Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpilka o walce z Jenningsem: Strach? We mnie tego nie ma

Rozmawiał Łukasz Madej
JAN HUBRICH
Jutrzejszą walkę w Nowym Jorku zobaczą kibice w stu krajach. 24-latek z Wieliczki jest na dobrej drodze, by pod względem popularności i wyników przebić Andrzeja Gołotę. Z Arturem Szpilką - rozmawia Łukasz Madej.

Bryant Jennings, z którym jutro wyjdzie Pan na ring w Nowym Jorku, już dawno obwieścił światu, że zniknie zero przy statystyce Pana porażek.
Niech sobie mówi, co chce. Trudno, żeby powiedział, że przegra. Dla Jenningsa będzie to zderzenie ze ścianą. Nawet nie wie, w co się wpakował. No, a w sumie dobrze, że tak się wypowiada, bo pojedynek dwóch niepokonanych pięściarzy musi budzić emocje.

Ale akurat Pan nie potrzebuje Amerykanina, żeby je wywoływać. Już należy Pan do najpopularniejszych sportowców.

Ludzie lubią takie historie jak moja. Do tego zawsze mówię, co myślę. Jestem szczerym chłopakiem z Wieliczki. Wiem jednak, że są osoby, które cieszyłyby się, gdyby powinęła mi się noga.

Tacy ludzie twierdzą, że Pana popularność jest odwrotnie proporcjonalna do umiejętności. Co Pan na to?

Mam ich gdzieś.

W swoim stylu...

Mówiłem, że jestem szczery.... Ale OK, to ich zdanie. Ja swoje w ringu udowadniam. Co mogę im jeszcze powiedzieć? Życzę wszystkiego najlepszego. A teraz wy - dziennikarze, dajcie mi już spokój. Pogadamy, ale dopiero po walce.

Jeszcze chwila, bo skojarzeń jest tak dużo, że muszę zapytać o Andrzeja Gołotę.
No, niech będzie, słucham.

Kiedyś powiedział Pan, że nie chce być do niego porównywany. Podtrzymuje Pan?

Jasne.

Teraz jednak porównań Pan nie uniknie. Obaj budzicie emocje, mieliście kłopoty z prawem i walczycie w wadze ciężkiej. O Gołocie niesamowicie głośno zrobiło się po słynnej już pierwszej walce z Riddickiem Bowe'em. Tamto starcie odbyło się w Madison Square Garden, w której Pan zmierzy się z Jenningsem. Dużo podobieństw, prawda?

Prawda. Zgadzam się, można porównywać oba nasze boje, ale ja nie chcę być kojarzony z Andrzejem. Osobiście nie mam nic do niego, ale chcę być sobą, czyli Arturem Szpilką. Nie żadnym drugim Gołotą, czy jak to kiedyś wymyślono "Złym Chłopcem", tylko "Szpilą".

Jednak efektowny występ, jak wtedy dla Gołoty, z całą pewnością będzie także dla Pana oznaczać kolejny skok popularności.

Pewnie tak. Jest jednak różnica między moją a tamtą walką.

Jaka?
Andrzej przegrał, a tym razem Polak wygra z Amerykaninem.

Zamieszanie z Pana wjazdem do USA było olbrzymie.

Po tym jak zawrócono mnie z lotniska w Chicago, siedziałem w Polsce jak na, nomen omen, szpilkach (uśmiech). Jestem megazadowolony, że do walki ostatecznie dojdzie.

Piotr Werner, jeden z Pana promotorów, powiedział, że jest Pan typem człowieka, który z takich sytuacji wychodzi mocniejszy.

Jakoś tak mam, że wyrzucam z siebie negatywne emocje. Jeśli jutro walka będzie układać się dla mnie źle, to bach, bach i postawię wszystko na jedną kartę. W tej chwili mogę powiedzieć jedynie, że do ringu zamierzam zabrać z sobą chłodną głowę.

To prawda, że nigdy nie czuje Pan strachu?
Jakoś nie. Zresztą, wydaje mi się, że żaden zawodnik czegoś takiego nie odczuwa. Może kogoś spiąć cała otoczka, ale strach? Nie, nie sądzę. Wychodzi się między liny i walczy. Tak po prostu. Niektórzy źle reagują na dużą publiczność, telewizję, zamieszanie. Bardziej nad tym można byłoby się zastanawiać.

Pana walkę pokaże HBO, a wygrany być może podpisze dłuższy kontrakt z amerykańską telewizją. Do tego szansę obejrzenia mają mieć kibice w aż stu krajach. To połowa świata.
I teraz odpowiem w taki sposób: im większe wokół mnie zamieszanie, tym bardziej jestem nakręcony. Taka sytuacja mnie tylko motywuje. Nie występuje u mnie coś takiego, że się spalam. O, tak o sobie powiem.

Może Pan już czuć się gwiazdą.
Droga do celu została wyznaczona, a teraz trzeba nią podążać w dobrym kierunku. Na końcu jest mistrzostwo świata. Gwiazda? Zawsze zostanę sobą. Bo ja jestem Artur Szpilka. Jedyny w swoim rodzaju.

Wizowe kłopoty narobiły wokół Pana wartego chyba kilka milionów dolarów zamieszania.

Może, ale tak naprawdę to akurat czegoś takiego wcale nie potrzebuję. Nie jestem początkującym i nieznanym bokserem, który koniecznie musi gdzieś tam się pokazać. Ja, owszem, pokazać muszę - ale w ringu what I can (co potrafię-red).

Czyli przechodzimy na angielski?

Uczę się, dużo rozumiem, ale nie - bez przesady, jesteśmy Polakami (uśmiech).

Ciągle podtrzymuje Pan także, że nie zamierza wyjechać na stałe z Polski do USA?

Tak. Ameryka to praca. Walki, przygotowania, ale mój dom jest w Polsce.

Sceptycy już wieszczą, że przegraną będzie Pan usprawiedliwiać celnikami.

Ale ja do Stanów i tak przyleciałem osiem dni przed walką. To i tak superczas, żeby się zaaklimatyzować. Już nie mogę się doczekać, kiedy wejdziemy do Madison Square Garden. Masakra.

Ci sami ludzie wyliczają, że Jameel McCline złamał Panu szczękę, a Mike Mollo posłał na deski.
Gdzieś tam słyszę, że Szpilka się wywrócił, ale jakoś przy tym się nie mówi, że od razu wstałem.

Obaj macie wiele do zyskania, więc rywal też będzie niesamowicie zmotywowany. W tyle głowy tli się myśl o pierwszej przegranej?

Nie, nie dopuszczam w ogóle czegoś takiego do sobie. Jak to się mówi, to boks, waga ciężka, ale nad porażką się nie zastanawiam. Cieszę się, że w Polsce walkę będzie można obejrzeć bez pay-per-view. Dzięki temu zobaczy mnie jeszcze więcej fanów. Niech siądą przed telewizorami i oglądają jak naparzam Jenningsa.

Amerykanin to ścisła czołówka świata, Pan zajmuje miejsce w drugiej dziesiątce.

I?

Pierwszy raz nie jest Pan faworytem.

Ale będę robić to, co kocham. On ma za sobą świetne przygotowania. Ja też, więc będzie widowisko. Zapowiada się jedna z ciekawszych walk w wadze ciężkiej.

Widzi Pan w ogóle zawodnika, o którym myśli: "O, na tego jest za wcześnie"?.

Tak, to Kliczko (Władimir, Witalij zawiesił karierę - red.).
A kiedy dwa i pół roku temu, po półtorarocznej przymusowej przerwie w karierze, zamienił Pan wagę cruiser na ciężką, pomyślał sobie, że na początku 2014 roku zaatakuje ścisłą czołówkę?

Nie tylko pomyślałem, co głośno o tym mówiłem. Zawsze byłem pewny siebie, a co dopiero teraz, kiedy przede mną taka szansa. Na pewno zwycięstwo otworzy szeroko drzwi, żebym kiedyś został mistrzem świata. O takim tytule też wtedy mówiłem.

Co po sobotnim zwycięstwie?

Jeszcze nie wiem, będziemy rozmawiać z promotorami. Dzięki wygranej poprawię swoją pozycję. Myślę, że pas WBC jest w moim zasięgu (w tej federacji po rezygnacji Witalija Kliczki nie ma mistrza. O tytuł mają wkrótce walczyć Bermane Stiverne i Chris Arreola - red.). Na razie jednak zamierzam dać z siebie wszystko w sobotę. Jestem przygotowany chyba najlepiej w karierze. Będę na nim wywierać presję, żeby nie zostawić żadnych wątpliwości, kto tutaj jest lepszy. Ale... naprawdę muszę już kończyć.

Dobrze, dzięki za rozmowę.

Dzięki, pozdrawiam kibiców i trzymajcie kciuki. Jennings poczuje polską moc.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szpilka o walce z Jenningsem: Strach? We mnie tego nie ma - Gazeta Krakowska