Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Metallica, Warszawa, Stadion Narodowy. To był ogień [RECENZJA + WIDEO + ZDJĘCIA] Sonisphere Festival

Marek Twaróg
Koncerty amerykańskich grup Metallica, Alice in Chains i Anthrax były największymi atrakcjami tegorocznej 4. edycji Sonisphere Festival na Stadionie Narodowym w Warszawie. Sonisphere Festival to jeden z najpopularniejszych festiwali heavy metalowych, w Polsce odbywa się po raz czwarty. Jej główna atrakcja imprezy to występ Metalliki, jednego z najpopularniejszych zespołów heavy metalowych. METALLICA W WARSZAWIE - SONISPHERE FESTIVAL, KONCERT NA STADIONIE NARODOWYM - RECENZJA + ZDJĘCIA

METALLICA W WARSZAWIE NA STADIONIE NARODOWYM (SONISPHERE FESTIVAL) - RECENZJA KONCERTU:

Owszem, będzie coś na „nie”. Nie wszystko na warszawskim koncercie Metalliki było idealne. Kosztuje mnie dużo to wyznanie, bo od razu mówię: Metallica to pół mojego życia, przez ćwierć wieku meldowanie się na każdym koncercie niemal tuż pod sceną coś znaczy (dla mnie w każdym razie).

Od początku miałem jakieś inne odczucia niż 2, 6, 18 czy - to już w ogóle - 23 lata temu, w końcu to nie jest normalne, że zna się w 100 procentach setlistę. Niby zawsze się sprawdzało, co na tourze grali wcześniej i przewidywało dość celnie, co zabrzmi, ale w 100 procentach – nigdy.

Już! Ecstasy of Gold! Czemu cały stadion nie wyje? Może pod scenę nie dochodzi, co się dzieje na trybunach? No i są, wychodzą: Lars, jak zwykle, stoi i pozdrawia. I… - ha - nie nabija Creeping Death. No jasne, będzie Battery. To znaczy jasne dla wszystkich, z wyjątkiem dziesiątek spanikowanych dziewczyn, chłopcząt i pań, którzy chyba wypuścili się za blisko barierek i teraz z obłędem w oczach i wyraźnym wyrzutem w stosunku do moshujących fanów, uciekają spod sceny. „Battery” to ogień, wiadomo, potem jest tylko gorzej – to znaczy – lepiej. „Master…”, czego można chcieć więcej? I wtedy słychać stadion. Tak, kilkadziesiąt tysięcy ludzi wrzeszczy „Master!”, „Obey your Master!”. James to słyszy, zachęca, kieruje mikrofon w stronę publiczności. Jest pięknie.

Potem spokojnie – „Welcome Home”, coś chyba Kirkowi nie wyszło, zresztą potem jeszcze kilka razy idzie trochę obok, na „Nothing Else Matters” w ogóle wplata coś oryginalnego, bo się lekko rozminął – ale jest świetnie, sam Kirk uchachany, kto tam będzie go rozliczał z jednego fałszu…

A „Memory Remains”… Kto kiedykolwiek przeżył ten kawałek live, ten wie, co chce napisać. Czy znacie coś mocniejszego niż wjazd Jamesa „Fortune, fame, mirror vain, gone insane, byt the memory remains!” i potem ten riff najgłębszy, najcięższy, najniższy…? I partia Marianne, a jakże, cały stadion się wydziera, koniec numeru, a wszyscy drą się dalej, Lars dyryguje, jeszcze raz i jeszcze raz. James zachwycony: „Świetnie zaśpiewane!” – to od niego pochwała. Spoza głosowania w ramach „By request” jest „Lords of Summer”, nowy numer, ładnie poszedł na żywo, lepiej niż ze studia, zaryzykuje nawet stwierdzenie. Przed „Sad But True” na scenę wchodzi Wojtek „Sasim” Sasimowski z „Alcoholiki”, kapeli grającej covery Metalliki. Nasz, śląski synek ze Świerklańca, co zresztą próbuje wytłumaczyć Jamesowi. No dobra, w końcu James po przypomnieniu, że grali na Śląsku, mówi „Katowice, tak pamiętam”, coś w tym stylu w każdym razie. I wtedy „Sasim” dostępuje zaszczytu: może rozpocząć „Sad…” Super!
Magia absolutna przy „Orion”. Wiemy, jakie ten numer ma konotacje, Cliff i tak dalej. Zespół skupiony, stoi niemal w szeregu, nie ma jakiegoś większego szału, tak jakby chcieli oddać hołd, jest poważnie. I jest pięknie, gdy potem Robert wchodzi ze znanym motywem. Robi się nieprawdopodobna, wspaniała atmosfera. Jest… wzruszająco. Ja wiem, głupie to dość, ale serio: jest wzruszająco. Bo potem leci „One” z oczywistymi motywami wideo na wielkich ekranach na bokach i w głębi sceny. A potem „For Whom the Bell Tolls”, co – Jezu, ten kawałek ma 30 lat! – odśpiewuje cały stadion.

I nagle: koniec wzruszeń! Jedziemy na imprezę! „Whiskey in the Jar” Jest wykop, nikt nie pamięta, że to wersja Thin Lizzy, tak się ten numer skleił z Jamesem. Pod sceną szaleństwo. Koniec na „Enter Sandman”? No, jasne, że nie. Wychodzą i bez żadnych wstępów: „Creeping…” A potem James po raz kolejny wraca do głosowania fanów, kręci nosem, że wybraliśmy „The Call of Ktulu”, martwi się, czy pamięta ten numer, sam mówi, że głosował na „Fuel”. No ale w końcu zaczynają. Ten kawałek – fanom wiadomo – to nie jest oczywisty wybór do setlist. Rozbudowany, instrumentalny utwór z „Ride…” to trudna sztuka. Ale tutaj właśnie Kirk robi to, co powinien. Jego solo jest do-sko-na-łe! Jak natchniony, brzmi pięknie, robi się monumentalnie, to moim zdaniem jeden z najlepszych fragmentów koncertu z czysto muzycznego punktu widzenia. Na koniec „Seek and Destroy”. Najpierw jak zwykle, dopytywanie Jamesa, czy damy radę, upewnienie się, że mamy siły i jazda: refren z tysięcy gardeł.

Długo potem się żegnają, lecą kostki, pałki, piłki, które nie wpadły do tłumu w czasie koncertu. Lars obiecuje: będziemy wkrótce, a nawet „fucking soon” No, ale wiemy, tak mówi prawie zawsze. Czekamy więc cierpliwie.

Zespół, na którym wychowuje się kolejne pokolenie, grupa, która jest czymś więcej niż tylko rockowym bandem, jest przecież głosem całej generacji, jest symbolem nowego nurtu muzycznego, a może i szerzej: kulturowego. Zespół, który pokazał nam, jak się szybuje na szczyty, a potem pikuje na stracenie, który robił życiowe błędy, jak wielu w swoim czasie, i który z tych błędów umie wyciągać wnioski i się podnosić, zespół, który przeżywał tragedie, a pół świata z nim, i który uczył nas, jak żyć dalej. James, Kirk, Lars i Robert, a wcześniej Jason, a w ogóle na początku wszystkiego Cliff, wielki Cliff... Ci ludzie już po raz 10. w Polsce przynieśli tysiącom ludzi radość, zabawę, ale też emocje wspomnień, refleksji pokoleniowych.
Czułem to, bo pierwszy raz pod sceną szalałem z synem, jak zresztą wielu podobnych ojców, którzy przyjechali z dziećmi. Ci młodzi, jak my 25 lat temu – to się w ogóle nie zmienia. Nie wiedzą, jak zdobywało się longplaya „Master…” na czeskiej licencji, nie wiedzą, jak szyło się katanę, czy kupowało pierwszą Kosmoskę. Ale słuchając „Battery” czy „Ride The Lightning” czują to samo, co ich starzy, wydzierający się pod sceną i uskuteczniający headbanging, mimo siwych i lichych włosków. Metallica rulezzz!

Ps. Miało być coś na „nie”? Nie podobało mi się to dziwne audiotele i ciągłe namawianie do głosowania. To thrash metal! Thrash metal i Metallica, a nie jakieś Opole i „Superjedynki”! Aha, ktoś mi też mówił, że na trybunach, jak to na Narodowym, troszkę dźwięk latał po ścianach i się mieszało wszystko. Nie wiem, ja thrashu słucham pod samą sceną, sorry.

Twitter @MarekTwarog

[Metallica, Stadion Narodowy, 11 lipca 2014, Festiwal Sonisphere, trasa „Metallica by request”]


*Trąba powietrzna spustoszyła Pszczynę! ZDJĘCIA + WIDEO
*Mundial 2014: Brazylia - Niemcy 1:7 [MEMY + OPINIE] Brazylia upokorzona, drwiny w internecie
*Katastrofa samolotu pod Częstochową: ZDJĘCIA, PRZYCZYNY, OPINIE ŚWIADKÓW
*Gdzie na basen? Zobacz kryte baseny w woj. śląskim [LISTA BASENÓW]
*Jakie będzie lato? Zobacz prognozę pogody na lipiec 2014 i zaplanuj urlop

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Metallica, Warszawa, Stadion Narodowy. To był ogień [RECENZJA + WIDEO + ZDJĘCIA] Sonisphere Festival - Dziennik Zachodni