Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Sagi, sago, sagie... [NAGO PO ŚLĄSKU]

Marek Szołtysek
Co myślicie o tej śląskiej fotografii? Nie wygląda to na zdjęcie legitymacyjne
Co myślicie o tej śląskiej fotografii? Nie wygląda to na zdjęcie legitymacyjne Marek Szołtysek
Umieszczone w tytule - sagi, sago, sagie - to nie jakieś japońskie słowo, ale śląski wyraz "sagi", czyli nagi, odmieniony w pierwszym przypadku liczby mnogiej przez wszystkie rodzaje.

Można więc przykładowo powiedzieć: sagi chop, sago baba, sagie dziycia. Ale nie o śląskiej gramatyce będzie dzisiaj mowa, lecz o nagości. Można się jednak zapytać, czy uzasadnione jest mówienie o śląskiej nagości? Z jednej strony uznając ubranie - jako element kultury, a gołe ciało - jako element natury, to w tej sytuacji ubranie może mieć śląski charakter regionalny, ale ciało już nie. Bo jak uzasadnić, że ktoś ma nogę śląską czy śląskie ucho. Nie da się. Z drugiej jednak strony sposób traktowania gołego ciała, jego ukrywanie lub nie, mówienie o nim, wstydzenie się go, nazywanie jego intymnych części, pozwala nam też nadać owej nagości aspekt kulturowy - czyli także śląski. Sądzę więc, że można nie tylko mówić o śląskiej nagości, ale nawet o całej śląskiej filozofii nagiego ciała. Dzisiaj jednak skupię się tylko na umieszczonym obok zdjęciu, zrobionym pod Gliwicami około 1950 roku. Analiza gałęzi wskazuje, że to wiosna, a bohaterką jest młoda kobieta w butach i w płaszczu. Właściwie nie wiemy, czy to jest jej płaszcz mini, czy może jakiś kabot, czyli marynarka od jej ojca, brata... Jednak wprawne oko zobaczy bez trudu, że ta kobieta wygląda, jakby pod kabotem była po sagu, czyli goła. Sagość czy intymność tej fotografii zainteresowała mnie dlatego, że nie wyszukałem jej u kogoś na dnie szuflady, ale zdjęcie to było wywieszone na wystawie pokazującej dawne życie codzienne owej podgliwickiej miejscowości. Gdy oprowadzała mnie po niej emerytowana nauczycielka i kiedy zażartowałem - O! Mocie tukej tyż sage baby! - to w pierwszej chwili przewodniczka się zdenerwowała. Pobiegła do torebki po okulary, przygląda się i mówi: "To nie pornografia! To tylko ktoś zrobił zdjęcie kobiecie, idącej z domu do stojącego pod domem haźla, czyli ubikacji. Tak kiedyś ludzie, będąc w samej bieliźnie, zarzucali tylko na siebie płaszcz - i szli!". Ach! Ślązacy to ciągle nieodgadniona jeszcze do końca tajemnica. Bo jak się ma dwuznaczne paradowanie po placu z golizną w drodze do haźla - do skromnego kroju śląskich strojów regionalnych, gdzie kiecki były aż do kostek, a jakle bez dekoltu i pozapinane po samą szyję? Jak złożone jest więc zjawisko sagości śląskiego ciała?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szołtysek: Sagi, sago, sagie... [NAGO PO ŚLĄSKU] - Dziennik Zachodni