Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybuch gazu w Dolędzinie: Lekarze walczą o życie dzieci

Aleksander Król, Jacek Bombor
Prof. Janusz Bohosiewicz przy łóżku poparzonej sześciolatki
Prof. Janusz Bohosiewicz przy łóżku poparzonej sześciolatki Arkadiusz Ławrywianiec
W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach lekarze walczą o życie dwójki dzieci, które ucierpiały w wyniku wybuchu butli z gazem w domu w Dolędzinie, maleńkiej osadzie na granicy powiatu raciborskiego i województwa opolskiego.

Ich mama i babcia zostały przewiezione do siemianowickiej oparzeniówki, a wujek do szpitala w Raciborzu. Rodzina cudem przeżyła eksplozję gazu.

- Byłem akurat na podwórku, rąbałem drewno. Nagle huknęło. Myślałem, że ktoś granat wrzucił do pieca - wspomina sąsiad Władysław Wojtyczko. W mieszkaniu na piętrze kilkurodzinnego budynku w Dolędzinie szyby wyleciały z okien. Siła wybuchu była tak wielka, że rozrzuciła szkło po całym podwórku. Do dziś na powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych w ziemię wbite są setki ostrych kawałków szkła. Przed budynkiem znajdują się zwęglone meble, które z mieszkania pomagali wynieść sąsiedzi.

Pan Władysław ma łzy w oczach. Widział poparzoną twarz sześcioletniej Paulinki i jej dwuletniego braciszka.

- Do końca życia będę miał to przed oczami. Mam nadzieję, że z tego wyjdą - mówi. To on wezwał pogotowie. Otrząsnąć nie może się także pani Agnieszka Depta, której mieszkanie znajduje się naprzeciw tego, w którym doszło do wybuchu.

- Boję się używać butli z gazem. Wcale nie palę w piecu. To było straszne. U Marii się paliło. Jej wnuki były całe poparzone. Ubranko Paulinki było całe w strzępach. Nic nie mówiła, patrzyła tak tępo - wspomina Agnieszka Depta. - Boże, taka tragedia - dodaje starsza pani.

Do oddalonej o 15 kilometrów od Raciborza osady trzy karetki dotarły w dziesięć minut. Poszkodowanych przewieziono najpierw do raciborskiego szpitala. Stąd helikopter zabrał dzieci do lecznicy w Katowicach.

Niestety, lekarze określają stan dzieci jako ciężki. - Niepokoi zwłaszcza stan starszej dziewczynki, jest bardzo poważny. Przebywa na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, ma poparzone drogi oddechowe, rozległe oparzenia całego ciała - mówił nam wczoraj profesor Janusz Bohosiewicz, szef oddziału chirurgii w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach. - Natomiast stan chłopczyka jest nieco lepszy, przebywa na naszym oddziale chirurgii - dodaje lekarz.

Matka dzieci i babcia wymagały hospitalizacji w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach. - Mężczyzna został u nas, jego stan jest dobry - mówi Włodzimierz Kącik, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w raciborskim szpitalu.

Zdaniem strażaków, którzy byli na miejscu zdarzenia, dorośli popełnili błąd podczas wymiany butli gazowej.

- Prawdopodobnie podczas wymiany jeden z domowników zamiast zakręcić zawór z gazem, odkręcił przewód i gaz zaczął się ulatniać - wyjaśnia nam Stefan Kaptur, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej w Komendzie Powiatowej Straży Pożarnej w Raciborzu.

Na domiar złego butla z gazem została ustawiona zaraz obok pieca węglowego, na którym akurat gotowano obiad.

- Zgodnie z przepisami butla z gazem absolutnie nie może się znajdować w bezpośrednim sąsiedztwie źródła ognia, nie może być narażona na promieniowanie cieplne - dodaje raciborski strażak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wybuch gazu w Dolędzinie: Lekarze walczą o życie dzieci - Dziennik Zachodni