Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O finansowaniu regionów, czyli gdzie powinny iść pieniądze

Jerzy Gorzelik
Jerzy Gorzelik twierdzi, że już dawno zdemaskowane zostało - kryjące się za budową boisk - ewidentne kłamstwo rządowej hojności.

Ale się porobiło! Pewien małopolski poseł Platformy Obywatelskiej zakomunikował niedawno: Jeśli my przejmiemy władzę w Krakowie, będziemy mieli dużo większą łatwość w pozyskiwaniu dużych inwestycji z budżetu centralnego, ze względu na naszą silną pozycję jako członków partii rządzącej, w centrali, rządzie, u premiera czy marszałka Sejmu.

Mogłoby się wydawać, że król krzyczący: Jestem nagi! to nie lada sensacja. Wszak nie co dzień polityk wyznaje z otwartością penitenta, że o sposobie wydawania publicznych pieniędzy decyduje partyjny układ. Rozbrajająca szczerość pana posła nie spowodowała jednak burzy w mediach. Domyślać się można co najmniej dwóch powodów przejścia do porządku dziennego nad owym ekshibicjonistycznym wyczynem.

Po pierwsze, nagość króla dla obserwatorów życia publicznego od dawna nie jest tajemnicą. Po drugie, mafijny układ, polegający na ściąganiu haraczy (czytaj podatków) od wszystkich i rozdzielaniu łupu między swoich cyngli, uchodzi za naturalny i jest powszechnie tolerowany. Opinia publiczna, a przynajmniej jej część, nie widzi niczego niestosownego w dopieszczaniu przez rząd centralny samorządów opanowanych przez partyjnych współtowarzyszy.

O tych szczególnych względach dotychczas dawano jednak wyborcom do zrozumienia w sposób kojarzący się ze znaną reklamą piwa bezalkoholowego (tu znaczące mrugnięcie okiem). Poseł z Małopolski uznał takie ceregiele za zbędne, co potraktowano w kategoriach drobnego nietaktu.
Zbójeckie standardy, milcząco przyjmowane przez większość, skłaniają do refleksji nad faktycznymi przyczynami wielu zaniedbań w zakresie infrastruktury czy np. pozbawienia Chorzowa szans na organizację spotkań Euro 2012. Tłumaczą również determinację bezpartyjnych prezydentów miast, którzy w części regionów postanowili zewrzeć szeregi, by powalczyć także o miejsca w wojewódzkich sejmikach.

Na razie inicjatywa ta wygląda na doraźny sojusz pokrzywdzonych przez partyjne układy, obliczony na bardziej korzystny podział tortu, jakim są środki pozostające w dyspozycji władz centralnych i zarządów województw. Jeżeli jej twórcy na tym poprzestaną, szkoda ich energii. Jeśli natomiast zdecydowanie podniosą postulat finansowej samodzielności samorządów, ich wysiłkom będzie trzeba przyklasnąć.
Chodzi zatem o rozwiązanie podstawowego problemu, na który wskazują od dawna eksperci. Jak Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, który nie pozostawia wątpliwości, co do patologicznego charakteru obecnego systemu.

Dziś najpierw pieniądze trafiają do Warszawy i dopiero stamtąd w dużej mierze po uważaniu przekazywane są do samorządów. To jest biurokratyczny mechanizm o znacznym poziomie marnotrawstwa - tłumaczy ekonomista. - Chodzi o to, by pieniądze podatników nie były tak bezsensownie marnowane i źle wydawane, jak to jest obecnie, przez centralną biurokrację. (...) reforma oznaczałaby fundamentalną zmianę modelu rządzenia państwem - ze skrajnie scentralizowanego na zdecentralizowany, w którym obywatele w dużo większym stopniu decydują o wydawaniu lub nie publicznych funduszy pochodzących przecież z ich podatków.

Tymczasem wcale nie zanosi się na to, że finansowanie samorządów znajdzie się tam, gdzie powinno - w centrum publicznej debaty. Wręcz przeciwnie. Sądząc po zapowiedziach czołowych graczy, w rozpoczętej już kampanii czeka nas prawdziwy festiwal hymnów na cześć centralnego rozdawnictwa - po uważaniu, jak określił to Andrzej Sadowski. I myli się ten, kto sądzi, że cytowany na początku poseł wyróżnia się szczególnym tupetem. Oto jego partia zamierza jednym z głównych motywów swej telewizyjnej kampanii uczynić Orliki.
Choć już dawno zdemaskowane zostało kryjące się za budową boisk kłamstwo rządowej hojności. Przypomnijmy - do Orlików w praktyce centrala dokłada grosze. Rządowy wkład wraca do budżetu niemal w całości pod postacią podatku VAT. Faktyczny ciężar finansowania projektu spada na samorządy. Być może Platforma liczy, że do wyborców przemówi jej zaradność. Zręczności w kupowaniu popularności za cudze trudno rządowi odmówić. Wykorzystywanie dojenia samorządów - jako atutu w wyborach do tychże samorządów - wydaje się jednak, nawet jak na fachowców z PO, chwytem wyjątkowo śmiałym.

Nie mniej pomysłowe jest zagranie drugim triumfem - budową autostrad. Wobec notorycznych opóźnień w stosunku do ambitnych zapowiedzi aż prosi się, by temat ten sprzedać wraz z rzymską maksymą: Śpiesz się powoli. Zapewne politycy PO nie pochwalą się w swych perfekcyjnie zrealizowanych spotach, że za luksus korzystania z przebiegających przez nasz region autostrad A4 i A1, budowanych za pieniądze podatnika, ten sam podatnik słono zapłaci po raz wtóry. Obok akcyzy, VAT i opłaty paliwowej - ta podobno miała być przeznaczona na budowę dróg - przyjdzie mu jeszcze zostawić haracz na bramkach.

Zawsze warto szukać pozytywów. Największą zaletą pomysłów Platformy na kampanię wyborczą jest to, że... są. A na tle opowieści Jarosława Kaczyńskiego o wzorcowej hodowli karpia w nieistniejącej gminie Nawrot, czy zachwytów Grzegorza Napieralskiego nad znalezionym w leśnych ostępach borowikiem, prezentują się one nawet efektownie. I być może trafią w swój czas, kiedy opadnie już pył po wojnie krzyżowej na Krakowskim Przedmieściu i antydopalaczowej krucjacie. Choć do debaty o samorządności w Polsce wniosą niewiele.

Kazimierz Kutz, jak zwykle nie przebierając w słowach, zarzucił ostatnio Platformie dupowatość i postępujące tetryczenie. Wyraził nadzieję, że kongres zwolenników Janusza Palikota podziała niczym budzik na pogrążonych w letargu byłych już współtowarzyszy. W polityce jednak, podobnie jak w futbolu, gra się tak, jak pozwala przeciwnik. A na ogólnopolskim boisku konkurencję rządząca partia ma mizerną. Cóż zrobić, kiedy to właśnie głównie na tym polu toczy się rozgrywka o samorząd.
Sprzyja temu odpowiednio skonstruowana ordynacja i postępująca marginalizacja regionalnych mediów. W efekcie twarzami kampanii pozostają partyjni liderzy z centrali, amatorzy ryb i grzybów. Największe telewizyjne stacje zdają się nie zauważać, że nie chodzi o wybory parlamentarne, publikując sondaże uwzględniające wyłącznie ugrupowania reprezentowane w Sejmie. Rzeczywistość już niedługo zweryfikuje ich wartość.

Ogólnopolskie partie, które chcą utwierdzić swą pozycję w województwach, powiatach i gminach, miały szanse dowieść swej troski o rozwój samorządności. Mimo wielu zapowiedzi, nie odstąpiły samorządom udziału w VAT. Nie doprowadziły też do zwolnienia z owego podatku samorządowych inwestycji.
Bo i po co? Jakże tak odmówić sobie przyjmowania petentów, szlifujących krzesła w przedsionkach warszawskich gabinetów? Uniżenie zabiegających o skromną część zassanych do centrali z miasta i regionu pieniędzy na budowę obwodnicy czy biblioteki. Możemy oczywiście zaakceptować ten mechanizm. I zgodnie z sugestią małopolskiego posła oddać głos na tych, którzy mają najkrótszą drogę do śpiących na publicznej kasie partyjnych donów. Pamiętajmy jednak, że za swe względy Ojciec Chrzestny zażąda kiedyś przysługi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!