Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy grozi nam III wojna światowa? [ROZMOWA]

Maciej Sas
O tym, czy w związku z napięciem na wschodzie Ukrainy grozi nam III wojna światowa, mówi nam gen. dyw. Roman Polko, były p.o. szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Rozmawia z nim Maciej Sas.

Władimir Żyrinowski, lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, powiedział , że decyzja o III wojnie światowej już zapadła. Jesteśmy na krawędzi?
Gdyby wybuch wojny był niemożliwy, wszystkie państwa zrezygnowałyby z utrzymywania armii. Właśnie dzięki utrzymywaniu silnej, dobrze wyszkolonej armii skutecznie działa czynnik odstraszania. Dzięki temu możemy żyć w spokoju i nie musimy się zbytnio martwić o suwerenność. Oczywiście, tym gwarantem są nie tylko nasze siły zbrojne, ale też układy sojusznicze, czyli NATO. Ten układ jest tym mocniejszy, im bardziej jego członkowie zdają sobie sprawę z konieczności obrony i tego, że trzeba jak najwięcej do tego układu wnieść. Jeżeli zaś chodzi o wydarzenia na Ukrainie, to trzeba sobie uświadomić, że nie jesteśmy odizolowaną wyspą i to, co się dzieje w Europie, nas także dotyczy.

Słychać i takie komentarze, jakby ten spór miał miejsce gdzieś daleko.
Spotykam się z głosami: „Po co się w to wtrącamy? To nie nasza sprawa”. To jest nasza sprawa! Jakiekolwiek działania Putina, które spotkają się z naszą biernością, bardziej go ośmielą – po Krymie zaatakował Donieck, po Ukrainie przyjdzie pora na Litwę, Łotwę i Estonię, a później na Polskę. Oczywiście, jeśli się nie powstrzyma i nie potępi takich ludzi – co tu dużo mówić: terrorystów, którzy chcą rozszerzać swoje imperium – to ich działania zostaną zaakceptowane.

Sugeruje Pan, że władzom Rosji marzy się odbudowa imperium z czasów ZSRR?
Rosja chce kontrolować Ukrainę i inne terytoria, które kiedyś były w jej strefie wpływów. Choć to nie oznacza obecności armii. Żyrinowski może takie poglądy wygłaszać i nie spotyka się z ostrą reakcją mediów rosyjskich czy władz Rosji – przecież to nie jest jakiś przeciętny, anonimowy obywatel, ale parlamentarzysta. To się powinno spotkać z krytyką, choćby ambasadora. Słusznie polski minister spraw zagranicznych zapytał ambasadora Rosji, co ma w tej sprawie do powiedzenia i zażądał wycofania się z tych ostrych słów, które przypominają wypowiedzi Hitlera sprzed II wojny światowej.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Niedawno minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak w jednym z wywiadów mówił, że nie grozi nam powtórka z września 1939 roku – choćby dlatego, że wspiera nas NATO. Pan podkreśla przede wszystkim konieczność wzmacniania naszej armii, a dopiero wtedy będzie można patrzeć z nadzieją na pomoc sojuszników z Zachodu.
Tak, bo sojusz składa się z potencjału poszczególnych jego członków i takie myślenie – że NATO nas obroni, Rosja nie jest wrogiem, a przyjacielem – przez ostatnie lata dominowało szczególnie w Europie. To się przekładało bezpośrednio na budżet europejskich sił zbrojnych, który w większości krajów był mocno obcinany. Na to zwracały uwagę Stany Zjednoczone, które przecież nie są bezpośrednio przez Rosję zagrożone. Miały dosyć tego, że całą odpowiedzialność za bezpieczeństwo członków sojuszu one ponosiły. Wypowiedź ministra Tomasza Siemoniaka przyjmuję z mieszanymi uczuciami, bo on, jadąc na zbliżający się szczyt NATO mówi, że będzie walczył o to, by w Polsce stacjonowały większe, silniejsze jednostki natowskie, żeby duże ćwiczenia czy manewry się u nas odbywały. Mam więc takie pytanie: Co pan do tej pory zrobił? Jakie działania zostały podjęte w tej sprawie? Jakie rozmowy kuluarowe przeprowadzono? Z kim i co uzgodniono? Polityka to dyplomacja, a nie wypowiedzi propagandowe do mediów na użytek publiczny. Polityk ma być przede wszystkim skuteczny i w kuluarach powinien zabiegać o nasze interesy narodowe, a nie szykować się do gaszenia pożaru, gdy już coś się pali.

Czy dobrze Pana rozumiem: minister Siemoniak Pana zdaniem dużo mówi, ale niewiele zrobił?
Niestety, to jest takie myślenie życzeniowe, krzyk rozpaczy dotyczący tego, czego chcielibyśmy od sojuszników i dlaczego nie chcą nam tego dać. Nie ma tu żadnych konkretnych działań. W dyplomacji takie sprawy załatwia się w rozmowach dwustronnych i po cichu, a nie, krzycząc głośno przez ważnym spotkaniem na szczycie, o tym, czego będę od sojuszników żądał, czego będę chciał.

Wspomina Pan o sojuszniczych zobowiązaniach, ale coraz częściej słychać głosy o słabości europejskiej części NATO. Zachód robi wielkie interesy z Rosją, mimo napiętej sytuacji (jak Niemcy i Francuzi), boi się zdecydowanych kroków, a Rosjanie wprost się z tego śmieją. W czym więc widzieć nadzieję na to, że jednak któregoś ranka nie zauważymy za oknem rosyjskich czołgów?
Nadzieję widzę w przebudzeniu, w tym, że NATO, które w ostatnich latach koncentrowało się głównie na misjach zagranicznych w Iraku i Afganistanie, zacznie dbać bardziej o swoje wschodnie rubieże. Ale do tego trzeba przekonać naszych sojuszników i pokazywać im, że partnerem dla dowódcy natowskiej kompanii, który przyjechał do Polski, nie jest – jak to było – nasz minister obrony narodowej, ale polski podpułkownik, który stawia mu zadania i z którym wspólnie ma działać. Błędy zostały popełnione wcześniej – gdy w tamtym roku w Polsce odbywały się ćwiczenia NATO (trudno je nazwać manewrami...) to z Niemiec przyjechał – o ile pamiętam – pluton, a z USA – kompania. No, nie na tym poziomie robi się ćwiczenia, jeśli one mają rzeczywiście zgrywać jakieś elementy operacyjne mające być wykorzystane w czasie działań wojennych na wschodniej rubieży NATO!
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Z tego, co Pan mówi, wynika, że z Rosją najlepiej negocjowałby ktoś taki, jak nieżyjący już prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan, czyli z pozycji siły.
Przede wszystkim teraz inicjatywa jest po stronie Władimira Putina – to on dyktuje warunki, a my jesteśmy zawsze o krok z tyłu i działamy reaktywnie. Ronald Reagan znakomicie rozpoznał mentalność ludzi Wschodu, sowieckiego imperium. Oni tak naprawdę gardzą słabymi. Do Władimira Putina nie przemawia język dyplomacji czy deklaracje, bo on się z nich głośno śmieje. Do niego przemawiają konkretne czyny. Europa potrzebuje w tej chwili więcej spójnego działania, a nie takich głośnych deklaracji, podczas gdy po cichu sprzedaje się Rosjanom uzbrojenie i robi wielkie biznesy – mam tu na myśli choćby polityków niemieckich. Brakuje nam europejskiej solidarności, bo gdybyśmy naprawdę przemawiali jednym głosem jako NATO czy Unia Europejska, Putin przestraszyłby się. Ale on wie, że większość deklaracji to tylko puste hasła.
Jednak widać światełko w tunelu: są ważne deklaracje. Teraz polska dyplomacja musi zrobić wszystko, żeby one znalazły poparcie w konkretnych działaniach, żeby Europa i NATO się obudziły, żebyśmy na to, co robi Putin – tę jego samowolę i „konwoje z pomocą humanitarną” – odpowiedzieli konkretami, a nie jedynie grą pozorów.

Mała nutka optymizmu pojawiła się na koniec naszej rozmowy. Jednak proszę jeszcze podpowiedzieć: powinniśmy wykopywać karabiny po dziadku z II wojny? Będą potrzebne?
Karabiny na pewno nie, bo dzisiaj nie prowadzi się wojny w stylu II wojny światowej. Musimy zwrócić uwagę na inne aspekty – dzisiaj prowadzi się działania bojowe wielowymiarowo: militarnie, ale też energetycznie i ekonomicznie. Dlatego potrzebne są mądry rząd, mądra dyplomacja i umacnianie bezpieczeństwa. I trzeba działać profesjonalnie, a nie improwizować nieustannie. XXI wiek nie jest dla partyzantów, to nie jest wiek, kiedy się rozsyła po kraju wici, bo przeciwnik stoi u bram.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy grozi nam III wojna światowa? [ROZMOWA] - Gazeta Wrocławska