Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jo żech jest czysty Celt! Z Alojzym Lyską spacer przez historię Bojszów [SPACER DZ]

Tomasz Borówka
W pracowni Alojzego Lyski. Półki wprost przepełnione literaturą, w dużej mierze o Śląsku - jego historii, kulturze, tradycji... Do tego liczne pamiątki, z których każda to cała opowieść. Lepszą atmosferę do pisania trudno sobie wymarzyć i wszystkie książki Lyski narodziły się właśnie tutaj
W pracowni Alojzego Lyski. Półki wprost przepełnione literaturą, w dużej mierze o Śląsku - jego historii, kulturze, tradycji... Do tego liczne pamiątki, z których każda to cała opowieść. Lepszą atmosferę do pisania trudno sobie wymarzyć i wszystkie książki Lyski narodziły się właśnie tutaj Arkadiusz Gola
Alojzy Lysko zaprosił nas na spacer po swych rodzinnych, ukochanych Bojszowach, wedle Kazimierza Kutza - wsi wspaniałej. Jej historia sięga w głębokie średniowiecze, a może i dawniej - w czasy starożytnych Celtów

Kiedy wspólnie z fotoreporterem Arkiem Golą stajemy przed domem Alojzego Lyski w Bojszowach, gospodarz wychodzi nam na spotkanie w towarzystwie Józefa Kłyka. Twórca śląskich westernów i filmów historycznych jest tu częstym gościem.

- Jak Kłyk przyjdzie, to trzy godziny nic, ino go słucham - mówi Lysko. A jest człowiekiem, który potrafi słuchać i to między innymi dzięki temu rozkwitło jego pisarstwo. Ale nie tylko o samo słuchanie tu chodzi, bo Lysko prócz słów umie czytać ludzkie emocje.

- Może mam jakiś dar od Boga. Umiem czytać z ludzkich dusz. Czytać, a później zamieniać to w słowa. Angażuję się przy tym emocjonalnie, przez co w tekst wlewają się i moje emocje. One są ważne przy pisaniu i dopełniają słowa, potęgują efekt, jaki odczuwa czytelnik. Wtedy teksty są nie tylko intrygujące, ale i uderzające - wyjaśnia Lysko.

To prawda. Sam nieraz doświadczyłem tego efektu podczas lektury Lyski. Przy "To byli nasi ojcowie" i "Duchach wojny" miejscami przechodziły mnie ciarki.

Książki i inne publikacje powstają w jednym miejscu: pracowni Lyski, która mieści się w budynku na tyłach ogrodu. To prawdziwa świątynia o niezwykłym nastroju, tchnąca spokojem, a zarazem tętniąca twórczą energią ("Jak się tu tworzy, to aż głowa gorąca. Całe laboratorium to pisarstwo"). Pracownia wypełniona jest książkami, czasopismami i pamiątkami. Każda z nich to osobna historia. Bo przecież wiąże się z jakimś zdarzeniem i przeżyciami, albo też z człowiekiem, a "każdy człowiek to jakaś niezwykła chodząca historia" (jak mawia Lysko). Tak jest z fotografią ojca w mundurze Wehrmachtu. Jego wojenne dzieje i tragiczną śmierć na polach Ukrainy opowiedział Lysko w swym kilkutomowym dziele "Duchy wojny". Poszukiwaniom miejsca spoczynku ojca poświęcony jest też film "Dzieci Wehrmachtu". Lysko odnalazł doczesne szczątki ojca, dotknął jego czaszki. Czytając opis tej sceny w artykule, jaki opublikował w bojszowskiej gazecie "Rodnia", pomyślałem: upiorna, ale święta. I piękna. Lysko historię ma we krwi.

Ale też nie tylko historia go pasjonuje, nie tylko na niej się zna.

- Przyjedźcie teraz, jak mamy tę najświeższą wiosenną zieleń! - powiedział mi przez telefon, gdy umawialiśmy termin spotkania. Siedzieliśmy w szalejącym tą wiosenną zielenią bojszowskim ogrodzie, a Lysko, który właśnie podarował nam po krzyżyku z wiosennej gałązki ("To do auta!"), chwalił się nam piękną palmą i tłumaczył, ile mądrości kryje w sobie taka tradycyjna palma z pszczyńskiej wsi.

- Jo żech jest w tej palmie zakochany - mówi. - To jest nasz znak pszczyński, nasze dzieje. Jak widzę teraźniejsze malowanki, to mnie cholera bierze. W tej naszej palmie wszystko jest ważne, każda jedna gałązka: siba, lyska, trzcionka, jałowiec, bagno, kotki, kokocyna, kalina... Może i w Bojszowach wiedział to każdy rówieśnik Lyski, ale mnie, który nie odróżni cisu od grabu czy świerka od jodły, taka praktyczna znajomość botaniki imponuje. No ale od biologii do genealogii droga okazuje się niedaleka.
- Lyska? - pytam - tak jak w pana nazwisku?

- Tak, to inaczej leszczyna. Ale jest i druga, a nawet trzecia możliwość: nazwisko mogło powstać od łyski - ptaka wodnego, albo od lisa. To ostatnie jest najbardziej prawdopodobne.

Jakkolwiek było, stało się to w pradawnej przeszłości. Bo Bojszowy są prastare. Pierwsza wzmianka źródłowa - rok 1368, nadanie ich rycerzowi Bierawie. Ale odnotowano w niej Bojszowy jako "wieś od dawna istniejącą". Domysły sięgają zatem jeszcze dalej w przeszłość, nawet poza najazd tatarski w XIII wieku, który spustoszył ziemię pszczyńską. W tajemniczej mgle dziejów majaczy niewyraźnie Piorunowa Górka w Lędzinach, wielkomorawscy misjonarze i... Celtowie. Gospodarz Paweł Lysko, siodłak na pełnołanowym gospodarstwie, pojawia się jako mieszkaniec Bojszów Dolnych w dokumencie z 1567 r. Ród mieszka na tej ziemi od wieków. Świadczą też o tym księgi parafialne, w których np. pod 1653 r. pojawia się Stanisław Lysko zwany Famatus. Owe księgi to istny skarb dla historyka. Lysko wynalazł w nich kiedyś informacje o przodkach wywodzącego się z Bojszów Kazimierza Kutza. Ten wiedział, że jego pradziadek był bojszowskim sołtysem i uchodził za jasnowidza. Babka przeniosła się do Szopienic, a o jej mężu mówiło się i pisało, że był synem powstańca styczniowego z Wielkopolski. Jednak Lysko odkrył, że dziadek Kutza również pochodził z Bojszów.

- Bojszowy to jest najgłębszy korzeń, jaki mam w sobie - powiedział Kutz przy okazji swego jubileuszu 80-lecia. Zaraz potem, wzruszywszy się jeszcze bardziej, przeszedł do spraw ogólnych - Bojszowy - wspaniała wieś. Boże! Gdyby Polska była taka, jak w tej wsi się rządzi - to bylibyśmy naprawdę szczęśliwym krajem.

Zatem gdy w towarzystwie Lyski odwiedzamy wójta Henryka Utratę (jego ojciec był listonoszem - jednym z tych, co dom po domu zbierali informacje, dzięki którym Lysko przystąpił do odtwarzania historii bojszowiaków z Wehrmachtu), głównie nie o historii rozmawiamy, ale o dniu współczesnym. Projektów i już zrealizowanych, społecznie użytecznych inwestycji, jakimi gmina może się autentycznie pochwalić i przyciągnąć nowych mieszkańców (wraz z ich pieniędzmi), jest wiele. Także w sferze duchowej: dumą i wizytówką Bojszów jest orkiestra kameralna Ponticello. - Muzyka, folklor - my, bojszowianie, z tego słyniemy. To nasze dobro! - mówi Lysko.

Jak widać, skoro tak dobrze idzie zaspokajanie potrzeb życiowych, przychodzi i kolej na te mniej materialne. Stąd idea upamiętnienia historycznych dziedziców Bojszów (tradycyjnie zwanych posiedzicielami) w formie ścieżki historycznej wzdłuż Młyńskiego Rowu. Przy wybrukowanym kostką (żeby amatorów wyścigów motorowych czy quadowych zniechęcić) deptaku stanie 12 głazów z inskrypcjami rycerza Bierawy (tego, co to w 1368 r. dostał Bojszowy od raciborskiego księcia Jana I), Bojszowskich, Pawła Kornicza, Bibersteinów, Zborowskich, Promnitzów...
Spacerując przyszłą ścieżką, rozprawiamy o tych rycerskich rodach oraz przeszłości jeszcze bardziej zamierzchłej. Pytam o pochodzenie nazwy Bojszów, która aż się prosi o pokrewieństwo ze znanym, siedzącym ongiś w Czechach celtyckim plemieniem Bojów. Ale Lysko nieco studzi mój zapał. Nauka nic o takim rodowodzie nazwy nie wie i nazwę wywodzi od starosłowiańskiego imienia Budzisz lub Budzisław. Analogie są na Morawach: Mikolov - Mikołów, Beroun - Bieruń, Budišov - właśnie Bojszowy...

- Tam, gdzie mieszkali Celtowie - mówię.

- Ja, jożech jest czysty Celt! - śmieje się Lysko. Ale czy to aby tylko żart? Nie od dziś doszukuje się on nie tylko duchowego i nie tylko pokrewieństwa pomiędzy współczesnymi Ślązakami a pradawnymi Celtami. We wsi takiej jak Bojszowy, w których całe rodziny (wśród nich i Lyskowie) kultywowały tradycję niezawierania małżeństw z obcymi, takie celtyckie geny miałyby całkiem sporą szansę przetrwać i nie rozpłynąć się w morzu innych.

Dochodzimy do figury świętej Barbary. Po drugiej stronie ulicy stoi inne, ciche świadectwo najnowszej historii Bojszów. A raczej ich straszliwego sąsiada. Bo niedaleko stąd do obozu Auschwitz-Birkenau - ze trzy kilometry do Jedliny, a za nią jeszcze jakieś dwa, tyle że za Wisłą.

Krasnoarmiejcy po wojnie rozbierali obozowe baraki w Brzezince i wymieniali deski za wódkę. Cały wóz tych desek przywieźli. Przyszły teść Lyski zbudował z nich nowy dom. Ale później go od środka obmurował. "Jeszcze cię kto we własnym domu zastrzeli" - ostrzegali sąsiedzi. Bo deski kula łatwo przebije. Obecnie jest to jedyny drewniany dom w Bojszowach. I w tym domu wychowała się żona Alojzego Lyski, pani Łucja. Zaglądamy do środka, gdzie widzimy prawdziwe cuda: klasyczny śląski bifyj, wyposażenie kuchni. A w pokoju obraz z górami.

- To ja namalowałem - stwierdza Lysko. - Tak wtedy wyobrażałem sobie Alpy. Teraz już wiem, jak naprawdę wyglądają.
Niedługo znów się w nie wybiera. Do Hallstatt. To miasteczko w alpejskim Dachsteinie dało początek całej kulturze archeologicznej, starszej niż Imperium Rzymskie. Przypominam sobie, że tworzyli ją również - a jakże - Celtowie. To nie przypadek, że Lysko odwiedza ich alpejskie siedliska.

Przystajemy przy kapliczce świętego Floriana. Kiedyś stała tu stara bojszowska fara, w początkach XX wieku bliska już ruiny. Dlatego ówczesny proboszcz Aleksander Spendel postawił w 1910 r. nową, z własnej pensji. Spendel - dobry, zapobiegliwy gospodarz, a przy tym człek skrzętny i akuratny (Lysko: "Mój idol historyczny, wielki ksiądz!") - zostawił po sobie m.in. kronikę parafialną, będącą dziś nieocenionym świadectwem przeszłości. Farorz rozliczał się w niej co do marki z każdej inwestycji w parafii. Poprzedni proboszcz, Herman Fuchs, narzekał, że aż 880 kroków dzieli go z plebanii do kościoła. Lysko kiedyś sprawdził - faktycznie 880. Może farorz Fuchs nie był tak obrotny jak jego następca, ale chyba równie, iście po prusku, precyzyjny. Spendel nie uchował się, kiedy nastała Polska, zmarł w 1922 r. Za czasów arcybiskupa Zimonia Lysko uzyskał jego poparcie dla upamiętnienia Spendla tablicą w kościele. Kolejna idea, to by właśnie za świętym Florianem posadzić 120 młodych dębów. Tylu bojszowiaków poległo podczas I wojny światowej.

- To byli nasi dziadkowie - wzdycha Lysko. A jeszcze jeden projekt, już napoczęty - to rewitalizacja terenu dawnego dworu. Tam, w cieniu dębu Świętojan, posadzonego być może ręką rycerza Bierawy, kończymy nasz spacer.

***

Alojzy Lysko urodził się w 1942 r. w Bojszowach. Nauczyciel, polityk i społecznik, szeroko znany przede wszystkim jako pisarz i publicysta zajmujący się dziejami Śląska i Ślązaków. Przedstawia je w znacznej mierze na podstawie zbieranych i gromadzonych od lat relacji ustnych. Jest niezrównanym słuchaczem, który potrafi następnie przelać na papier ludzkie przeżycia i oddać przy tym uczucia opowiadającego. Ojciec Alojzego Lyski, również Alojzy, walczył jako niemiecki żołnierz podczas II wojny światowej i poległ w 1944 r. na froncie wschodnim. Lysko przez całe lata nie znał jego losów. W końcu jednak odtworzył je i opisał w "Duchach wojny", jednej ze swoich najważniejszych książek.


*Pielgrzymka mężczyzn do Piekar 2014: ROZPOZNAJ SIĘ NA ZDJĘCIACH
*TRAGEDIA NA WIŚLE: Nurt porwał dwie dziewczyny ZDJĘCIA
*Elementarz: Bezpłatny podręcznik POBIERZ PDF
*Prawo jazdy kat. A. Egzamin na motocykl [PORADNIK WIDEO, ZDJĘCIA PLACU]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!