Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O mundialu, taśmach i słowach na k... i ch...

Jacek Grudzień
Jacek Grudzień
Jacek Grudzień Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
W mediach trwa niespodziewana rywalizacja między "aferą podsłuchową" a mundialem, o to co bardziej będzie przykuwało uwagę Polaków. I pewnie nie ma w kraju człowieka, który bardziej niż premier żałuje, że mamy tak słabą reprezentację piłkarską.

Bo proszę sobie wyobrazić kto chciałby czytać stenogramy podsłuchanych rozmów prowadzonych przez najważniejszych ludzi w państwie, gdyby na przykład Maciej Szczęsny był takim bohaterem jak bramkarz Meksyku we wtorkowym meczu z Brazylią. Na razie możemy cieszyć się z faktu, że po raz pierwszy od lat gdy naszych brakuje w wielkiej imprezie, nasz piłkarz Robert Lewandowski jest wskazywany jako wielki nieobecny. No i może znów "nasz" Podolski strzeli bramkę, udzieli po polsku wywiadu i zadedykuje gola Górnikowi Zabrze.

O politycznych skutkach ujawnienia taśm, na których nagrywano najważniejsze osoby w państwie debatować będzie się zapewne długo. Jest jeszcze jeden wątek ewentualnych skutków afery, zupełnie niezwiązany z polityką. Jeśli tak łatwo można nagrać tak "strzeżonych" ludzi, to co ze zwykłymi obywatelami, którzy dyskutują o w kawiarnianym lub restauracyjnym zaciszu o zawodowych sprawach, niekoniecznie językiem uznanym na salonach. Każdy z nas może sobie łatwo wyobrazić jaka by była afera w naszym miejscu pracy, gdyby takie rozmowy były upublicznione. I sądzę, że większość z nas takie sytuacje może sobie wyobrazić bez trudu, bo w końcu któż, nawet sporadycznie, nie lubi rozmawiać o nieobecnych i ich oceniać.

Wreszcie sprawa używania wulgaryzmów. Wszyscy się oburzają, ale któż z nas takich słów nie używa, żeby "wzmocnić" wrażenie na słuchaczu. Trudno mi sobie wyobrazić rozmowy przy piwie pełne uprzejmości i konwenansów, gdzie najbrutalniejszym słowem jest "kurde" lub "kurcze". Wszyscy znamy takich ludzi, którzy podczas wystąpień publicznych mówią pięknym literackim językiem, a na co dzień posługują się słownictwem, którego na łamach gazety powtarzać nie wypada. Nawet na naszym podwórku można wskazać konkretne historie i konkretnych ludzi.

Wulgaryzmy stały się czymś tak naturalnym, że przestaliśmy zwracać uwagę na to, iż bez względu na status społeczny i wykształcenie ich używanie stało się normą. Można wszystko zwalać na Władysława Pasikowskiego za to, że nakręcił "Psy" i za sprawą tego filmu mnóstwo ludzi, którzy teraz zajmują eksponowane stanowiska w państwie chciało mówić tak jak Franz Maurer grany przez Bogusława Lindę. Jak ważne stały się "brzydkie słowa" widać i słychać po występach kabaretów, które święcą medialne i sceniczne triumfy. Gdy występ nie idzie tak jak powinien, wystarczy użyć, nieważne w jakim kontekście, słów na "k" i "ch" i salwy śmiechu są zapewnione. Gdybym sam nie widział i nie słyszał, to pewnie bym nie uwierzył, ale gdy młodzieniec chce wyznać miłość, to to też słowo "kocham" ozdabia wulgaryzmami. Efekt murowany. To jakiego języka używamy jest oczywiście sprawą marginalną przy aferze taśmowej. Podsuwa jednak ciekawe wnioski jak bardzo zmienił się sposób porozumiewania się w ostatnich latach. O tym jak mówimy i rozmawiamy, decyduje w coraz większym stopniu kino, a coraz mniej literatura. I może to bardzo dziwne wnioski z całej afery, ale kończę apelem o czytanie książek, bo ci co czytają są zupełnie innymi ludźmi i inaczej patrzą na świat. Miłego czytania na koniec długiego weekendu.

Autor jest dyrektorem i publicystą Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: O mundialu, taśmach i słowach na k... i ch... - Dziennik Łódzki