówki.

Po piekarskich ulicach, które przebiegają wzdłuż placu budowy, przemykają uginające się pod ciężkim kruszywem ciężarówki. Mijamy ogromną skarpę wzmocnioną gabionami (metalowe kosze w kształcie prostopadłościanu wypełnione kamieniami). Wyglądają jak boki egipskich piramid. Przed nami wyrasta szczelnie otoczony siecią rusztowań wiadukt. Właściwie to nawet nie przypomina wiaduktu.

Wszechobecny hałas

Wokół straszny harmider. Na placyk obok kolejno wjeżdżają hałaśliwe ciężarówki z betonem. Między nimi przemyka drobna dziewczyna w kasku i pomarańczowej kamizelce. To praktykantka. Liczy i zapisuje każdą wywrotkę i gruszkę betonu. Obok pracuje ogromna pompa podająca beton na wysokość 11 metrów. Wszystko ogarnia jakoś Sławomir Lenart. To kierownik robót w tym miejscu. Akurat trafiliśmy na betonowanie jednego z segmentów wiaduktu.

- Wylejemy tu około 610 metrów sześciennych betonu. Betonowanie potrwa 20 godzin non stop. Nie można go przerwać, więc pracujemy na zmiany - mówi kierownik. - Musimy skończyć ten wiadukt w tym roku. Będą pod nim przejeżdżały pociągi, które z piekarskich kopalń wywożą odpady.
Pytam, czy nie obawia się, że beton popłynie i zastygnie nie w tym miejscu co powinien... - Zawsze jest obawa, że np. szalunek nie wytrzyma, bo przecież parcie betonu na ściany tego obiektu jest ogromne. No, miejmy nadzieję, że tak się nie stanie - śmieje się.

Nie jest to jego pierwsza budowa, ale na pewno największa. Nie może się doczekać, kiedy zobaczy swoje dzieło. - Człowiek czuje się najbardziej spełniony jak już wszystko jest zakończone, gotowe. Można się spokojnie przejść i to zobaczyć. Wtedy satysfakcja jest niesamowita - uśmiecha się pan Sławomir i szybciutko ucieka do pracy.

Żegnamy się, pakujemy do coraz bardziej ubłoconej terenówki i jedziemy dalej.
Ciekawi nas jak budowlańcy zareagowali na prasowe doniesienia o szeroko komentowanym w mediach "dolomitowym przekręcie" na sąsiednim odcinku autostrady z Piekar do Zabrza? Ci pytani przez nas - śmiechem.

- Zwłaszcza jak usłyszeliśmy w mediach, że tona dolomitu kosztuje 200-300 złotych. Byłoby to chyba najdroższe kruszywo, jakiego używa się do budowy dróg. Tak naprawdę to tona dolomitu nie kosztuje więcej niż 20-30 złotych - mówią.
- Nie musieliśmy w związku z tym niczego u nas jakoś specjalnie sprawdzać - uprzedza moje pytanie. - Bo wszystko jest na bieżąco kontrolowane - twierdzi inż. Tomasz Wójcik.

To prawda. Tu się sprawdza dosłownie wszystko, od jakości betonu, wytrzymałości i nośności nasypów po asfalt włącznie. Na wszystkie materiały potrzebne są odpowiednie atesty, certyfikaty. Tego pilnuje wykonawca, bo to leży w jego interesie. Sam też jest pod ścisłym nadzorem. Co kilkanaście minut widzimy bowiem na budowie osoby w jaskrawożółtych kamizelkach - to przedstawiciele nadzoru inwestora. Oni też wszystko skrupulatnie sprawdzają. Np. wytrzymałość nasypów.

Są też wagi, na które wjeżdżają ciężarówki dowożące materiały na budowę.
- Sprawdzamy, czy auta nie jeżdżą przeciążone oraz czy nasi dostawcy przywożą nam tyle i takich materiałów, jakie zamówiliśmy - dodaje pan Tomasz.

Na odcinku, który oglądamy, powstanie 19 tzw. obiektów mostowych. Te obiekty to wiadukty, mosty i tunele. Powstają tu również ogromne 20-metrowe nasypy i ponadtrzydziestometrowe wykopy. Nasyp buduje się wtedy, gdy trasa ma przebiegać powyżej obecnego poziomu terenu. Wykopy konieczne są wówczas, gdy teren jest wyższy od poziomu autostrady. Robią wrażenie. Zwłaszcza jak spojrzeliśmy na nie z góry. Kilkudziesięciometrowej wysokości kolorowa dziura w ziemi. Żółtobrunatne warstwy gleby powodują, że można się tu poczuć jak w amerykańskim Kanionie Kolorado. W dole nadzwyczaj lekko przemykają gigantyczne ciężarówki. To tzw. wozidła. Przyjechały tu z Irlandii. Mogą jednorazowo przewieźć ponad 40 ton ładunku, podczas gdy normalna ciężarówka ok. 24.

- Te wozidła to auta, które nie mogą w Polsce jeździć po drogach publicznych. Jeżdżą tylko po placu budowy. Zresztą poruszają się tu nadzwyczaj sprawnie i szybko. Przejadą po każdym błocie i nierównościach - zapewnia inżynier Wójcik.

Do Polski przyjechały na lawetach. Jednym z tych ogromnych pojazdów jeździ kobieta - Irlandka. Nie przyjechała sama. Jej mąż też jeździ takim samym autem. Chwilę obserwujemy z góry jak monstrualnej wielkości koparka ładuje kruszywo na tę ciężarówkę. Jedna "łycha" koparki to jakieś trzy metry sześcienne pokruszonej skały (ponad pięć ton) albo gliniastej ziemi z wykopu. Po załadowaniu ogromne auto lekko zjeżdża ze wzniesienia, a potem znowu wspina się na stromy nasyp. Wozidła są własnością irlandzkiej firmy, jednej z ponad 80 pracujących na tej budowie. Pracują tu także Włosi.

Żabom wstęp wzbroniony

Jedziemy dalej. Jesteśmy w rejonie rzeki Brynicy.
- Zastanawiacie się, dlaczego teren naszej budowy jest ogrodzony wysokim na ok. pół metra foliowym płotkiem? Tak, chodzi o żaby, które na budowę nie mają wstępu... - informuje nas nasz przewodnik.
- ...bo nie mają gumowców... - dowcipnie kończy pod nosem Arek Ławrywianiec, nasz fotoreporter.
- ...dzięki tym przegrodom nie wskakują ciężarówkom pod koła i nie dzieje im się nic złego. Oczywiście na budowie czuwają też ludzie, którzy, jeśli jest taka potrzeba, zbierają płazy zgromadzone wzdłuż przegrody i wynoszą je np. do Brynicy czy innych stawów. Wszystko musimy uzgadniać ze specjalistami herpetologami - dodaje.
Naszą uwagę przykuwają ogromne wykopy równomiernie podźgane metalowymi prętami. Metalowe kolce wystają około 30 cm ze stromych skarp. Jest ich nieskończenie wiele, bo tak wyglądają praktycznie wszystkie strome skarpy wykopów, między którymi będzie biec autostrada.
- To tylko ich fragment. Te pręty tak naprawdę mają po ok. 18 metrów długości. Wzmacniają nasypy i zabezpieczają przed osuwaniem się ziemi - tłumaczy kierownik budowy.

W sumie zużyto tutaj aż 450 km takich prętów. To tylko o 55 km mniej od odległości między Katowicami i Gdańskiem...

Poruszamy się po pokrytych błotem drogach technologicznych lub wręcz po miejscami bardzo wyboistym korycie drogi. Wszędzie hałas pracujących maszyn, mijających nas wszechobecnych ciężarówek, koparek, ładowarek, spycharek czy kruszarek. Słychać ryk silników, pracę agregatów. Spaliny. Kurz. I błoto.
Do kierownika budowy urywają się telefony. O, na przykład teraz dzwoni wójt Bobrownik. Przypomina, że firma obiecała mu wykopać rów.

- Tak... Dobrze panie wójcie... Na pewno tak zrobimy. Tak. W poniedziałek... - słychać urywki rozmowy.
Wjeżdżamy prawie prostopadłym podjazdem na ogromną ścianę pokruszonej skały. W połowie drogi pan Tomek włącza w terenówce napęd na cztery koła. Z wrażenia prawie zamykam oczy. Oby się udało. Nawet nie chcę myśleć jak będzie wyglądał zjazd... Tymczasem przed nami pod tę samą górę mknie sobie koparka. Wysokość i stromizna tego traktu raczej na jej operatorze nie robiła wrażenia.
Nasze auto wygląda już prawie jak wielka gliniana kula.

Bunkier przetrwał

Ze szczytu ogromnego nasypu w Bobrownikach widać pokaźną czarną budowlę. To bunkier z czasów drugiej wojny światowej. Jego czerń wyraźnie odcina się od żółtej barwy gliniastych wzniesień. Jakby nie była z tego świata lub jakby ktoś ten czarny punkt ustawił tam jak zamek z klocków. - Ten bunkier tu pozostanie. Niestety inny, który także znalazł się na trasie autostrady trzeba było rozebrać. Zrobiliśmy to za zgodą konserwatora zabytków. Wszystkie cenne metalowe elementy tamtej budowli trafiły do Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu - dodaje Tomasz Wójcik.

Zatrzymujemy się na kolejnym odcinku. Po wyrównanej walcami nawierzchni jeździ spora ciężarówka spryskująca nawierzchnię czarną emulsją. To już ostatni etap prac przed... położeniem asfaltu. Tak, tak. To nie pomyłka. To dla nas wielka niespodzianka, bo sądziliśmy, że budowniczy autostrady dopiero się rozkręcają. Ale jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że niektóre odcinki tej autostrady są już wyasfaltowane.
- Na przykład w Pyrzowicach - pokazuje nam inżynier.
Gdy wdrapaliśmy się terenówką na kolejne wzniesienie, uprzednio przejeżdżając prawdziwy ocean pomarańczowożółtego błota, zobaczyliśmy stamtąd terminal Portu Lotniczego w Pyrzowicach. Wycieraczki miały kłopot z zepchnięciem pomarańczowych, lepkich placków z szyb. Wracając pojechaliśmy jeszcze w jedno ważne miejsce. Tam ciśnieniową myjką mogliśmy... umyć ubłocone gumowce. Samochód będzie potrzebował mocniejszej ingerencji. Ma pod sobą prawdziwe tony błota...
Cezary Łysenko z Budimeksu, dyrektor wartego około dwóch miliardów złotych autostradowego kontraktu, podkreśla, że mimo wyjątkowo niesprzyjającej w tym roku aury prace idą bardzo sprawnie. - Zaawansowanie budowanego przez nas odcinka autostrady wynosi obecnie 50 procent- mówi.
Jakie cechy charakteru pomagają w pracy na budowie?

- Kadra kierownicza pracuje pod ogromną presją czasu i otoczenia. Osobom pełniącym funkcje kierownicze na pewno pomagają takie cechy charakteru jak: odpowiedzialność, zdecydowanie, odwaga. Kierownicy nie są w stanie prowadzić robót bez umiejętności organizacyjnych oraz zdolności zachowania zimnej krwi w sytuacjach kryzysowych. Nasza praca wymaga działania zespołowego. Zachowawczość i egoizm są cechami, które dyskwalifikują - podkreśla dyrektor Łysenko.

Tomasz Wójcik: Dlaczego zostałem inżynierem? Nie, tu nie było przypadku. Od dzieciństwa pociągało mnie wznoszenie, budowanie. To moja pasja. Fakt, czasem trudno spokojnie zasnąć, gdy nie ma się pewności, że wszystko na budowie poszło z planem, ale trzeba mieć do swoich ludzi zaufanie. Ja je mam - uśmiecha się zawadiacko. - Co nie znaczy, że nie mogę ich sprawdzać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!