Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Czerwcowe przyśpiewki Fedorowicza

Krzysztof Karwat, publicysta
Ćwierć wieku... Wierzyć się nie chce, że aż tyle. Czy dlatego dziwią mnie ustalenia historyków i wspomnienia uczestników tamtych wyborów, którzy reprezentowali tzw. stronę koalicyjno-rządową. Okazuje się, że władza nie przewidywała takiej klęski. Jak to było możliwe?

Niby działały już instytuty badania opinii publicznej, ale nie były niezależne i - widocznie - metody, jakimi się posługiwały, nie obejmowały całego społeczeństwa. Poza tym narzędzia, którymi wtenczas mogli dysponować socjologowie, musiały być niedoskonałe. Przecież większość Polaków nawet telefonu w domu nie miała, więc najprostsze formy przeprowadzania sond czy ankiet pozostawały niedostępne. No i ta nieufność do wszelkich agend państwowych, która nie pozwalała mówić prawdy.
Podejrzewam też, że - jak wszystkie tego typu instytucje w PRL-u - również CBOS służyło legitymizowaniu decyzji, które i tak wcześniej podejmowano w kierownictwie PZPR-u.

Tak to już jest: w systemach totalitarnych "poddani" wolą ukrywać prawdę, nawet jeśli ją znają. Bo nigdy nie wiadomo, czy posłańcom przynoszącym złe wiadomości władza nie zetnie głów.

Najbardziej jednak zadziwia pycha. Komuniści chyba naprawdę wierzyli, że naród - nawet jeśli ich nie kocha - to jednak toleruje i, choćby ze strachu, wybierze stabilizację.

Myśleli tak, bo rzeczywiście społeczeństwo było złamane i zmęczone. Frekwencja wyborcza wyniosła w czerwcu 1989 roku niecałe 63 proc. Dzisiaj wydaje się wysoka, ale przecież to były pierwsze, choć tylko częściowo, wolne wybory (Senat wybieraliśmy w pełni demokratycznie). Taki wynik to na Zachodzie norma, nieuwzględniająca nadzwyczajnych okoliczności. Wprawdzie czuło się w tamtych dniach wyraźne podniecenie i mobilizację, to jednak jakiejś zbiorowej euforii nie było.
Ówczesnej atmosfery nie da się porównać do gorącego sierpnia roku 1980, który buzował niesamowitą energią i nadziejami. Mimo wszystko brakowało wiary? Chyba trochę tak. Stan wojenny i późniejsze lata "normalizacji" spacyfikowały entuzjazm i wolę działania.

Dlatego - co po ogłoszeniu wyników pierwszej tury było nie do uwierzenia - tak szybko odwróciła się karta wyborcza i rychło do władzy doszli postkomuniści (tak zwano tych ludzi establishmentu, którzy postawili na zmiany ustrojowe; dziś wiemy, że oni naprawdę odrzucili stare dogmaty i lojalnie włączyli się w główny nurt przemian, co wcale w roku 1989 nie było takie oczywiste).

Jak przyjąłem wyniki? Z radością - to jasne. I bez zaskoczenia. Bo jednak ofensywę Solidarności i jej politycznych przybudówek było widać na każdym kroku. Plakaty, ulotki, gazetki, uliczne wiece. Niby była jeszcze cenzura, ale zupełnie wyluzowała.

Nie zapomnę zwłaszcza Jacka Fedorowicza, powszechnie lubianego aktora i satyryka, o którym było wiadomo, że w stanie wojennym mocno wspierał swymi talentami opozycyjne podziemie. To on codziennie stawał na schodach Teatru Śląskiego w Katowicach i, skandując, kazał tłumowi powtarzać: Cheł-ko-wski, Pio-tro-wski, Wie-lo-wie-yski. Przyspieszał i zwalniał. Akcentował raz tak, raz siak. Po paru minutach układała się z tego skoczna przyśpiewka. Trochę z kujawiaka, trochę z mazura albo innego krakowiaka. Było wesoło i radośnie. Nikt, kto przechodził wtedy przez Rynek i tarasował tramwajom przejazdy, nie mógł mieć wątpliwości, jak się nazywają i kim są kandydaci komitetów obywatelskich do Senatu.

Szoku doznałem kilka tygodni później (może jednak miesięcy?). Aleksander Kwaśniewski, który wówczas wyrastał na lidera odnowionej lewicy, ale jeszcze o fotelu prezydenta Polski chyba nawet nie śnił, w wywiadzie telewizyjnym zadeklarował, że nie widzi przeszkód, by następne wybory były całkowicie wolne, co oznaczało również zgodę na rezygnację z tzw. list krajowych (na niej umieszczano nazwiska, które "muszą" być w Sejmie). Uznałem wtedy - mylnie, jak się okazało - że dawnej władzy coś się w głowie poprzestawiało, więc z nieznanych powodów chce popełnić zbiorowe harakiri.

Nie wiem, czy Aleksander Kwaśniewski już wtedy wiedział, że wahadło wyborcze musi się poruszyć, bo koszty społeczne reform będą olbrzymie. A może jednak wyraził swe prawdziwe przekonania, które wcześniej musiał skrywać? A może po prostu był mądrzejszy od nomenklaturowej starszyzny, której na szczęście nikt już nie chciał słuchać

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karwat: Czerwcowe przyśpiewki Fedorowicza - Dziennik Zachodni