Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powódź i wielkie straty. Gdy rozum śpi, woda szaleje i niszczy

Mariusz Urbanke
GPW
Straty, które wywołuje wielka woda, byłyby mniejsze, gdyby człowiek nie walczył z przyrodą, ale z nią współdziałał. W Polsce doliny rzeczne zostały w dużej części zabudowane i nic nie jest w stanie uchronić mieszkających tam ludzi przed anomaliami pogodowymi.

Woda - niechciany przyjaciel?

Dla ludzi, którzy ratowali podczas niedawnych ulewnych deszczów co tylko się da, ta informacja może być szokująca - Polska jest jedynym państwem w Europie, któremu grozi niedobór wody. Pod względem jej zasobów zajmujemy dopiero 72. miejsce wśród 100 krajów świata!

Statystyczny Polak ma do dyspozycji około 1,6 tys. m sześc. wody rocznie. To trzy razy mniej niż wynosi średnia europejska i blisko pięciokrotnie mniej aniżeli średnia światowa. Nasze zasoby wody pitnej są podobne jak w… Egipcie; w Europie więcej wody od nas ma nawet gorąca Hiszpania. Nie potrafimy bowiem wody zatrzymać i zagospodarować. Za mało jest zbiorników retencyjnych, w których zbiera się wodę, i które stanowią obronę przed zalewaniem obszarów zurbanizowanych.

- W Polsce dysponujemy 69 stosunkowo dużymi zbiornikami retencyjnymi, ale Hiszpanie mają ich aż 1969 - mówi Andrzej Siudy, kierownik Zbiornika Zaporowego w Goczałkowicach. - Niestety, ciągle nie ma przyzwolenia społecznego na budowę nowych zbiorników - dodaje. Jedna z najdłużej prowadzonych w Polsce inwestycji - zbiornik Świnna Poręba - zostanie co prawda ukończona za rok. - Jednak lokalizację zbiornika ustanowił prof. Gabriel Narutowicz już w 1920 roku - podkreśla ekspert. - Zbiornik Racibórz Dolny dopiero rok temu uzyskał pozwolenie na budowę, choć lokalizacja i pierwsze przymiarki do budowy były już za czasów Bismarcka. To nie daje podstaw do optymizmu na temat nowych inwestycji hydrotechnicznych. W archiwach regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej w Krakowie i Gliwicach zalega wiele projektów z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Ze względu na brak funduszy zaniechano budowy nowych zbiorników. Przez te lata doliny zostały zabudowane, a tereny w większości są teraz zbyt cenne przyrodniczo, aby można było wrócić do niektórych projektów.

Natura - zapomniany sprzymierzeniec?

W wielu krajach świata trwa jednak swoisty powrót do natury. W Niemczech przestano już betonować rzeki i sięgnięto po przyjazne dla środowiska metody ochrony przeciwpowodziowej. Ren wraca we wszystkich miejscach, gdzie to możliwe, do naturalnego stanu, włącznie z odtwarzaniem nad-rzecznych obszarów łęgowych. U nas takich projektów jest bardzo mało. Takich zbiorników, jak Świnna Poręba na rzece Skawa - budowany od 1986 r., kiedy wpisano go na listę inwestycji centralnych, bo występują tam okresowe braki wody - każdy region potrzebuje kilka. Szczególnie ważne są na terenach górskich, gdzie fala powodziowa jest najbardziej gwałtowna. Resort środowiska radzi, by gminy łączyły się w związki, które wspólnie poprowadzą inwestycje hydrologiczne. Inaczej w wielu regionach powodzie nadal będą groźne, a w okresach suszy trzeba będzie kupować wodę butelkowaną, za którą konsumenci płacą 500-1000 razy więcej niż za wodę z wodociągu.

Rozum - nasz niewykorzystany atut?

- Człowiek nie dysponuje i nigdy nie będzie dysponował taką siłą, jaką ma natura. Możemy jednak - i to ludzkość stara się robić od tysięcy lat - umiejętnie współdziałać z naturą, co chroni przed skutkami takich kataklizmów, jak powodzie czy susze - mówi dr Andrzej Woźnica z Uniwersytetu Śląskiego.

Jest on też zastępcą koordynatora projektu badawczego ZiZOZap. To zintegrowany system wspomagający zarządzanie i ochronę zbiornika zaporowego, w którym modelem jest właśnie zbiornik w Goczałkowicach.

- Zbiornik goczałkowicki łagodzi skutki wezbrań na odcinku Wisły aż do Oświęcimia - wyjaśnia ekspert. Współpraca zbiornika Goczałkowice i zbiorników na Sole ma zasadnicze znaczenie także dla ochrony Krakowa, ale każdy z osobna już nie tak bardzo. - Dlatego już przed pierwszą wojną prowadzono badania nad możliwością uchwycenia i likwidacji, bądź znacznego złagodzenia fali powodziowej, przez zbudowanie zbiornika na Małej Wiśle. Dziś zbiornik ten, wspólnie z kaskadą Soły, stanowi główne źródło wody dla Śląska, a wspólnie te zbiorniki posiadają największe możliwości retencjonowania szczytów fal powodziowych w dorzeczu górnej Wisły - podkreśla Andrzej Woźnica.

Jednak, zdaniem naukowca, nawet najnowocześniejsze systemy nie poradzą sobie z naturą, a takie lokalne zjawiska powodziowe, jak ostatnio w Sko-czowie, zawsze będą się zdarzać - nawet gdy nasz system ochrony przeciwpowodziowej działałby idealnie.

- Stanie się tak zwłaszcza wtedy, gdy człowiek będzie występował przeciw naturze - na przykład budował domy na terenach zalewowych - twierdzi ekspert.

W niektórych krajach jest to zabronione, a firmy ubezpieczeniowe nie wystawiają polis na takie domostwa. Nie ma bowiem systemu, który zabezpieczyłby takie budynki przed zalaniem. Jednak te przepisy często się omija (jak - patrz ramka).

Zbiornik - czy to jedyny nasz ratunek?

- Często z ust poszkodowanych w wyniku powodzi padają słowa: "Trzeba było pogłębić rzekę" - mówi Andrzej Siudy. - Zdajmy sobie sprawę, że takie działania są nieskuteczne. W Goczałkowicach najwyższa zarejestrowana fala wezbra-niowa niosła prawie 720 m sześciennych wody na sekundę. W Sandomierzu taka fala jest 10-krotnie większa - zasilona wodami Soły, Skawy, Raby, Dunajca, Popradu… O ile trzeba by pogłębić rzekę, aby takie działanie było skuteczne? - pyta. Znacznie tańsze - choć początkowo wydaje się niezwykle drogie - jest budowanie zbiorników zaporowo-retencyjnych, które mogą mieć wiele milionów metrów sześc. rezerwy powodziowej (Goczałkowice mają 43 mln m sześc. stałej rezerwy powodziowej).

Dzięki temu Zbiornik Go-czałkowice obniżył falę powodziową w dramatycznym 1997 r. aż o 170 m sześc. na sekundę, (czyli o 39 proc.), a kaskada Soły o 575 m sześc. na sekundę (45 proc.). Teraz zredukował kulminację fali aż o 90 proc. Zbiornik spełnił też swą funkcję ochrony przed nadmierną suszą w ciągu ostatnich lat. To dzięki niemu do Wisły wpływało więcej wody i rzeka nie stała się u nas płytkim, często niezbyt przyjemnie pachnącym, rozlewiskiem - tak jak to było w Warszawie.

W okresie suszy w 2012 roku z dna rzeki zaczęły wyłaniać się tajemnicze balustrady, marmurowe posadzki, fontanny, fragmenty schodów, a nawet całych klatek schodowych. Dla archeologów, którzy szukają na dnie Wisły śladów przeszłości, było to niesamowite znalezisko. Jednak dla miasta był to niezbyt przyjemnie "pachnący" problem.

Prócz nowoczesnych zbiorników są inne rozwiązania techniczne - w postaci wałów przeciwpowodziowych. - Tu ważna rzecz, aby były odpowiednio od siebie oddalone, wtedy nie trzeba budować wysokich wałów, a rzeka może czuć się swobodnie w tzw. miedzywalu - dodaje Andrzej Siudy. - Taki wał jest swoistą polisą ubezpieczeniową na życie i mienie ludzi mieszkających na zawalu. I jak polisa powinien być traktowany, na bieżąco konserwowany, sprawdzany, koszony, po prostu utrzymywany. Kiedyś były takie zawody jak konserwator wałowy i strażnik wodny. Od ćwierć wieku już ich nie ma. Wałami opiekują się strażacy - gdy przychodzi powódź.

Widzieliśmy to w Sandomierzu podczas ostatniego wezbrania. Mobilizacja kilku tysięcy osób, a efekty... ograniczone.

Jak omijane są przepisy?

Na terenie, który w ustawie Prawo wodne jest określony jako zagrożony powodzią, nie wolno budować. Zgodnie z definicją, to obszar między wałami przeciwpowodziowymi.

Dlaczego więc się buduje? Przepisy nakazują, aby była odpowiednia dokumentacja dotycząca tego, czy dany obszar jest zagrożony powodzią. Jeżeli jej nie ma, na takim terenie można budować, mimo istnienia potencjalnego i realnego zagrożenia zalewaniem. Generalnie więc powinno być tak, że inwestor nie powinien otrzymać pozwolenia na budowę tam, gdzie jest ryzyko zagrożenia powodziowego. Jeżeli jednak jego prawnik pod-waży dokumenty dotyczące tego, że dany teren jest zagrożony powodzią, lub też jeśli takiej dokumentacji nie ma, to zgodnie z prawem można takie pozwolenie na budowę uzyskać i budować.

Od 2010 roku w Polsce trwają prace nad Informatycznym Systemem Osłony Kraju (ISOK) przed nadzwyczajnymi zagrożeniami, którego celem jest m.in. utworzenie map zagrożenia powodziowego. Mapy można pobrać ze strony internetowej: http://www.isok.gov.pl/pl/mapy-zagrozenia-powodziowego-i-mapy-ryzyka-powodziowego. - Niestety, map, choć są dostępne, nie można jeszcze wykorzystywać do planów zagospodarowania przestrzennego, ponieważ wciąż nie są zweryfikowane - mówi Andrzej Siudy. - Informacje zalewowe, w przypadku wystąpienia powodzi, można uzyskać także bezpośrednio od administratora rzek w tym rejonie, którym jest Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej. Zagrożenie powodziowe określają studia ochrony przeciwpowodziowej, które zostały opracowane przez Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej - dodaje.

Problem jednak można w sposób prosty rozwiązać.

I to bez większych nakładów.

- Po wdrożeniu ISOK w księgach wieczystych nieruchomości powinien być rozdział wskazujący, czy teren jest zalewowy, a jeżeli tak, to z jakim prawdopodobieństwem - mówi ekspert. - Wtedy tereny takie byłyby tańsze, a polisy ubezpieczeniowe odpowiednio droższe. Problem dalszego zagospodarowania w okresie dekady rozwiąże po prostu wolny rynek. A to tylko jedno zdanie w księgach wieczystych - dodaje. (MU)


*Matura 2014 ARKUSZE + KLUCZ ODPOWIEDZI + PRZECIEKI
*Elementarz: Bezpłatny podręcznik POBIERZ KSIĄŻKĘ
*Weź udział w quizach Dziennika Zachodniego. SPRAWDŹ SWOJĄ WIEDZĘ
*Prawo jazdy kat. A. Egzamin na motocykl [PORADNIK WIDEO, ZDJĘCIA PLACU]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!