Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mściwe orły: jak w polskich lotnikach narodziła się żądza zemsty [HISTORIA DZ]

Tomasz Borówka
Samolot myśliwski PZL P.11c, to na takich maszynach walczyli polscy piloci we wrześniu 1939 roku
Samolot myśliwski PZL P.11c, to na takich maszynach walczyli polscy piloci we wrześniu 1939 roku Adam Wojnar
We wrześniu 1939 zasady powietrznej etyki utonęły w pragnieniu krwawego odwetu na Niemcach. Więcej na temat zemsty lotników przeczytacie w najnowszym wydaniu miesięcznika "Nasza Historia".

"Polacy widzieli płonącą Warszawę i toczyli wojnę wedle zasad rozumianych po swojemu" - pisze Stephen Bungay, brytyjski historyk bitwy o Anglię. Walczący w niej polscy piloci myśliwscy znani byli ze swej zaciekłości. Ich nienawiść do Niemców była tak silna, że zdarzało im się strzelać do lotników Luftwaffe nawet wtedy, gdy ci po zestrzeleniu ratowali się skokiem na spadochronie.

Ta polska wendeta rzeczywiście wywodzi się z roku 1939. Miała jednak wymiar jeszcze bardziej osobisty, niż tylko odwet za zbombardowaną stolicę i tragedię II Rzeczypospolitej.

Pierwszego września roku pamiętnego idącej na Warszawę niemieckiej wyprawie bombowej stawili czoła piloci Brygady Pościgowej...

...Ponownie terkocze broń pokładowa messerschmitta 110. Myśliwiec PZL P.7a podporucznika Feliksa Szyszki, dotąd szaleńczymi akrobacjami unikający wrogich pocisków podczas nierównego pojedynku ze znacznie nowocześniejszą, szybszą i lepiej uzbrojoną niemiecką maszyną, w końcu walkę tę przegrywa. Celne serie Niemca przeszywają polski myśliwiec, który staje w płomieniach i eksploduje. Siła wybuchu wyrzuca pilota z kabiny. Spadochron na szczęście otwiera się i Polak ląduje na łące nieopodal Narwi. Jest ciężko ranny, zmaltretowany wręcz. Wkrótce Brygadę Pościgową obiega powtarzana przez jego kolegów z ust do ust wiadomość: "Messerschmitty rąbały po nim aż do wylądowania, chociaż był już ranny i poparzony". Aż czternaście, albo i siedemnaście kul w nogi! Polacy zaciskają z gniewu pięści, to niesłychane, czego dopuszcza się Luftwaffe; tego, co Niemcy zrobili Szyszce, nie można puścić płazem!

Dopiero po latach stało się jasne, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Szyszka ostrzelany na spadochronie nie został. Jego rany nie były śmiertelne. Mimo iż zginął w 1942 r., już jako pilot Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, to zdążył wcześniej opowiedzieć przebieg swego wrześniowego zestrzelenia. A ta relacja przetrwała do naszych czasów (podobnie jak i inna, w której opisuje, jak to już w Wielkiej Brytanii zwalczył w sobie pokusę zabicia skaczącego na spadochronie niemieckiego pilota). Wiemy więc, że trafiło go 11 kul, z tych zaś 6 przeszyło mu rękę jeszcze podczas walki powietrznej. Przekaz o 14 czy 17 postrzałach, jakie miał otrzymać w nogi, jest więc nieprawdziwy. Wiele zaś wskazuje na to, iż Szyszka wszystkie obrażenia odniósł jeszcze podczas walki z messerschmittem i w efekcie eksplozji swego samolotu (kiedy to dodatkowo raniły go jeszcze odłamki), nie zaś później, wisząc na spadochronie. Ale wówczas, we Wrześniu, piloci Brygady Pościgowej tego przecież nie wiedzieli!

Byli za to pewni, że Niemcy zaatakowali również wiszących na spadochronach kapitana Krasnodębskiego oraz podporucznika Aleksandra Gabszewicza (wtedy pilotów Brygady Pościgowej, w 1940 r. obaj znajdą się w Dywizjonie 303) - na szczęście polskie myśliwce odpędziły oprawców od bezbronnych skoczków. Nie można jednak wykluczyć, że w gruncie rzeczy Niemcy nie brali ich na celownik, a tylko tak się Polakom w zamęcie walki powietrznej wydawało. Zdaniem Bungaya takie właśnie przypadki miały później miejsce podczas bitwy o Anglię. Jak było na pewno - nie wiemy. Wiemy za to, że polscy lotnicy święcie wierzyli w powietrzne barbarzyństwo Niemców.
Wszystko to nie znaczy oczywiście, że piloci Luftwaffe wcale procederu strzelania do skoczków w 1939 r. nie uprawiali. Jakkolwiek było, o szczęściu może mówić podporucznik Dzwonek z Lwowskiego III/6 Dywizjonu Myśliwskiego, który ratował się na spadochronie po zestrzeleniu 2 września: "Byłem na wysokości około 2000 metrów. Wtedy zauważyłem z bliskiej odległości smugę pocisków. Była niecelna. Ale ów pirat III Rzeszy nie dał za wygraną i zaatakował mnie ponownie. I tym razem sznur pocisków nie wyrządził mi szkody." Słowa Dzwonka potwierdzają relacje świadków z ziemi.

4 września mieszkańcy mazowieckiej wsi Dąbrówka są świadkami rozstrzelania w powietrzu kaprala Kawałkowskiego ze 151 Eskadry Myśliwskiej przez messerschmitta 110, pilotowanego przez kaprala Waltera Warrelmanna z eskadry 3.(Z)/LG 1. Sytuacja jest jednoznaczna: oto Niemiec strąca jeden z dwóch polskich myśliwców, a kiedy drugi z nich ucieka, messerschmitt zawraca i otwiera ogień do spadochroniarza... Poraniony Kawałkowski wkrótce umiera w lazarecie w Różanie.

Jednak los sprawia, iż to owe domniemane przypadki ataków na pilotów Brygady Pościgowej, na czele ze sprawą rzekomo rozstrzelanego w powietrzu Szyszki, nabierają wagi determinującej przyszłe wypadki. To właśnie po nich wrasta w serca polskich orłów nienawiść do lotników Luftwaffe. Wyrażają to jasno słowa podporucznika Stanisława Chałupy, które przytacza w jednej ze swych znakomitych książek Łukasz Łydżba, opisujacy dzieje polskich dywizjonów myśliwskich we Wrześniu 1939: "Coś się złamało w duszy, uleciało w dal i od tej chwili górowała nad wszystkimi uczuciami chęć rewanżu, nie przebierając w środkach. Od tej chwili jestem już zdolny do tej samej metody". Odwet został też usankcjonowany oficjalnie. "Pułkownik Pawlikowski wobec tego również nakazał strzelać do niemieckich lotników, którzy opuścili maszyny" - pisze Melchior Wańkowicz. Rozkaz wydano więc na stosunkowo wysokim szczeblu. Stefan Pawlikowski to sam dowódca Brygady Pościgowej.

Okazja do zemsty nie każe na siebie długo czekać i nadarzy się już niebawem. Co do tego, jak piloci Eskadry Pościgowej potraktowali 6 września 1939 załogę jednego z heinkli 111 jednostki bombowej KG 76, nie ma żadnych właściwie wątpliwości. Mówią o tym niemieckie dokumenty i relacje, ba - całe lata temu, jeszcze podczas wojny, opisał to już sam Wańkowicz. Opisał zwięźle, lecz z całkowitą szczerością:

"Spotkali kilka junkersów, zestrzelili dwa. Załogę tego drugiego już na spadochronach. To za zestrzelonego porucznika Sz."

Autor znał sprawę z pierwszej ręki, od jednego z pilotów Brygady Pościgowej, wraz z którymi uchodził we wrześniu 1939 do Rumunii. Tego samego epizodu dotyczy również relacja niemiecka, przytaczana przez badacza historii walk Luftwafffe w 1939 r., Mariusa Emmerlinga.
Uściślić należy tyle, że niemieckimi samolotami nie były junkersy, lecz heinkle 111, a strącono ich trzy. Lotnicy na spadochronach wyskoczyli z jednego i było ich dwóch, może trzech - z których jeden przeżył. Niemniej fakt jest faktem: Polacy ich zaatakowali, za co zresztą otrzymali później burę od własnego dowódcy, kapitana Adama Kowalczyka. A utrzymywali ponoć, że jeden z nich zaczepił skrzydłem o niemieckiego skoczka, pozostali zaś tylko z ciekawością przyglądali się tego efektom. Nieprzyjaciel głosić będzie później: "My, lotnicy niemieccy, nigdy nie zapomnimy trzydziestu jeden kolegów rozstrzelanych podczas zeskakiwania ze spadochronem."

I choć liczba ta jest najpewniej przesadzona, to przecież samo oskarżenie Polaków o atakowanie już w 1939 r. ratujących się na spadochronach załóg niemieckich z całkowitą pewnością nie jest bezpodstawne.

Łukasz Łydżba zauważa jednak: "Nie oceniajmy pilotów, bo to oni siedzieli w kabinach PZL-i, oni odczuli skutki niemieckiej agresji na Polskę, słyszeli, że 1 września i 3 września Niemcy ostrzeliwali ich kolegów ratujących się na spadochronach, widzieli pożary w Warszawie i miastach wokół stolicy wywołane nalotami. (…) Mieszanina gniewu i oburzenia była tym, czym przysłowiowa iskra na beczkę prochu..."

Polscy lotnicy uchodzą więc z ginącej II Rzeczypospolitej z pragnieniem odwetu głęboko już zakorzenionym w duszy. We Francji, a później we Wielkiej Brytanii, dostaną do ręki nowoczesną broń, która zemstę wysoce ułatwi - alianckie myśliwce będą o wiele szybsze, kilkakrotnie silniej uzbrojone i wielokrotnie bardziej śmiercionośne niż przestarzałe PZL-e, na których walczyli we Wrześniu. Polacy będą więc strącać teraz przeciwników częściej oraz łatwiej.

Były pilot Brygady Pościgowej, kapral Eugeniusz Nowakiewicz, bez wahania wykorzystał okazję do zemsty, jaka nadarzyła mu się 15 czerwca 1940. Jego relację o tym, jak potraktował załogę zestrzelonego przezeń dorniera Do 17, przytacza w swej przeciekawej książce o polskich pilotach myśliwskich we Francji Grzegorz Śliżewski:

"Już dawno szukałem takiej okazji, by odpłacić im się za kolegów, którzy w ten sposób ginęli w okolicy Warszawy. Zabrałem się do roboty i zaatakowałem tego, który wisiał niżej. Doszedłem bliziutko i samą armatką oddałem małą serię. Siła ognia straszna, bo jedna z nóg mu zupełnie odpadła przy tułowiu, druga zaś wisiała na szczątkach kombinezonu. Uprzednio kiwał rękami, żeby nie strzelać, później przestał już kiwać. Drugi spadochroniarz spadł już na ziemię, ale to mu nie pomogło, bo i tu spotkała go zasłużona kara."

Nie był to pierwszy akt odwetu w wykonaniu Nowakiewicza - wcześniej, 3 czerwca 1940, ostrzelał on już na ziemi i zabił dwóch niemieckich lotników z załogi heinkla He 111 po ich przymusowym lądowaniu. Także piloci przyszłego Dywizjonu 303 w Wielkiej Brytanii wywodzić się będą w znacznej mierze z warszawskiego pułku lotniczego, czyli z wrześniowej Brygady Pościgowej. I niejeden ratujący się na spadochronie Niemiec padnie ofiarą zemsty polskich orłów.

O odwecie lotników Dywizjonu 303 na pilotach Luftwaffe przeczytacie w artykule"Orły zemsty" w majowym numerze miesięcznika Nasza Historia (5/2014).

Tomasz Borówka
Twitter: @Tomasz_Borowka


*Egzamin gimnazjalny 2014 ARKUSZE + KLUCZ ODPOWIEDZI
*Pogoda na weekend majowy 2014: Będzie ciepło, ale nie upalnie MAJÓWKA 2014
*Eurowybory 2014: Sprawdź, kogo naprawdę popierasz [TEST WYBORCZY]
*Sprawdź, czy znasz geografię woj. śląskiego [QUIZ  DZ]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mściwe orły: jak w polskich lotnikach narodziła się żądza zemsty [HISTORIA DZ] - Dziennik Zachodni