Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia Górnośląska w pięciu aktach [HISTORIA DZ]

Tomasz Borówka
Zbiorowa mogiła mieszkańców Miechowic pomordowanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Zamordowano wtedy w Miechowicach kilkaset osób. Podobnej zbrodni dokonano także m.in. w Przyszowicach
Zbiorowa mogiła mieszkańców Miechowic pomordowanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Zamordowano wtedy w Miechowicach kilkaset osób. Podobnej zbrodni dokonano także m.in. w Przyszowicach Jan Bonczol/Karta/IPN
To obojętność zachodnich mocarstw przyczyniła się do tragedii, jaką przyniósł Górnoślązakom rok 1945. Potraktowano ich równo: jak Niemców.

Zimą 1945 r. na Górny Śląsk wkracza Armia Czerwona. To już ostatnie miesiące III Rzeszy, która chwieje się w posadach pod ciosami ze wschodu i zachodu. Wojna w Europie nieubłaganie zmierza do dramatycznego finału.

Akt I: Bogowie wojny

Prezydent USA nie wygląda dobrze. "Jego twarz była w kolorze żółtego wosku, bardzo wykrzywiona. Przez dłuższy czas siedział z otwartymi ustami i patrzył przed siebie" - takim, według historyka Laurence'a Reesa, zapamiętał go jeden z brytyjskich uczestników konferencji w Jałcie.

Tam to zorganizowano spotkanie na szczycie przywódców wielkich mocarstw sprzymierzonych przeciw III Rzeszy: Stalina, Roosevelta i Churchilla. Radzili między innymi o najbliższej przyszłości pokonanych Niemiec. Czyżby to zrujnowane zdrowie Roosevelta wpływało na niektóre jego wypowiedzi, które szokowały nawet jego brytyjskich politycznych partnerów? Później mówili wręcz o jego "przerażającej ignorancji w sprawach historii Europy Wschodniej" - opisuje John Toland. Z kolei Churchill bez żenady mówił o zabijaniu milionów Niemców i w rozmowie ze Stalinem bagatelizował, czy do końca wojny zginie ich jeszcze milion czy dwa.

Znaczenie Jałty dla historii Polski jest powszechnie znane. Mniej rozpowszechniona jest wiedza o roli konferencji w tragedii Górnoślązaków. Tymczasem to właśnie Roosevelt, z przyćmionym chorobą umysłem, oraz Churchill, mający na uwadze głównie interesy Imperium Brytyjskiego beztrosko przypieczętowali wtedy losy tysięcy mieszkańców Górnego Śląska. W Jałcie Stalin postawił pod obrady kwestię reparacji wojennych, jakie chciał uzyskać po wojnie od Niemiec.

Uzyskał zgodę USA i Wielkiej Brytanii, by część tych odszkodowań odebrał w naturze, w postaci pracy niemieckich cywilów z terenów okupowanych przez Armię Czerwoną. Teoretycznie, zgodnie z prawem międzynarodowym, decyzja ta nie powinna dotyczyć Górnoślązaków z polskiej przedwojennej części Śląska. Ale praktyka była inna. Alianci nie byli świadomi specyficznej sytuacji na tym terenie. Zresztą z tego, co oznacza przymusowa praca dla Sowietów, wcale nie zdawali sobie sprawy. Mimowolnie zaakceptowali zbrodnię.

Akt II: Sowieci i paluszkarze

Stalin wcale zresztą nie czekał na ich decyzję. Sowiecki Państwowy Komitet Obrony decyzję o wykorzystaniu "niemieckiej siły roboczej" podjął już 3 lutego 1945 roku, czyli na dzień przed rozpoczęciem jałtańskiej konferencji. Odpowiednie rozkazy wydał m.in. marszałkowi Koniewowi, dowodzącemu wkraczającą na Śląsk Armią Czerwoną. Ta postępowała jak wszędzie indziej na terytorium Niemiec. Wymordowanie przez Sowietów kilkuset mieszkańców Miechowic to zbrodnia szczególnie pamiętna.
Wstrząsającym faktem, przewijającym się we wspomnieniach tych represjonowanych i ich rodzin jest to, iż do ich nieszczęścia przyczyniali się ziomkowie, znajomi, sąsiedzi nieraz. Bywało, że jako funkcjonariusze nowych władz wykorzystywali swoją pozycję do zemsty za osobiste urazy. "Paluszkarz" mógł zdecydować o losie Bogu ducha winnego człowieka. Niektórzy czynili zło z głupoty, nieświadomi konsekwencji. Refleksja przychodziła zbyt późno. Córka Pawła Goja, który nie powrócił z katorgi na dalekim Uralu, wspominała później: - Po latach jeden z milicjantów, który ojca aresztował, przyszedł mamę przeprosić. Gryzło go sumienie i jeszcze przed śmiercią chciał wyrazić skruchę i prosić o wybaczenie. Urazy z tamtych czasów w wielu śląskich rodzinach są żywe do dziś.

Sowieci obywali się zresztą i bez współpracy polskiego aparatu przymusu. Nie stanowiło dla nich problemu masowe pojmanie górników śląskich kopalń wprost w ich zakładach pracy, po szychcie. Jadące na wschód "pociągi śmierci" wywiozły ze Śląska kilkadziesiąt (być może aż 90) tysięcy ludzi. Nie tylko górników.

Akt III: Na nieludzkiej ziemi

Jednak symbolem Tragedii Górnośląskiej stali się górnicy wywiezieni do kopalń Donbasu. Prymitywizm technologiczny tych zakładów budziłby może rozbawienie Ślązaków, na co dzień obcujących z kulturą techniczną zupełnie innej klasy i generacji - gdyby nie to, że stwarzał on dla nich śmiertelne zagrożenie. Większość sowieckich kopalń wyglądała jakby z innej epoki - mnóstwo niewielkich szybów o głębokości 50-60 metrów. Niektóre przywodziły na myśl śląskie biedaszyby. Mechanizacja wydobycia jeszcze tam nie dotarła. Pracowano kilofem i łopatą, a nawet jakość tych narzędzi często pozostawiała wiele do życzenia. Zagrożenie potęgowały warunki bytowe, głód i brutalny, opresyjny nadzór.

Akt IV: Śmierć za drutami

Represje wobec Ślązaków to nie tylko wywózki do Związku Sowieckiego. Na Ślązaków zaliczonych do wyższych grup Volkslisty czekały przejęte po nazistach obozy koncentracyjne. Teraz Świętochłowice-Zgoda czy "Ogród Róż" w Mysłowicach otrzymały nową rolę oraz sadystycznych komendantów. Te i inne obozy pochłonęły dalsze tysiące istnień.

Akt V: Wypędzeni

Tragedia Górnośląska to również przymusowe deportacje całych rodzin do Niemiec. Ślązacy z II grupą DVL otrzymywali od władz propozycję nie do odrzucenia: stawienie się nazajutrz w ustalonym miejscu, z 20-kilogramowym bagażem na osobę i miejsce w pociągu do Niemiec - bądź obóz pracy.

(Korzystałem między innymi z opracowań "Losy Górnoślązaków w dwudziestym wieku" Alojzego Lyski i "Świadkowie cierpienia i śmierci w Lędzinach 1939-1955" Rafała Buli oraz wydanej przez IPN pracy zbiorowej "Deportacje Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku".)

Lysko zapisuje historię

Dzieje Tragedii Górnośląskiej na przykładzie swoich ziomków odtwarza znany autor Alojzy Lysko, który w książce "Losy Górnoślązaków w dwudziestym wieku" pisze:
Nie wolno nam zapominać o nich, także o cierpieniach ich rodzin, które zostały boleśnie okaleczone i w tym okaleczeniu żyją do dziś. Bowiem jak napisał jeden z historyków młodego pokolenia, prof. Dariusz Gawin, "w imię prawdy i w celu leczenia samych siebie - trzeba odsłaniać przeszłość. Fałszywe wyobrażenia o własnej historii są chorobą ducha narodu".
W imię tej prawdy mamy obowiązek przybliżać fakty z tego okresu, bez wskazywania palcem, kto był skarżycielem, a kto sądzicielem. Mamy obowiązek powiedzieć młodemu pokoleniu, że Syberia była groźnym fatum nie tylko dla Polaków, ale i dla Ślązaków, że ta Syberia ciągle jeszcze jest na świecie. Śpią w tej okrutnej ziemi, często bez mogił, tysiące naszych braci, których pokonał głód, zimno, choroby, tęsknota, a przede wszystkim przerastająca ludzkie siły wyczerpująca praca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tragedia Górnośląska w pięciu aktach [HISTORIA DZ] - Dziennik Zachodni