Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Górny Śląsk - katalog stereotypów i uproszczeń

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat arc.
Katalog stereotypów i uproszczeń, jakie odnoszą się do Górnego Śląska, jest długi i zadziwiająco trwały. Mijają kolejne dekady, a niektóre sądy nadal są powtarzane, mimo że marnie kontaktują się z rzeczywistością. Niekiedy trudno okiełznać irytację. Oto kilka przykładów.

Nie sposób pojąć, dlaczego tak wielu współczesnych - niestety, przede wszystkim etnicznych Górnoślązaków - powtarza, że powstania śląskie z lat 1919-1921 zostały przygotowane i zorganizowane poza obszarem, jaki objęły. Oczywiście, konspiracja przekraczała granice.

Nie znaczy to jednak, że oddziały powstańcze pochodziły z "importu". Tzw. rodowici Górnoślązacy stanowili co najmniej 80 procent walczących po polskiej stronie. Ochotników z Małopolski czy Wielkopolski nie było więcej niż tych, którzy przybyli np. z Tyrolu i dołączyli do Selbstschutzu. To niezrozumiałe, że te fakty się podważa, skoro zachowały się dane personalne większości uczestników III powstania.

Z tymi poglądami rymuje się przeświadczenie, że Wojciech Korfanty był malwersantem. Powtarza się nigdy nie udokumentowane zarzuty, podnoszone przez sanacyjne władze i posłuszne im gazety. A przecież wiadomo, że jego uwięzienie miało wyłącznie podtekst polityczny. Do tego dokłada się te same argumenty, jakich wcześniej używała strona niemiecka w kampanii przed i po plebiscycie. Zadziwia, że z użyciem identycznych sformułowań i kpin (np. tych z "krową Korfante-go" w roli głównej).

Wtle zaś jawi się głębokie przekonanie, że w XIX wieku i pierwszych dwóch dekadach następnego nasz region opływał w dostatki i powszechnie dostępne bogactwa, które zmarnotrawili przybysze z ziem polskich. Pomija się przy tym fakt, że ruchy migracyjne obecne były także przed I wojną światową, bo Wielkopolski i Śląska nie dzieliła granica. Dlatego po III rozbiorze Polski tak wielu Niemców osiadło w miastach wielkopolskich, tworząc w wielu z nich większościowe enklawy.

Inna rzecz, że faktycznie w okresie międzywojennym nie udawało się utrzymać zasady, wpisanej w statut organiczny (czyli rodzaj konstytucji województwa śląskiego), że w przypadku równych kompetencji pierwszeństwo w otrzymaniu pracy powinno przysługiwać rdzennym mieszkańcom regionu. Widać to było zwłaszcza w administracji i oświacie. Z czasem proporcje jeszcze się pogarszały, co miało negatywny wpływ na nastroje społeczne. W latach 30. dostrzegali ten problem najwybitniejsi publicyści polscy. Sanacja była jednak ślepa i głucha na te ostrzeżenia.

Powojenne "najazdy" na Śląsk, to już zupełnie inna bajka. W tamtych warunkach ustrojowych, a także w wyniku luki demograficznej, jaka wytworzyła się po wypędzeniu Niemców i emigracjach, rzeczywiście brakowało rąk do pracy. Masowo ściągano robotników niewykwalifikowanych i rolnych, nieraz stawiając ludność rodzimą w stan podejrzenia. To dopiero wtedy doszło do zderzeń i konfliktów o charakterze cywilizacyjnym, wynikających z różnic w rozwoju gospodarczym dzielnic, które złożyły się na kształt nowego państwa.
Krzywdząca jest też opinia, jakoby rdzenna śląska ludność była bardziej podatna na wpływy ideologii totalitarnych, co rzekomo miałoby wynikać z jej skłonności do poddawania się presji rządzących. To prawda, że z czasem ceniono sobie tutaj sztukę mimikry, bo ona nie tyle ułatwiała, co wręcz umożliwiała przeżycie.

Znajdziemy jednak dostatecznie wiele przykładów wierności własnym przekonaniom i zasadom, których reżimy - brunatny czy czerwony - nie potrafiły złamać. Postawy kolaboranckie oczywiście były obecne, choć przecież nie można o nie oskarżać tych, którzy - na przykład w warunkach wojennych - wspierali Niemców, skoro sami nimi się czuli. Inna rzecz, że dziwnie łatwo wszystkich dawnych niemieckojęzycznych mieszkańców regionu nazywamy Ślązakami, a prawa tego odmawiamy potomkom tych Polaków, którzy osiedli tu 100 lat temu. A przecież wśród tych pierwszych wręcz przeważali - by tak powiedzieć - "niemieccy gorole".

Złości mnie także, gdy z poczuciem wyższości traktuje się tę część mieszkańców Górnego Śląska, którzy na co dzień posługują się tradycyjnym etnolektem. Wbrew temu, co się słyszy, to nie "warszawka" tym językiem gardzi, lecz współobywatele z województw śląskiego i opolskiego. Bo jest "brzydki"? Języki nie mogą być "brzydkie" ani "ładne". Mogą być obce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!