Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Różnorodność i odmienność w śląskości

Krzysztof Karwat
Słowo "wielokulturowość" zrobiło zawrotną karierę zwłaszcza w latach 90. minionego stulecia. Używano go w opisach i interpretacjach historii Górnego Śląska, ale także jako oręż w walce z nowymi przejawami nacjonalizmu i spuścizną propagandy komunistycznej. Sam też chętnie się nim posługiwałem, bo było niczym porozumiewawcze mrugnięcie okiem do tego czytelnika, który - wierzyłem - podziela moje poglądy na temat naszych regionalnych "niejasności".

Ale bywało również dość prymitywnym wytrychem, które otwierało i zamykało każdą dyskusję o przeszłości i przyszłości.
Dzisiaj pojęcia "wielokul-turowość" - w odniesieniu do Górnego Śląska - nie słyszy się już tak często. Czy dlatego, że jest jak worek, do którego wrzucono wszystkie wartości, wcześniej tak w nim mieszając, by zabić poszczególne komponenty i zdjąć z nich narodowe "skazy" (obojętnie: polskie, niemieckie czy jakiekolwiek inne)? Bo, rzeczywiście, rozbiór gramatyczny tego słowa może sugerować, że nie istnieje odrębny system składający się na fenomen, nazywany kulturą śląską.

Byłaby ona wtedy - w skrajnym ujęciu - tylko rodzajem zhomogenizowanej papki zlepionej z różnych elementów, które niekoniecznie do siebie przystają. Wysiłek współczesnych zaś, zmierzający do tego, by się w tej rzeczywistości jakoś zmieścić, miałby polegać na akceptowaniu wszelkich form różnorodności i tolerowaniu każdej odmienności.

Takie widzenie i definiowanie wielokulturowości naszego regionu zbliżałoby je do tego, co współcześni Europejczycy określają mianem "multi-kulti". A przecież górnośląska konurbacja mimo wszystko nigdy nie przypominała wielobarwnych metropolii niemieckich, francuskich czy angielskich, którym tak wyraźny ton nadali imigranci z różnych stron świata.

To bynajmniej nie są tylko rozważania teoretyczne. Próby rozstrzygnięcia, co jest "kulturą śląską", a co "kulturą Śląska" - no i czy taki podział ma sens - podejmowane były już w latach 80. ubiegłego wieku. Także na tych łamach. Zwykle z tym pierwszym pojęciem łączono tylko folklor (wiejski i miejski), z drugim - wytwory kultury "wysokiej" (odrębnie - polskiej, odrębnie - niemieckiej).

Zadowalających i jednobrzmiących odpowiedzi nie udało się znaleźć. Dzisiaj jesteśmy trochę dalej, czyli jakby bliżej prawdy. Ona jednak chyba jednolitego oblicza nigdy nie przyjmie. Oto przykłady.

Dla jednych poezja Josepha von Eichendorffa to fragment romantyzmu niemieckiego, narodowego, więc nie ma sensu wpisywać jej w krąg kultury śląskiej, skoro powstawała daleko stąd, a wątki lokalne właściwie są w niej nieobecne. Dla drugich - taka myśl to świętokradztwo, bo przecież ten pisarz urodził się, wychował i umarł na Śląsku (ba!, znał również miejscowy dialekt).
Na przeciwległym brzegu odnajdziemy na przykład Walentego Roździeńskiego, autora napisanego na początku XVII wieku poematu "Officina ferraria, abo huta i warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego". To wielkiej klasy zabytek piśmiennictwa polskiego.

Owszem, śląski rodowód tego dzieła jest oczywisty, a jednak na ogół wyraźniej wpisuje się je w nurt ogólnonarodowego dziedzictwa, niźli tylko regionalnego. I bynajmniej nie wartość literacka - podobnie jak w przypadku Eichendorffa - o tym decy-duje.

W wielowiekowym mocowaniu się żywiołów polskiego i niemieckiego, kiedy tylko pojawiała się taka możliwość, wygładzano zarysy regionalnych granic i kontekstów na rzecz wartości stricte narodowych. Zyski były ewidentne, ale i straty wymierne, bo nie na wszystkich polach toczyła się polityczno-ideologiczna rywalizacja i wojna. Stąd te wybuchy nacjonalizmów, fale niechęci i wrogości, ogarniające ludzi, którzy na co dzień byli sąsiadami.

Dlatego dziś chętniej niż kiedyś zdejmujemy z dziedzictwa przeszłości te znaki i symbole, których nieraz jedynym walorem było to, że ostro manifestowały przynależność do jednego bądź drugiego kręgu językowego.

Nareszcie, choć z oporami, przebija się inna postawa poznawcza, która mieści w obrębie kultury śląskiej zarówno twórczość - na przykład - Gustawa Morcinka, jak i Horsta Bienka czy piszącego po czesku i niemiecku Oty Filipa. Skoro tak, to może rzeczywiście w takich przypadkach należałoby zrezygnować z pojęcia "wielokulturowość", bo ono, należąc do kanonu języka poprawności politycznej, nieraz zaciemnia obraz Śląska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Karwat: Różnorodność i odmienność w śląskości - Dziennik Zachodni