Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewidomi przewodnikami po Zabrzu

Redakcja
Fotoreporter Arkadiusz Gola: Olek Krajewski nie widzi wcale, ale ponieważ nie mogłem sfotografować absolutnej ciemności,  jaką chłopak ma przed oczyma, postanowiłem  użyć tej samej soczewki, którą zastosowałem do zdjęcia powyżej, ale wykonałem to zdjęcie nocą. Po to, by obraz jak najdalej od środka był po prostu czarny
Fotoreporter Arkadiusz Gola: Olek Krajewski nie widzi wcale, ale ponieważ nie mogłem sfotografować absolutnej ciemności, jaką chłopak ma przed oczyma, postanowiłem użyć tej samej soczewki, którą zastosowałem do zdjęcia powyżej, ale wykonałem to zdjęcie nocą. Po to, by obraz jak najdalej od środka był po prostu czarny Arkadiusz Gola
Czym pachnie typowe śląskie miasto? Chlebem, wędzoną szynką, a także... szarym mydłem i cytryną. Piękne zapachy mieszają się z fetorem i stęchlizną. Na nietypowy spacer po Zabrzu z Darią i Olkiem, którzy nie widzą, wybrała się Maria Olecha

Święta Bożego Narodzenia kojarzą mi się z nadzieją, ciepłem, herbatą z cynamonem, pomarańczami i żywą choinką - mówi Daria Brandys. - Gdy byłam mała, uwielbiałam przedświąteczną krzątaninę po domu, po sklepach, bo na każdym kroku czułam święta. Teraz tego już nie ma - mówi z żalem dziewczyna.

Komórka pani dzwoni - mówi Olek. Zaskoczona zaglądam do torebki. Rzeczywiście dzwoni mój telefon

Na wspólny spacer po Zabrzu umówiłyśmy się na placu Krakowskim, w centrum miasta. Towarzyszy nam Aleksander Krajewski. Z białą laską w ręce, dziarski, pogodny. Uważnie stąpa po oblodzonym chodniku, omija zwały śniegu zalegające nieopodal jednego z budynków. Dotyka jego ścian.

- Są zimne, z cegły, gładkie. Czy to miejski basen? - pyta mnie Olek, który natychmiast zwraca uwagę na wszechobecny hałas. Po ul. 3 Maja pędzą samochody, jedzie autobus, tramwaj. Chodnikami idzie sporo ludzi.

- Komórka pani dzwoni - mówi do mnie Olek. Zaskoczona zaglądam do torebki i przekonuję się, że rzeczywiście dzwoni mój telefon. - Wyłapuję takie dźwięki, choć hałas jest tak wielki, że z trudem słyszę kroki ludzi - dodaje z uśmiechem.

Wchodzimy do pobliskiego sklepu. - Pachnie wołowinką, kiełbaskami i taką pyszną wędzoną szynką - bezbłędnie rozpoznaje zapachy sklepu mięsnego Daria. - Czuję święta! - cieszy się dziewczyna.

Olek milczy. Wyczuwa, że chcę go spytać o powód jego milczenia, więc sam zaczyna mówić.
- Kiedy traci się wzrok, inne zmysły automatycznie się nie wyostrzają. To tak nie działa. Po prostu dużo bodźców dociera przez oczy, a kiedy to nie jest możliwe, muszą przedostać się w inny sposób. Ja odbieram je uszami - mówi Olek.

Aleksander Krajewski nie widzi od 11 lat. Cierpi na retinopatię cukrzycową. Razem z lekarzami przez dwa lata walczył, aby jego oczy nadal widziały. Przeszedł poważną operację. I nic.
- Mam czarno przed oczami. Nie widzę pani - mówi patrząc mi prosto w oczy. - Całe życie miałem pamięć wzrokową. Kiedy straciłem wzrok, straciłem też pamięć - wyznaje mężczyzna. - Na początku było mi bardzo trudno się z tym pogodzić. Kiedy straciłem wzrok, zostałem całkiem sam. Musiałem się wszystkiego uczyć na nowo. Najprostsze czynności okazywały się bardzo trudne. Uczyłem się chodzić, choć bardzo się bałem, uczyłem się smarować kromkę chleba, ścierać kurz - opowiada Olek.

Ruszamy dalej. - Jak tu przyjemnie pachnie chlebem! Jesteśmy w piekarni - uśmiecha się Olek. - Zapach chleba kojarzy mi się z domem, z bezpieczeństwem, ze świętami - mówi rozmarzonym głosem Daria. W piekarni pachnie pięknie - chlebem, mąką, zmieloną pszenicą i drożdżówkami z serem. - Brakuje mi zapachu piernika. Moja mama piekła piernik zawsze na święta - wspomina Olek. - Ale za to jest ciepło, przytulnie i te zapachy! - śmieje się Daria.

Daria Brandys ma 26 lat. Studiuje finanse i rachunkowość na specjalności informatyka w finansach w Wyższej Szkole Bankowej w Chorzowie. Jest drobną, szczupłą blondynką. Ma delikatny makijaż. Nieśmiało się uśmiecha. Za to na powitanie dłoń ściska zdecydowanie.

Kiedy poznaję Darię, trudno mi uwierzyć, że ta sympatyczna i oczytana dziewczyna widzi tylko jednym okiem. I to słabo. - Urodziłam się jako wcześniak. Miałam zaledwie 6,5 miesiąca. Problemy ze wzrokiem mam od urodzenia - mówi cicho Daria. - Mam astygmatyzm, krótkowzroczność, oczopląs, różnowzroczność i bardzo wąskie pole widzenia - wylicza dziewczyna. - Noszę okulary, ale tak naprawdę widzę lewym okiem w 60 proc. Prawym tylko w 12 proc., czyli prawie wcale. Lekarze mówią, że kiedyś stracę całkowicie wzrok - wyznaje Daria.

Ożywia się, gdy wchodzimy do kolejnego sklepu. - Nie potrafię określić tego zapachu, ale kojarzy mi się z porządkami przedświątecznymi, z przebieraniem pościeli, prasowaniem zasłon, praniem firan - opowiada dziewczyna. - Tutaj czuć świeżość - stwierdza Olek. Proszę, aby spróbowali odgadnąć, gdzie jesteśmy. - Kosmetyczny? - strzela Olek. Daria jest bliżej: - To chyba sklep z pościelą, z materiałami, włóczkami, guzikami, czyli pasmanteria?

Schodzimy schodami z estakady na ul. 3 Maja. - Robi się gwarno, czuję ludzi i czuję chaos - ocenia Olek. - Czy zbliżamy się do dworca autobusowego lub kolejowego? - pyta mnie Olek. Nie zdradzam mu jednak, gdzie zmierzamy. - Trochę śmierdzi jak w szalecie, ale ludzi jest dużo. Czuję, że są nerwowi i się spieszą. O! Dzwonią komórki. A tamta pani krzyczy i wygraża kierowcy, który pewnie odjechał jej sprzed nosa. To musi być dworzec autobusowy na Goethe'go - kwituje Olek.

Spacerujemy dalej. - Pachnie szarym mydłem z odrobiną cytrynki. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy - wyznaje po wejściu do dworcowego holu Olek. Gdy mówię mu, że to dworzec PKP jest zaskoczony. Kiedy podchodzimy do kasy w powietrzu unosi się słodki i mdły zapach damskich perfum. - Tutaj zawsze czuło się smród i biedę. Mróz trochę ten fetor zabił - uważa Daria.

W kolejnym miejscu moi towarzysze z miejsca czują farbę drukarską. - Może to sprawka "Dziennika Zachodniego", bo jesteśmy w kiosku - żartuje Olek. Dotyka okładek różnych czasopism. - Poznaję, ile który magazyn kosztuje po okładce i jakości papieru. Ten magazyn jest pewnie dla kobiet, bo szeleści opakowanie - mówi o "Twoim Stylu" Olek. - A to zwykła "kolorówka", bo papier kiepski - zaznacza.
Wchodzimy do kolejnego budynku. Mija nas krępy, niewysoki mężczyzna. Tuż za nim w powietrzu unosi się zapach tytoniu, który natychmiast miesza się z wyraźnie wyczuwalną emulsją do ścian.

- Może niedawno był tu remont i malowali ściany? - zastanawia się Olek. Ani on, ani Daria jeszcze nie wiedzą, gdzie jesteśmy. Tajemnica zostaje zdradzona, gdy słyszymy głośne przybijanie pieczątki. - Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że to poczta! - mówi zaskoczona Daria. - Tak tu cicho, w ogóle nie pachnie pocztą! - A jak pachnie poczta? - dopytuję. - Zawsze czuć było klej do znaczków i zawsze był gwar, panie w okienkach głośno waliły pieczątkami. A tu nic... - opowiada.

Z poczty idziemy wprost do księgarni św. Jacka, ale tego moim towarzyszom oczywiście nie zdradzam. - Pachnie antykami, kurzem i książkami. Czy my jesteśmy w księgarni? - pyta wyraźnie rozradowana Daria. - Ja bardzo lubię czytać, choć nie powinnam, bo bardzo słabo widzę - mówi ściszając głos.
Proszę Darię i Olka, aby mi opowiedzieli, jak pachną książki. - Każda inaczej - uważa Olek. - Inaczej stara książka, zniszczona, inaczej nowa, prosto z księgarni, jeszcze inaczej taka, która leży na regale w domu - podkreśla. - Inaczej, czyli jak? - dopytuję. Chwilę się zastanawia. - Taką bardzo, bardzo starą książkę czuć trochę stęchlizną, ale to jest przyjemne. Nowa pachnie... nowością, po prostu farbą drukarską i papierem - uśmiecha się Olek. Przyznaje, że zanim stracił wzrok, bardzo dużo czytał. Wprost pochłaniał różne lektury, biegał po nowości do biblioteki. Od niektórych powieści ciężko go było oderwać. Gdy czytał, zapominał o Bożym świecie. Teraz zostały mu audiobooki.

- Zrobiło się ciszej, słyszę stukot obcasów, choć jest sporo śniegu - mówi w pewnym momencie Olek. Rzeczywiście, na deptaku na ul. Wolności jest znacznie spokojniej.

W ciszy wchodzimy do lokalu, w którym mieszają się chyba wszystkie najpiękniejsze zapachy świata. - Pachnie bitą śmietaną, kawą z pianką, cytrynowym ciastem i rurkami z kremem - wylicza Olek. - Ja czuję karpatkę, bakalie, lukier cytrynowy i kawę z ekspresu ciśnieniowego - mówi z uśmiechem Daria. - To musi być kawiarnia albo cukiernia - stwierdzają zgodnie. A o czym marzą? Daria chciałaby założyć kiedyś rodzinę i mieć własny dom. Olek chce odzyskać wzrok. I pamięć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!