Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

35-lecie Dżemu: W życiu piękne są tylko chwile. I otwarty słoik Dżemu. Już od 35 lat!

Ola Szatan
Impreza w Parku Śląskim rozpocznie się o godz. 17.00. Dżem na scenę wyjdzie o godz. 21.00. Bilety kosztują: 60, 90 i 250 zł
Impreza w Parku Śląskim rozpocznie się o godz. 17.00. Dżem na scenę wyjdzie o godz. 21.00. Bilety kosztują: 60, 90 i 250 zł Arkadiusz Ławrywianiec
Wieczorem w Parku Śląskim w Chorzowie czeka nas muzyczne święto. Legendarny Dżem świętować będzie 35-lecie. Grupa, która przez te lata nie tylko osiągała sukcesy, ale i została wystawiona na próbę przez los.

Czy będzie więcej jubileuszy? To trudne pytanie. Może być, ale nie musi. Muzycy nie myślą o kolejnej okrągłej rocznicy Dżemu, gdyż perspektywa to zbyt odległa. Ale nie myślą też o rozwiązaniu zespołu, o ostatecznym zakręceniu tego słoika. I nie mogą myśleć. Bo publiczność ciągle Dżemu chce - pisał Jan Skaradziński na końcu swojej książki "Dżem. Ballada o dziwnym zespole", wspominając jubileusz 30-lecia, który Dżem obchodził w 2009 roku. Trzy dekady artystycznej działalności muzycy świętowali wówczas w katowickim Spodku. Miejscu, gdzie tradycja Dżemowych jubileuszy narodziła się na przełomie lat 80. i 90. Jutro, 7 czerwca, Dżem znów urządzi urodzinową fiestę. Na Polach Marsowych w Parku Śląskim koncertowo uczci swe 35-lecie.

Najpierw Pokolenie Kwiatów

Przy okazji tego wyjątkowego koncertu warto znów sięgnąć po książkę "Dżem. Ballada o dziwnym zespole" (wydawnictwo In Rock), bo choć minęło już kilka lat od jej premiery, jest to doskonałe kompendium wiedzy o jednym z najważniejszych w naszym kraju zespołów.

Jan Skaradziński sięgnął do samych korzeni.

By przyjrzeć się początkom Dżemu, trzeba wykonać długi skok w przeszłość. Tak długi, że lądowanie wypadnie aż w końcówce lat 60., kiedy Polska miała zupełnie innych sąsiadów niż dzisiaj, kiedy Śląskiem władał Edward Gierek, kiedy w telewizji (jeszcze czarno-białej) nie było reklam, a w polskiej muzyce panował big beat. Jeśli już cofniemy się w te dawne czasy, to zobaczymy, że o nazwie Dżem nie było wtedy mowy. W użyciu były inne. A na samym dnie tej opowieści wyrastało Pokolenie Kwiatów. Tak nazywał się pierwszy zespół Pawła Bergera, wtedy jeszcze nastolatka. Na gitarze w zespole grali Jurek Rogalski i Andrzej Mozgawa. Ten drugi był kumplem z podstawówki Adama Otręby...

Na przełomie 1971 i 1972 roku Pokolenie Kwiatów zamieniono na Limbę. Już z Adamem jako gitarzystą (jego brat Beno grał wówczas albo sam, albo z bratem w domu). W ramach "castingu" do grupy Adam musiał zagrać solówkę "Let It Be" Beatlesów. Niedługo potem kolejna zmiana nazwy, tym razem na Wahadło, które połączyło się z Innymi...
Tak jak zespół nie miał stałej nazwy, tak nie miał też siedziby. Zatrzymywał się m.in. w Na Torach w Piotrowicach czy w Kwadratach w Katowicach-Ligocie (w znanym z "Wehikułu czasu" Pulsie akurat nie, ale tam muzycy bywali na koncertach w charakterze słuchaczy).

W książce czytamy, że chłopcy grali standardy - wolniejsze numery Hendriksa typu "Burning of The Midnight Lamp" i "The Wind Cries Mary", Cream, Spencer Davis Group, Santany, Mayalla, Free, Stonesów czy Wojciecha Skowrońskiego. Przy okazji lubili sobie na ich marginesie pojammować. No i właśnie Jamem - od terminu jam session - nieoficjalnie nazwali ich pierwsi fani, czyli bywalcy tzw. fajfów.

W takich miejscach występowali na co dzień nasi bohaterowie, no i jeszcze w salach gimnastycznych okolicznych szkół średnich na sto dni przed maturą. Bo w owych dziwnych czasach tańczyło się przy rocku, rhythm'n'bluesie, bluesie i latino rocku... Poza tym 4 grudnia i 8 marca dochodziły, jeśli się udało załatwić (a Jamowi udało się ze trzy razy), występy w ramach Barbórki i Dnia Kobiet. Wtedy młodzi muzycy porzucali Hendriksa i Cream, bo w przeciwnym razie zostaliby potraktowani grubym słowem i oblani piwem, a sięgali po Sipińską ("Zapomniałam") z Jantar ("Najtrudniejszy pierwszy krok").

Od Jamu, przez Drzem do Dżemu

A jeśli akurat nie było wolnego klubu, przyjaznego domu kultury albo pory studniówkowej w kalendarzu... "Wtedy grywaliśmy w altankach u Pawła. Tam na słynnej Tesli, a w późniejszych czasach na magnetofonie kasetowym nagrywaliśmy próby. Potem je kasowaliśmy, a te taśmy, które jednak się zachowały, w końcu poginęły na przykład przy przeprowadzkach, albo ktoś je pożyczał do posłuchania i nie oddawał" - opowiadał w książce Beno Otręba. Nazwę Jam przyjęli już prawie oficjalnie na jesieni 1973 roku. Pod koniec tego roku Otrębowie i Berger poznali Ryśka Riedla... Rysiek zaczął śpiewać. W 1974 roku zespół zmodyfikował nazwę, a ściślej rzecz biorąc, zmodyfikowano jemu. Ręka pewnej organizatorki jednego z koncertów wypisała szyld kapeli w wersji spolszczonej, za to z błędem ortograficznym. Na afiszu pojawił się Drzem. "Najpierw mieliśmy niezły ubaw. Ale potem pomyśleliśmy, czemu nie zostawić pisowni polskiej - oczywiście w wersji znanej ze słownika" - mówił Adam. Pojawiły się kolejne koncerty.

Przełomowy był rok 1979. Pojawili się dostrzegający popyt na rocka i podgrzewający koniunkturę menedżerowie, formujący te zespoły w dość pojemny stylistycznie ruch o nazwie Muzyka Młodej Generacji. Dla Dżemu, niekiedy uważanego za późne dziecko Muzyki Młodej Generacji, 1979 był rokiem, w którym tak naprawdę zaczęła się ich historia.

Przez lata swojej działalności Dżem nie tylko osiągał spore sukcesy, nagrywał płyty, które znajdowały wierne grono swoich odbiorców, ale i byli wystawiani na próbę przez los. Najpierw, gdy 20 lat temu zmarł Rysiek Riedel, a potem, gdy w 2005 roku w wypadku samochodowym zginął Paweł Berger. Kolejnym wokalistą został Jacek Dewódzki, a po paru latach zastąpił go Maciej Balcar, natomiast miejsce po Pawle zajął Janusz Borzucki.

Na to, że Dżem wciąż dobrze sobie radzi na muzycznej scenie, na pewno wpływ mają ich fani i koncerty. A tych grają dużo.
- Zespół Dżem to koncerty. Każdy jest najważniejszy. Jest spełnieniem tego wszystkiego, co robimy w życiu - mówił niedawno Beno Otręba w audycji Piotra Barona "3 wymiary gitary" na antenie radiowej "Trójki".

Basista wspominał, że grupa zagrała kilka takich niezapomnianych koncertów.

- I to wcale nie były te największe. W latach 80., w trudnych czasach, graliśmy w małych miasteczkach. Do dziś to się zdarza, że jesteśmy w kosmosie od razu po wyjściu na scenę. To niesamowite. To przeżycie, którego nie zapomina się od razu - dodawał.

Dla obecnego wokalisty Macieja Balcara Dżem to różne odsłony.

- Te wczesne to Jarocin oczywiście, oddalony o 49 km od mojego rodzinnego Ostrowa Wielkopolskiego. I te wyprawy, żeby zobaczyć Dżem i wrócić w miarę wcześnie, żeby mama nie nakrzyczała. Potem to ten moment, kiedy chłopcy powiedzieli: Młody, będziesz z nami śpiewał. I ta druga strona, inna perspektywa, ze sceny - wspominał.

Wokalista ujawnił, że zespół wciąż ma pasję do muzyki. - Mogą się dziać różne rzeczy, tak jak w rodzinie się zdarza, ale gdy wychodzimy na scenę, zaczynamy grać pierwsze dźwięki, wtedy wszystko się układa. To na pewno czar tej muzyki, tych dźwięków, tych tekstów, które jeszcze Rysiek Riedel pisał. To wszystko w dalszym ciągu trwa. Najlepszym dowodem jest frekwencja na koncertach i przede wszystkim wielopokoleniowość - dodał Maciej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!