Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gerard Wodarz. Na lewym skrzydle nie miał sobie równych [HISTORIA DZ]

Teresa Semik
Gerard Wodarz był wybitnym piłkarzem Ruchu Chorzów. Z polską drużyną zdobył w 1936 r. na Olimpiadzie w Berlinie IV miejsce. Gdzie nam dziś do tego sukcesu?

Na tej olimpiadzie w Berlinie Gerarda Wodarza wybrano najlepszym skrzydłowym turnieju. Podczas meczu: Polska - Anglia strzelił cztery bramki. Pewnie dlatego jest też pierwszym polskim piłkarzem, któremu Anglicy zaproponowali grę u siebie. Był rok 1945, a on tęsknił do żony i córek, które zostawił z powodu wojny w Hajdukach Wielkich, dziś Chorzowie Batorym. Wrócił więc do swoich nie dbając o międzynarodową karierę.

- W szafie przez cały czas wisiało jego ubranie olimpijskie z orłem biało-czerwonym - wspomina syn piłkarza, Lucjan Wodarz. - Olimpiadę w Berlinie w 1936 roku, w piłkarskiej reprezentacji Polski, nosił w sobie cały czas.

Księgowy na boisku

W plebiscycie "Sportu" na "Dziesięciu wspaniałych śląskiego futbolu z lat 1920-1939" Gerard Wodarz z Ruchu Chorzów zajął I miejsce. Gdy odszedł w 1982 r. młodszy kolega klubowy, Gerard Cieślik mówił: "Zmarł największy w historii polskiego piłkarstwa lewoskrzydłowy, jeden z najwybitniejszych w Europie w latach 30. Był dla mnie wzorem najgodniejszym do naśladowania".

W koszulce reprezentacji Polski Wodarz rozegrał 31 meczy, strzelił 13 bramek. To z jego podań Ernest Wilimowski strzelał gole. Nie przepadali za sobą, bo bardzo się różnili. Wodarz był porządny do bólu. Jedna z gazet napisała w 1937 roku, że piłkarzy Ruchu można bez trudu namówić na wódeczkę i potem cała drużyna "podochocona kręci się po ulicach Wielkich Hajduk. Nie tyczy to naturalnie wzorów klubu: Wodarza i Giemzy". Wilimowski był trochę hulaką. Gdy w 1934 roku Gerard brał ślub z Łucją, przysłał telegram: "Szczęść Boże Młodej Parze. Ernst Wilimowski". Jest do dziś wśród rodzinnych pamiątek.
Z zawodu Gerard Wodarz był księgowym, pracował w hucie "Pokój". Przyjaźnił się z Teodorem Peterkiem, byli sąsiadami. Zdaniem historyków sportu Wodarz, Peterek i Wilimowski współtworzyli najlepszy atak w historii Ruchu Chorzów.

Mógł grać w Anglii...

Wojna przerwała znakomicie zapowiadającą się karierę sportową, a Gerard Wodarz był wciąż w znakomitej formie. 24 sierpnia 1939 roku dostał powołanie do wojska polskiego, 75. Pułku Piechoty i walczył w kampanii wrześniowej. Wrócił do domu i do pracy w hucie, ale już na produkcję, co tylko na jakiś czas odsunęło powołanie do Wehrmachtu. W końcu armia niemiecka upomniała się o niego, jak o każdego Górnoślązaka. Ruszając na tę wojnę zaszył w spodniach swoją legitymację olimpijską.
Służył w Antwerpii. Wkrótce po lądowaniu aliantów w Normandii dostał się do niewoli. - Nie pytałem o ten czas wojny, on sam za wiele nie mówił, właściwie wcale nie mówił - poprawia się syn Wodarza. - Wracał tylko do dwóch epizodów. Raz, gdy chował się w rowie, a wokół szalała nawałnica, wyjął harmonijkę i zaczął grać. Może dla odreagowania, może pomyślał, że to już ostatnia wydmuchana melodia? Musiało mu to na tyle mocno utkwić w pamięci, że czuł obowiązek nam o tym opowiedzieć.
Wpadł w ręce francuskiej partyzantki, przy innej okazji. Uratowała go legitymacja olimpijska zaszyta w spodniach. Trafił do Amerykanów, a ostatnie miesiące wojny spędził w Anglii, w obsłudze naziemnej RAF-u.
Wrócił w grudniu 1945 roku. Grał jeszcze krótko wyczynowo. "Wszystkiego nauczyłem się dzięki zamiłowaniu do sportu - napisał we wspomnieniach. - Zwinność i zręczność wyrabiałem w codziennych zabawach. Kiedy mi coś nie wychodziło, ćwiczyłem tak długo, aż doprowadziłem dany element do perfekcji. Początkowo słabiej strzelałem prawą nogą, ale po roku nie było już dla mnie różnicy". Potem sędziował i szkolił kadrę wielu klubów na Śląsku.

Niebywała kondycja

- Chodziłem z tatą na mecze, na stadion Ruch Chorzów miał wolną kartę wstępu - wspomina Lucjan Wodarz. Z okna mieszkania w Chorzowie Batorym widzieli szkolne podwórko, grali na nim często. - Ojciec uznał, że mistrzem nie zostanę. Dlatego skończyłem studia górnicze.

Nadal grali. Lucek z bratem bliźniakiem po jednej stronie boiska, Gerard Wodarz z żoną po drugiej . Żona na bramce. - Zawsze nas ograł - dodaje syn.

Skromny, zawsze z olimpijskim spokojem, tak go zapamiętała rodzina. - Tego spokoju mu zazdroszczę - mówi Lucjan Wodarz. - Do tego było w nim coś takiego szlachetnego.

Był człowiekiem czynu. W wieku 63 lat z rozbiegu robił stójkę. Zmarł nagle, w wieku 69 lat. Nigdy nie chorował, czy może nigdy na zdrowie się nie skarżył. Szedł właśnie do dentysty, z powodu paradontozy, drogą przez cmentarz. Nagle poczuł się gorzej. Oparł się o najbliższy pomnik i zmarł na tym cmentarzu na zawał.


*Mundial 2014: Pełne składy wszystkich zespołów grających na Mundialu 2014
*2500 górników na bruk w Kompanii Węglowej. To tragedia!
*Basen Ruda w Rybniku najpiękniejszy w Polsce? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Elementarz: Bezpłatny podręcznik POBIERZ PDF

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!