Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek z dzikiem lub sarną: Zdejmij nogę z gazu

Jacek Drost
Najczęściej to tylko moment - zwierzęta wybiegają z lasów lub pól prosto pod nadjeżdżający samochód
Najczęściej to tylko moment - zwierzęta wybiegają z lasów lub pól prosto pod nadjeżdżający samochód Piotr Krzyżanowski
Trzeba mieć się na baczności. Coraz więcej dzikich zwierząt pojawia się na śląskich drogach. Doświadczamy tego na co dzień. Wy pewnie też.

Wbiegające na drogi dzikie zwierzęta - sarny czy dziki - stają się ostatnio plagą. Nie ma tygodnia, żeby z ich powodu nie doszło do jakiejś kolizji czy wypadku.

ZOBACZ KONIECZNIE:
W TYCH MIEJSCACH NAJCZĘŚCIEJ ZWIERZĘTA PRZECHODZĄ PRZEZ DROGI
KIEROWCO UWAŻAJ: ZWIERZĘTA POWODUJĄ WYPADKI

Wprawdzie - jak informuje podinspektor Włodzimierz Mogiła z Wydziału Ruchu Drogowego KWP w Katowicach - policja nie prowadzi szczegółowych statystyk zdarzeń z udziałem zwierząt, bo większość kierowców ich nie zgłasza, to jednak co jakiś czas opinię publiczną elektryzują informacje o takich wypadkach.

Choćby o takim, do którego doszło na leśnym odcinku drogi między Blachownią a Wrę-czycą koło Częstochowy w grudniu ub. roku, gdzie zginął młody rowerzysta, a jego pasażerka została ciężko ranna. Zostali potrąceni przez forda, którego kierowca gwałtownie zahamował, bo chciał... uniknąć potrącenia sarny.

Policjanci mówią wprost - kierowcy powinni zgłaszać tego typu zdarzenia, bo to może uratować innych przed podobnym wypadkiem.

- Zależy nam na takich informacjach. Mając te dane wiedzielibyśmy, gdzie ustawić więcej znaków ostrzegawczych - mówi podinspektor Mogiła.

Jak niebezpieczne są to sytuacje, przekonał się niejeden doświadczony kierowca. Spotkanie z dziką zwierzyną na jezdni przeżyło także troje redaktorów "Dziennika Zachodniego". Oto ich niezwykłe historie.

Kosztowna przygoda

Katarzyna Pachelska, redaktorka DZ
Moje bliskie spotkanie z sarną odbyło się w miejscu, w którym nigdy nie spodziewałabym się dzikiego zwierzęcia. W czerwcu 2013 roku na terenie gliwickiej części Specjalnej Strefy Ekonomicznej, w otoczeniu zakładów przemysłowych, pól i kępki krzaków i małych drzew koło wiaduktu. Zjeżdżałam autem z głównej drogi, tzw. ślimakiem, wyjeżdżałam już spod wiaduktu na prostą drogę, miałam na liczniku ok. 40 km/h. Zdołałam zarejestrować tylko coś dużego i rudego przed maską auta, milisekundę później zauważyłam łeb sarny, a w kolejnej sekundzie - ją sunącą bokiem po ulicy. Sekundę później już jej nie było. Zderzak był na środku solidnie wgnieciony i pokryty rudą sierścią, jedna lampa - strzaskana. Zatrzymałam się na poboczu i pobiegłam w krzaki szukać rannej sarny, ale już jej nie było. Wystarczył na szczęście tylko telefon do ubezpieczalni (a właściwie kilka połączeń). Autem dojechałam do domu, a potem do warsztatu. Naprawa trwała prawie tydzień, kosztowała ubezpieczyciela 12 tysięcy złotych.

ZOBACZ KONIECZNIE:
W TYCH MIEJSCACH NAJCZĘŚCIEJ ZWIERZĘTA PRZECHODZĄ PRZEZ DROGI
KIEROWCO UWAŻAJ: ZWIERZĘTA POWODUJĄ WYPADKI

Było niebezpiecznie

Aneta Kaczmarek, dziennikarka DZ:
W miniony czwartek, ok. 19.00, jechałam drogą w kierunku Lublińca. Za Koszęcinem z odległości 300 metrów zobaczyłam na poboczu łeb jakiegoś zwierzęcia. Pojawił się i zniknął. Zwolniłam do 70 km/h, gdy nagle jakieś 30 metrów przed maską mojego samochodu pojawiła się sarna. Stała jak zaczarowana. Nadepnęłam na hamulce, odbiłam w lewo, straciłam kontrolę nad samochodem...
Auto przekoziołkowało i wylądowało na dachu. Dzięki Bogu, że nie uderzyłam w pobliskie drzewa, a wylądowałam w rowie z torfem. Pas bezpieczeństwa mnie przytrzymał, wisiałam głową w dół, wyszłam o własnych siłach. Samochód jest kompletnie zniszczony - silnik przekręcony, cofnięta chłodnica, dach i tył zniszczone. Ja jestem na L4. Po wypadku spotkałam się z opiniami, że powinnam się zdecydować na potrącenie sarny, bo wtedy może mi by się nic nie stało. Trudno powiedzieć, jak zareagować, gdy wszystko trwa ułamki sekund. Zdarzenie z sarną nauczyło mnie dwóch rzeczy: teraz będę zwracała większą uwagę na znaki ostrzegające przed zwierzętami przechodzącymi przez drogę. A gdy pojadę przez las, nie pojadę szybciej niż 70 km/h. Muszę mieć czas na wyhamowanie.

Dziki też dają się we znaki

Marcin Kasprzyk, zastępca redaktora naczelnego DZ:
Dziki rozpanoszyły się przy drodze krajowej nr 81, popularnie zwanej wiślanką. Pamiętam, że pewnej nocy zatrzymałem się na stacji BP przy wiślance, żeby zatankować, a w pobliżu łaził wielki dzik, drugi na niedalekim parkingu. Przeraziłem się. Podszedłem do panów ze stacji powiedzieć, że dziki chodzą w pobliżu, ale wcale nie byli tym zaskoczeni. Niedługo później, kiedy jechałem tą samą wiślanką, to przy barierce rozdzielającej pasy ruchu zauważyłem średniej wielkości dzika. Zwierzę się spłoszyło, chciało wrócić do lasu, wpadło mi na maskę i uszkodziło samochód. Dojechałem do domu, ale i tak błotnik oraz lampa były do wymiany. Gdyby dzik był większy, różnie mogłoby się skończyć. Z kolei moja żona potrąciła... ptaka drapieżnego, który siedział na środku drogi. Przerażona pojechała dalej. Po chwili uświadomiła sobie, że inni kierowcy zwalniają, obracają się za nią. Zatrzymała auto i okazało się, że ptaszysko wbiło się łbem w kratkę i cały czas ciągnęła je ze sobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!