Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł Krzysztof Kolberger, aktor i reżyser. Miał 60 lat

G. Pewińska, R. Wojciechowska, G. Antoniewicz, H. Tronowicz
Zmarł Krzysztof Kolberger, polski aktor i reżyser teatralny. Miał 60 lat. Kolberger od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową, dwukrotnie był operowany, co - jak sam twierdził- w istotny sposób zmieniło jego podejście do życia i do wykonywanego zawodu.

Był prawdziwą gwiazdą. Ale błyszczał własnym jasnym światłem, a nie odbitym, jak ten cały lukrowany, celebrycki świat. Widzowie kochali go nie tylko za role teatralne (przez wiele lat był aktorem Teatru Narodowego w Warszawie) i filmowe, ale także, a może przede wszystkim za tę rolę największą i najbardziej heroiczną w jego życiu - twardą walkę z rakiem. Toczył ją dwadzieścia lat.

Pamiętam moją ostatnią rozmowę z nim, gdy spotkał się z publicznością podczas VIII Festiwalu "Dwa Teatry" w 2008 roku. Miałam szczęście to spotkanie prowadzić. Na żadną gwiazdę w sopockim Teatrze na Plaży nie czekano tak długo. Przez prawie godzinę ponadstuosobowa widownia cierpliwie przyjmowała moje zapewnienia, że pan Krzysztof za chwilę przybędzie. Nikt nie wyszedł, nie było żadnego szemrania. Kiedy wreszcie się pojawił, przy wejściu spytałam, czy mam go ponownie przed publicznością usprawiedliwić. Odparł, że zrobi to sam. I już ze sceny, po burzy braw na dzień dobry, zaczął spokojnie swoje spóźnienie tłumaczyć. Otóż miał dojechać z hotelu taksówką. Ale w mieście był straszny korek. Więc wysiadł z auta i szedł na piechotę.

- Ja bardzo wolno chodzę, ponieważ od leków zrobiły mi się modzele na stopach. Przy każdym kroku czuję ból. Więc przepraszam, że tak wolno szedłem - mówił bez wstydu i emocji. Tak po prostu. Tak bardzo po ludzku.

To spotkanie z Nim, było co chwilę przerywane oklaskami. Krzysztof Kolberger bawił i wzruszał, wspominał i wybiegał myślami w przyszłość. Wtedy podczas spotkania żartował, że ostatnio grywa głównie księży i lekarzy.
- Jak Państwo myślicie, co to może znaczyć? - pytał przewrotnie.

Wcześniej spotkałam Krzysztofa Kolbergera w 2005 roku w Gdańsku. Powstał wywiad "Zagrać diabła z ludzką twarzą". Niewiele rozmawialiśmy o Jego chorobie. Wtedy już wszystkim się wydawało, że to, co najgorsze ma za sobą.
- Przygoda z nowotworem ustawiła mi całe życie. Często powtarzam, jak się ma tylko jedną nerkę, to trzeba o nią dbać. Nigdy nie paliłem. Przykład mojego palącego ojca był wyjątkowo odstraszający. Co więcej, mój organizm nie toleruje nawet dymu. Zawsze z góry przepraszam moich palących gości za to, że nie mogą przy mnie palić - opowiadał mi wtedy. Rozmawialiśmy też o dzieciństwie. Swoje pierwsze filmy oglądał w gdańskim kinie "Znicz".

- Pamiętam jak poszedłem z rodzicami na "Krzyżaków". Byłem zachwycony. Ale jeszcze wtedy nie chciałem być Zbyszkiem z Bogdańca. To nie był jeszcze ten lep, na który później się złapałem. O aktorstwie pomyślałem pod koniec szkoły podstawowej, właśnie w Gdańsku w którym mieszkałem. Zresztą dzisiaj, poza przejażdżką na plażę, zrobiłem sobie podróż sentymentalną do dziecięcych miejsc, na ulicę Szymanowskiego i Karłowicza - mówił.

Rozmawialiśmy o jego hobby, czyli przywożeniu kamieni z różnych miejsc świata.

- A wie pani, że nie potrafię powiedzieć jak to się u mnie z tymi kamieniami zaczęło? To prawda, że gdziekolwiek jestem, szukam ciekawych okazów. Nawet dzisiaj, na sopockiej plaży znalazłem kilka i zabiorę ze sobą do Warszawy. Trzymam je w łazience. A łazienkę mam dużą. Na stwierdzenie, czy nie czuje się troszkę jak w kamieniołomach, machnął ręką: - Bez przesady, tych kamieni nie jest znowu tak wiele. Największy waży kilkanaście kilogramów i wiozłem go z Góry Oliwnej. Przywiozłem też sobie kamyczek niewielki z Grobu Pańskiego. Wiem, że nie powinno się tego robić. Ale ja czuję się rozgrzeszony. Nie każdy turysta może tam wejść. Mnie się udało. I mam nadzieję, że bazylika przez ten mały ułamany kawałeczek skały nie zawali się - tłumaczył.

Pytałam też - co jest takiego pociągającego w zawodzie aktora, że go wykonuje przez tyle lat bez znudzenia? Odpowiedział: - Jeżeli człowiek wie, że ten zawód jest treścią jego życia, a tak jest w moim przypadku, to potrafi uruchomić w sobie niebywałą energię, za każdym razem kiedy wchodzi na scenę. Często trzeba grać, będąc chorym i zbolałym. Ale kiedy już zaczynam grać, zapominam o tym. Gra jest jak terapia psychiczna, proszę pani...
Ryszarda Wojciechowska

Powietrze wrzeszczańskie

- To było kilka lat temu, organizowałam wieczór poezji francuskiej, do którego zaprosiłam Krzysztofa - mówi Krystyna Łubieńska, aktorka teatru Wybrzeże.

- Nigdy nie zapomnę, jak pięknie w ogrodach Muzeum Sopotu brzmiał jego głos, gdy recytował Apollinaire'a. Nikt nie mówił poezji tak jak on. Przyjaźniliśmy się, ale też z radością pracowaliśmy razem. Nie tak dawno zaproponowałam mu udział w spektaklu z okazji gdańskiej promocji książki o Leni Riefenstahl. Ja grałam Leni, on ...Hitlera. Mieliśmy zrobić próbę, ale poprosił: - Wiesz, nie róbmy tej próby. Jestem tak związany z Wrzeszczem, z tymi ulicami. Z radością pójdę sobie i pooddycham tym powietrzem wrzeszczańskim, w Gdańsku urodziłem się, tu zostawiłem całe moje dzieciństwo, całą młodość...

We Wrzeszczu ukończył IX Liceum Ogólnokształcące. Tu zaczęła się jego miłość do poezji. Marzył, żeby zostać aktorem, choć, jak wyznał w jednym z wywiadów: "Był taki okres, gdy chciałem zostać księdzem. Przecież powołanie jest potrzebne w obu tych zawodach, także jedna i druga profesja wymaga widowni, i w jednym, i drugim powołaniu pracuje się słowem. Muszę przyznać, że w liceum byłem do niczego z matematyki i innych przedmiotów ścisłych. Głównie czas poświęcałem tzw. zajęciom pozalekcyjnym. Występowałem w kabarecie szkolnym, działałem w kole PCK, w harcerstwie, brałem udział w konkursach recytatorskich, tańczyłem w zespole tańców ludowych, potem w klubie tańca turniejowego i gdybym nie zdał do szkoły aktorskiej, byłbym chyba dziś mistrzem jakieś klasy w tańcu."

Nie zachowały się zdjęcia z czasów, gdy jako uczeń brał udział w wojewódzkich konkursach recytatorskich; ale wiadomo, że zdobywał w nich nagrody.

- Wyróżniał się, był osobą pełną ciepła, taktu i kultury osobistej. Taka dobra dusza i uczynny kolega. Błyszczał w szkolnym kabarecie "Syfon". Znakomity wokalnie i recytatorko - wspomina Krzysztofa Kolbergera kolega z liceum Michał Kochańczyk, alpinista, podróżnik i polarnik. - Miał silną osobowość i cieszył się autorytetem, jako dyżurny sprawnie nami dyrygował. Pamiętam, gdy w klasie maturalnej przyszedł do mnie do domu pożyczyć namiot, bo jechał na jakiś biwak. Moja mama spytała: A ty, Krzysiu na jaką uczelnię chcesz zdawać? - Do szkoły teatralnej w Warszawie odpowiedział. Kiedy wyszedł, mama pokiwała głową i westchnęła: Oj naiwny, gdzie on się do tej Warszawy dostanie. Tylu kandydatów na jedno miejsce...
Grażyna Antoniewicz

Ta twarz, ten głos

Dzisiaj nie pomnę roku, kiedy w Warszawie słuchałem Krzysztofa Kolbergera, który czytał na promocji którejś z książek Andrzeja Żuławskiego spore jej fragmenty. Siedziałem tuż obok reżysera, a ten wiercił się niespokojnie i nawet co rusz sarkał, bo Kolberger wyraźnie nie spełniał jego oczekiwań, zacinając się nieco w interpretacji tekstu. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że z organizmem Kolbergera zaczyna dziać się coś niedobrego i że wybitnego aktora atakował już nowotwór. W roku 2007 o skutkach choroby wypowiedział się w książce-wywiadzie pt. "Przypadek nie-przypadek. Rozmowa między wierszami księdza Jana Twardowskiego".

Na ekranie zadebiutował w roku 1974, dwa lata po uzyskaniu dyplomu w warszawskiej PWST, grając w serialu "Ile jest życia" Zbigniewa Kuźmińskiego, reżysera związanego z Gdańskiem. Rok później młody aktor został obsadzony przez Gustawa Holoubka w roli Zbigniewa, w filmie kostiumowym "Mazepa", na podstawie dramatu Juliusza Słowackiego. Potem Kolberger wielokrotnie dawał dowody swego wszechstronnego artystycznego talentu, występując w filmach tak różnych twórców, jak Adam Hanuszkiewicz ("Trzy po trzy" , 1977), Krzysztof Zanussi ("Kontrakt",1980), czy Jerzy Sztwiertnia ("Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", 1979). Wśród szczególnie ważnych kreacji aktora są role w filmie Kazimierza Kutza "Na straży swej stać będę" (1983), a także w filmie Leszka Wosiewicza "Kornblumenblau" (1988), w którym zagrał tytułową rolę sadystycznego esesmana. W 1999 roku Andrzej Wajda powierzył Kolbergerowi odtworzenie postaci Adama Mickiewicza - jako narratora - w ekranizacji "Pana Tadeusza", a w roku 2007 rolę księdza kanonika w filmie "Katyń".

W roku 2001 grał rolę kapitana Boemera, adiutanta Józefa Piłsudskiego, w serialu Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego "Marszałek Piłsudski". W tym samym czasie pojawił się w roli Lindego w ekranizacji "W pustyni i w puszczy" Gavina Hooda.

W pamięci pozostają także role Kolbergera we wszystkich trzech częściach serialu sensacyjnego Wojciecha Wójcika "Ekstradycja" (1995 - 1999), jako szefa UOP-u, po czym, również u Wójcika - dla odmiany - w roli szefa mafii w filmach "Bez litości" oraz w kinowej wersji pt. "Sfora. Bez litości" (2002), a wreszcie w sequelu "Fałszerze. Powrót sfory" (2005).

Wybitny aktor fascynował, wcielając się w dziesiątki postaci. Czasem udzielał swoim bohaterom "tylko" swego charakterystycznego głosu. W latach 70. dubbingował rolę Rudiego Jordacha w amerykańskim serialu telewizyjnym "Pogoda dla bogaczy".
Mistrz słowa. Wielokrotnie na scenie i ekranie recytował wiersze Jana Pawła II. 2 kwietnia 2005 roku odczytał Jego testament.
Użyczył też głosu Johnowi Voightowi, który zagrał Karola Wojtyłę w głośnym filmie "Jan Paweł II".
Henryk Tronowicz

Życie gwiazdy

To było chyba w 2001 roku. Krzysztofa Kolbergera spotkałam na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Na słynnej Promenadzie Gwiazd odciskał swoją dłoń.

- Traktuję to wszystko z przymrużeniem oka, całe to gwiazdowanie w Polsce... - wyznał wtedy. - Trudno być gwiazdą, kiedy się chodzi normalnie po ulicy, wyrzuca się śmieci do śmietnika, kupuje jogurt w sklepie. Gwiazda - jak sama nazwa wskazuje - jest czymś niedostępnym, święcącym z daleka... Ale to, że mnie na ten festiwal zaproszono - to oczywiście wielka satysfakcja . Czym sobie na to zasłużyłem? Aktorem jestem już 20 lat. Cieszy mnie, gdy innych cieszy to, co robię, gdy innych wzrusza, bawi.

- Wyleguje się Pan tak na oczach wszystkich, pół nagi, na hamaku... Lubi Pan prowokować?

- To tak jak z wychodzeniem na scenę. Żeby wyjść, muszę się przełamać... Ale zdaję sobie sprawę, że reporterzy czekają tylko na moment, kiedy pokażę się rozebrany, będę pływał, czy opalał się. Wolałbym robić to w ciszy i samotności...

- Bywa Pan szalony? Potrafi Pan zrobić coś nieobliczalnego?
- Chyba najbardziej na scenie... Ale myślę, że podświadomie wybrałem ten zawód, by mieć alibi, bo lubię sobie czasem powariować... Choćby w tańcu! Uwielbiam tańczyć! Zresztą w Gdańsku uczyłem się w klubie tańca turniejowego, także w zespołach szkolnych... Kocham rytm! Jak tylko jest okazja, to namiętnie z niej korzystam i tańczę, oddając się temu szaleństwu do końca...

- A romantyczny bywa Pan czasami?
- Bez przerwy...
- A co romantycznego zrobił Pan ostatnio?
- Mówiłem "Pana Tadeusza" w Petersburgu...
- A co Pana fascynuje?
- Życie...
Gabriela Pewińska

Krzysztof Kolberger urodził się 13 sierpnia 1950 w Gdańsku. Warszawską PWST ukończył w 1972. Debiutował na deskach Teatru Śląskiego. Po okresie górnośląskim zaangażował się w Teatrze Narodowym w Warszawie, gdzie grał m.in. w "Dziadach", "Wacława dziejach" i "Weselu".

Jako reżyser wystawił "Krakowiaków i górali" (Opera Wrocławska, później Teatr Wielki w Warszawie), "Nędzę uszczęśliwioną" (również Teatr Wielki), "Żołnierza królowej Madagaskaru" (Opera Szczecińska) oraz "Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków".

Jest jednym z bohaterów książki "Odnaleźć dobro" (autor Marzanna Graff-Oszczepalińska) w której opowiada w formie pamiętnika o swoim osobistym spotkaniu z prawdziwym dobrem tkwiącym w człowieku

Czytaj także:
* Przeczytaj wywiad z Krzysztofem Kolbergerem.
* Krzysztof Kolberger nie żyje

Krzysztof Kolberger czyta Księgę Rodzaju

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Zmarł Krzysztof Kolberger, aktor i reżyser. Miał 60 lat - Dziennik Bałtycki