Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co wymyślono Opolszczyznę

Jerzy Gorzelik
Wiele działo się w ostatni weekend w Oleśnie, na północnej rubieży Górnego Śląska. W sobotę autonomiści zorganizowali Marsz Jedności Górnośląskiej, a dzień później w Miejskim Domu Kultury członkowie lokalnych struktur mniejszości niemieckiej świętowali dwudziestolecie swojego stowarzyszenia.

Jeden z regionalnych dzienników relację z owych obchodów opatrzył podtytułem "Byli pierwsi na Opolszczyźnie". Tymczasem, jak wynika z samego tekstu, organizacja została zarejestrowana jako Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Ludności Pochodzenia Niemieckiego ... Województwa Częstochowskiego. Tak, tak..

W roku 1990 górnośląskie miasta Olesno i Lubliniec znajdowały się w "częstochowskiej niewoli". Pisanie o "Opolszczyźnie" w przypadku pierwszego z nich jest zatem ewidentnym anachronizmem.Nie wydaje się jednak, by chodziło tu o zwykły lapsus. Dziennikarze większości opolskich mediów od lat dokładają wszelkich starań, by efemeryczny i niedookreślony twór zwany "Opolszczyzną", czy w wersji bardziej znośnej dla śląskich uszu "Śląskiem Opolskim", utrwalić w powszechnej świadomości. Piszą o nim jakby istniał od niepamiętnych czasów.

Preegzystował na długo przed powstaniem województwa opolskiego w obecnym kształcie niczym Najświętsza Maria Panna w mądrości Bożej według katolickich teologów.

Tymczasem dzieje "Opolszczyzny" są stosunkowo krótkie i niezbyt chwalebne. W okresie międzywojennym każda ze stron konfliktu o Górny Śląsk uważała podział krainy ustanowiony w 1922 roku za tymczasowy i różnymi metodami dążyła do jego rewizji. Wojewoda Grażyński nie ukrywał przekonania, że w dogodnym momencie Polska powinna nawet przy użyciu militarnej siły wydrzeć Niemcom nie tylko pozostałą część regionu, ale także zagarnąć Śląsk Dolny.

Nic dziwnego zatem, że polskim politykom nie przechodziło przez gardło określenie "niemiecki Górny Śląsk". Śląsk był przecież odwiecznie polski, choć przejściowo jęczący pod okrutnym obcym jarzmem. Dla uniknięcia nienawistnego przymiotnika Prowincję Górnośląską (Provinz Oberschlesien) od nazwy jej stolicy zaczęto zatem nazywać "Śląskiem Opolskim". Tak więc pierwotnie pod pojęciem tym krył się obszar od Nysy na zachodzie po Bytom, Gliwice i Zabrze na wschodzie.
Kiedy Adolf Hitler brutalnie zjednoczył pod swym panowaniem cały Górny Śląsk, wydawało się, że "Śląsk Opolski" ostatecznie dokonał żywota. Także bezpośrednio po upadku "Tysiącletniej Rzeszy" nic nie zapowiadało jego odrodzenia, bowiem polscy komuniści włączyli zdobyte na Niemcach ziemie górnośląskie do wskrzeszonego województwa śląskiego.

Stan ten trwał jednak zaledwie pięć lat. W roku 1950 zdecydowano się region podzielić między dwa nowe województwa - opolskie oraz katowickie. "Opolszczyzna" zaistniała na mapie administracyjnej PRL w nowym kształcie. Z dolnośląskimi Brzegiem i Namysłowem, ale bez Bytomia, Gliwic i Zabrza. Władze dokładały wszelkich starań, by nowemu tworowi dopisać właściwą historię. W tym celu w 1974 r. powstała nawet praca "Sztuka Śląska Opolskiego" autorstwa dwóch cenionych historyków sztuki. Pech chciał, że już rok później publikacja nieco się zdezaktualizowała.

Za sprawą towarzysza Edwarda Gierka, "Opolszczyzna" ponownie zmieniła swój zasięg. W wyniku ustanowienia województwa częstochowskiego jej terytorium uszczuplone zostało o obszar powiatu oleskiego. Ta sama reforma rozpoczęła karierę "Podbeskidzia". W jej wyniku pojawiło się bowiem województwo bielskie, obejmujące polską część Śląska Cieszyńskiego i zachodnie rubieże Małopolski, stanowiące dziś obiekt nostalgicznych westchnień kilkorga polityków z Bielska-Białej.

Kiedy po roku 1989 zarówno w Opolu jak i w Katowicach powstawać zaczęły stowarzyszenia w swych nazwach odwołujące się do górnośląskości, wydawało się, że przezwyciężenie podziału jest tylko kwestią czasu. Gdy jednak przyszło do krojenia nowych województw, Marian Piłka ze Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, wówczas jeden z prominentnych polityków AWS, uznał, że połączenie Ślązaków z Opola i Katowic niesie ze sobą zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Znalazł oparcie w broniących swych stołków opolskich elitach, w tym - cóż za egzotyczny sojusz - w działaczach mniejszości niemieckiej.Ci ostatni dokonali nawet epokowego dzieła, tłumacząc pojęcie "Śląska Opolskiego", o polsko-nacjonalistycznej genezie, na "Oppelner Schlesien".

Wprawdzie w języku Goethego nic takiego dotąd nie funkcjonowało, ale zaistniała paląca potrzeba wyjaśnienia skrótu "OS", widniejącego na starych pocztówkach przy nazwach Oppeln, Krappitz, Neisse. W końcu nie można było przyznać, że chodzi po prostu o Oberschlesien.
Tak więc "Opolszczyzna" przetrwała kolejną dziejową zawieruchę, choć ponownie zmieniła swój kształt, powiększona o niegdyś utracone Olesno.

Z powyższego przeglądu wynika, że jest ona tworem dość świeżym i amorficznym, ewoluującym w rytm kolejnych administracyjnych reform. Z tym większym zapałem urzędnicze, polityczne i dziennikarskie gremia, które uwiły sobie w jej zmiennych granicach ciepłe gniazdka, starają się zapewnić o jej wiecznotrwałości.

Czy jednak warto? Heroicznie wybronione województwo, wciśnięte między Wrocław a Katowice, pozostaje mentalnym grajdołem, czemu najpełniejszy wyraz dają sami polityczni szermierze jego odrębności. Trudno znaleźć w Rzeczpospolitej miejsce, gdzie prymitywny szowinizm występowałby w takim natężeniu i gdzie w sposób równie bezwstydny dawano by mu upust w publicznej debacie.

Wspominałem już kiedyś o krucjacie lidera opolskiej Platformy Obywatelskiej, Leszka Korzeniowskiego, przeciw próbie nadania zespołowi szkół w Oleśnie imienia Noblistów Śląskich.Jak się okazuje nie był to ostatni tego rodzaju wybryk działaczy miejscowej PO. Oto na wieść o porozumieniu RAŚ i mniejszości w wyborach do rady miasta Opola - do którego zresztą ostatecznie nie doszło - Platforma zagroziła Towarzystwu Społeczno-Kulturalnemu Niemców kryzysem zawartej w sejmiku koalicji.

Głos w tej sprawie zabrał sam platformiany marszałek, Józef Sebesta. Wraz ze swoim kolegą z zarządu województwa uznał, że dla RAŚ "nadrzędnym celem jest oderwanie Śląska od państwa polskiego". Przy okazji działacze PO oświadczyli, że "mówienie o autonomii kompletnie nie koresponduje z naszą wizją państwa". To przynajmniej jasna deklaracja, która pozwala rozwiać ewentualne wątpliwości co do decentralizacyjnych planów Platformy.

Za luki w politologicznej wiedzy i brak zrozumienia terminu "autonomia" obaj panowie odpowiedzą zapewne w trybie wyborczym przed sądem. Nie rozwiąże to jednak problemu, jakim pozostaje prowincjonalizm myślenia, który znalazł wyraz w ich nieprzemyślanych słowach. Dodam, że koledzy pana Sebesty z województwa śląskiego najwyraźniej nie podzielają jego awersji do autonomistów. W radzie powiatu rybnickiego tworzą z RAŚ koalicję. Może tak po partyjnej linii wytłumaczą panu marszałkowi, czym jest autonomia. Na naukę ponoć nigdy nie jest za późno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Po co wymyślono Opolszczyznę - Dziennik Zachodni