Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowelizacja kodeksu postępowania karnego. Kto się jej boi? [ROZMOWA]

Szymon Zięba
Piotr Krzyżanowski
Z dr. Michałem Gabrielem-Węglowskim, prokuratorem Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, rozmawia Szymon Zięba

Podobno boją się jej sędziowie i prokuratorzy. Mowa o nowelizacji kodeksu postępowania karnego. Wejdzie w życie na początku lipca przyszłego roku, a wraz z nią tak zwana kontradyktoryjność. Sądowa sala zamieni się w arenę, na której pojedynek stoczą prokurator i adwokat...
Kontradyktoryjność, czyli spór, nie jest pojęciem nieznanym w polskim procesie karnym. Przecież i dziś ścierają się przed sądem argumenty oskarżenia i argumenty obrony. Tak też było w poprzednich dekadach, gdy obowiązywały kodeksy postępowania karnego (k.p.k.), z 1928 roku i późniejszy, z 1969 roku. Natomiast reforma obecnego kodeksu, z 1997 roku, zmienia w tej mierze przede wszystkim to, że w ogromnym stopniu odbiera sędziemu prowadzącemu proces prawo do weryfikacji dowodów przedstawianych przez strony, na przykład zeznań świadków. Muszę jednak podkreślić, że reforma to nie tylko kwestia pogłębienia kontradyktoryjności, lecz także bardzo wiele innych zmian. Sporo z nich oceniam pozytywnie. Ale jest grupa przepisów, która moim zdaniem, doprowadzi do bardzo negatywnych skutków.

A propos negatywnych skutków. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z doświadczonym prokuratorem, który powiedział mi, że polski wymiar sprawiedliwości zupełnie nie jest przygotowany na te zmiany. I że wielu śledczych będzie nieprzyjemnie zaskoczonych tym, że sąd już za nich nie odwali całej roboty...

Nie zgadzam się z takim sformułowaniem. Zdarza się, że niektóre sprawy, z różnych przyczyn, także niekompetencji prokuratora, mogą być gorzej przygotowane z punktu widzenia oskarżenia. Ale mówienie, że dziś sąd odwala robotę za prokuratorów, to demagogia. Zgadzam się natomiast, że wymiar sprawiedliwości nie jest na reformę przygotowany. A najbardziej nie jest przygotowana prokuratura. Ale nie z winy prokuratorów.

Co ma Pan na myśli?

Nadal nie doszło do rozstrzygnięcia dyskusji na temat organizacji i funkcjonowania prokuratury. Wciąż obowiązuje, choć nowelizowana, ustawa z 1985 roku, czyli z czasów PRL. Reformę k.p.k. uchwalono bez jakichkolwiek szerokich badań i analiz, czy prokuratura jest w stanie podołać nowym wymaganiom. W odczuciu moim, ale też wielu moich koleżanek i kolegów - nie. I nie chodzi o to, jak nieustannie słyszę, że prokuratorom "nie chce się wziąć do roboty". Od kilkunastu lat ciężko pracuję, wyłącznie prowadząc śledztwa, dochodzenia i oskarżając przed sądem. W natłoku spraw i zadań, w ciągłym pośpiechu. Podobnie jak wielu innych prokuratorów. Nie oczekuję ciągłych podziękowań i nie twierdzę, że nie popełniamy błędów. Czasem popełniamy. Czasem takie, które nie powinny się zdarzyć. Ale tak jest też w innych zawodach, wśród sędziów, adwokatów, w profesjach nieprawniczych. Trudno pojąć ten dramatyczny brak szacunku dla naszej pracy. Tak jakby ci wszyscy przestępcy, którzy ponieśli odpowiedzialność za swoje zbrodnie i występki, ci pokrzywdzeni, którzy uzyskali skuteczną pomoc, zawdzięczali to wszystkim, tylko nie prokuraturze.

"Do sądów będą trafiać niedopracowane akty oskarżenia, bo starzy prokuratorzy są przyzwyczajeni, że w toku procesu to sędzia zada pytanie, wezwie biegłych, uzupełni materiał dowodowy". To słowa jednego z pomorskich sędziów. Nie obawia się Pan, że zmiany w k.p.k., przynajmniej na początku, wpłyną na liczbę odrzuconych oskarżeń?
Kto to jest stary prokurator ?

Myślę, że sędzia miał na myśli takich prokuratorów, którzy od lat tkwią w tym stanie prawnym i być może trudno będzie im się przestawić na nowe przepisy.
Nie zgadzam się z częścią reformy nie dlatego, że jestem przyzwyczajony do takich czy innych rozwiązań, tylko dlatego że moja wiedza naukowa, zawodowa i nieustanne doświadczenie, praktyka mówią mi, że idziemy w bardzo złym kierunku.

Czyli według Pana, reforma jest niepotrzebna?
Jest jak najbardziej potrzebna, ale sprawność polskiego procesu zgrzyta po części w zupełnie innych miejscach niż uznali twórcy reformy.

Na czym więc, Pana zdaniem, polega błąd nowelizacji związany z poszerzeniem kontradyktoryjnoś i procesu?

Aktualnie sąd może weryfikować dowody oskarżenia i obrony zarówno poprzez zadanie wielu szczegółowych pytań przesłuchiwanym osobom, jak i przez powołanie każdego innego dowodu, który uzna za konieczny. Chodzi, na przykład, o wezwanie innej osoby jako świadka, o co nie wnosili ani oskarżony, ani prokurator. Może to być też pozyskanie dodatkowych dokumentów czy zlecenie opinii biegłego. W nowej formule to głównie strony sporu, czyli oskarżony z obrońcą i oskarżyciel, będą musiały się wzajemnie weryfikować. Sędzia niemal utraci inicjatywę dowodową, a nawet prawo do zadawania pytań świadkom. Co gorsza, sąd nie będzie otrzymywać całych akt śledztwa, tylko wybrane przez strony materiały, co uniemożliwi mu orientację, czy prokurator lub oskarżony nie pominęli jakichś istotnych kwestii, a także jak w ogóle wyglądało śledztwo, jego logika i sprawność. Moim zdaniem, to niszczy ideę procesu rzetelnego, w którym dąży się do osiągnięcia wyroku przynajmniej zbliżonego do sprawiedliwego. A więc takiego, w którym nie tylko niewinny zostaje uwolniony od zarzutu, ale i takiego, w którym winny ponosi karę i musi zadośćuczynić pokrzywdzonemu.

Ale warto zaznaczyć, że ustawodawca przygotował pewną furtkę.
Sąd będzie mógł przeprowadzić dowód z urzędu albo zadać pytanie przesłuchiwanemu na rozprawie świadkowi, ale tylko "w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami".

Zapewne sędziowie będą z niej korzystać. Możliwe też, że zbyt często. A tym samym nowelizacja będzie istnieć tylko na papierze.
Jeśli traktujemy prawo poważnie, a przepisy nie mają być wydmuszkami, to ta furtka musi być stosowana rzadko. Ja zaś nie znam procesu, w którym wielokrotnie, nawet przy najlepiej poprowadzonym śledztwie, nie cisnęłyby się dodatkowe pytania i wątpliwości, wymagające rozwiania dla prawidłowego wyroku.

Nie obawia się Pan, że zmiany doprowadzą do patologicznych sytuacji, w których oskarżeni, którzy mają adwokata przydzielonego z urzędu, będą na dużo gorszej pozycji? Bo zgodnie ze zmianami - to wyłącznie na stronach będzie teraz ciążyć obowiązek zgromadzenia dowodów na winę i niewinność.

Główny ciężar techniczny (np. odczytywanie zeznań ze śledztwa) i merytoryczny spada na strony procesu, a tym samym jego wynik będzie w ogromnym stopniu zależeć nie tyle od profesjonalizmu i kompetencji sądu, co od wiedzy i umiejętności stron, ich poziomu intelektualnego. Myślę, że nie ma znaczenia kwestia, czy oskarżony będzie mieć obrońcę z urzędu, czy z wyboru, tylko czy będzie to profesjonalista, czy nie. Podobnie jak to się ma w odniesieniu do oskarżyciela publicznego, czyli głównie prokuratora, który będzie w znacznie trudniejszej sytuacji. Liczba spraw toczących się w sądach, wymagających uczestnictwa prokuratora, uniemożliwia udział w każdej rozprawie autora aktu oskarżenia, który najlepiej zna sprawę. Z drugiej strony, pomijając już inne uboczne zadania, mamy ogrom obowiązków w ramach prowadzonych i nadzorowanych śledztw i dochodzeń, a reforma jeszcze dodaje nam dalszych, nieracjonalnych obciążeń. Przez to brakować będzie czasu na przygotowanie się do przeprowadzenia przed sądem dowodów oskarżenia na wysokim poziomie, zwłaszcza w nie swoich sprawach. Bardziej więc od problemu niesłusznych skazań obawiałbym się problemu drastycznego wzrostu błędnych uniewinnień.

Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii organizacyjnych. Skoro sędzia przyjmie na sali rolę Sfinksa, to jego dotychczasowe obowiązki zostaną przerzucone na prokuraturę. Już obecnie mówi się, że te tryby machiny sprawiedliwości mielą sprawy bardzo powoli, bo są zbytnio obciążone.
Wysiłek wynikający z reformy spadnie w zasadzie wyłącznie na barki prokuratorów, którym w żaden sposób nie ułatwiono ich przyjęcia. Temu, co należałoby zmienić, by poprawić sytuację, powinniśmy poświęcić raczej oddzielny wywiad, albo i dwa. Wymiar sprawiedliwości to system naczyń połączonych. Nic się nie zmieni na dobre tylko dlatego, że wprowadzimy do sądów amerykański model prowadzenia rozpraw, tak efektownie wyglądający na filmach i w relacjach medialnych. Model, który zresztą może imponuje sprawnością, ale niekoniecznie jest przekonujący, jeśli chodzi o sprawiedliwość. To przecież z USA szczególnie głośno słyszymy o problemie niesłusznych skazań, i to nierzadko na karę śmierci.

Co zatem powinniśmy zmienić na naszym podwórku?
W Polsce modyfikacji na pewno wymaga sam kodeks postępowania karnego. Ale także system działania prokuratury, by w końcu zdecydować, czy ma to być model zdecydowanie śledczy, czy sądowy, czy może mieszany. Jednocześnie skorelować to trzeba z filozofią procesu karnego, tego, czy poprawiamy aktualny kodeks, czy budujemy zupełnie nową jego formułę. Wreszcie, w moim odczuciu, radykalnych zmian wymaga policja. Dofinansowania, podniesienia poziomu kształcenia funkcjonariuszy i lepszego ich wynagradzania, by chcieli do niej przychodzić młodzi, zdolni ludzie o otwartych umysłach. Wszystkie te elementy przenikają się. Jeszcze raz podkreślę, że nie jestem krytykiem całej reformy. Z punktu widzenia praktyka, za co najmniej kilka bardzo istotnych rozwiązań twórcom należy się pochwała. Ale apeluję, by kilka węzłowych kwestii ponownie przemyśleć i zmienić, zanim mleko rozleje się do cna.

Rozmawiał Szymon Zięba

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki