Szesnaście lat, które dałoby się pewnie podzielić na kilka rozdziałów. Na przykład takich: rozdział pierwszy to czas ogłoszenia samej idei i pierwszych dyskusji. Rozdziałem drugim byłaby instytucjonalizacja pomysłu: powołanie w 1999 roku Fundacji Centrum Solidarności i stworzenie w 2007 roku instytucji kultury Europejskie Centrum Solidarności. Osobnym rozdziałem byłoby pewnie dyrektorowanie ojca Macieja Zięby, pierwszego szefa ECS, zmuszonego do tego, by godzić dwie funkcje: kierownika budowy oraz impresaria, zajmującego się organizacją różnorakich imprez - co zakończyło się niechlubnym rocznicowym koncertem w 2010 roku. Rozdziałem ostatnim byłoby dyrektorowanie Basila Kerskiego, który rozumnie wycofał się z formuły ECS jako agencji koncertowej, skupiając się na rzeczy najważniejszej: dokończeniu prac związanych z przygotowaniem stałej wystawy. Efekt poznamy w najbliższy weekend.
Miałem okazję przed tygodniem zwiedzić wnętrza ECS. Budowlany rozgardiasz, poprzeciągane kable i puste kasetony, w których mają się znaleźć ekrany, nie zdziwiły mnie. Nie takie cudowne otwarcia Polska widziała, często kończone w przeddzień. Najbardziej zainteresowała mnie sala, która przypominać będzie rozmowy Okrągłego Stołu. Na podłodze wierna, choć oczywiście plastikowa imitacja dywanu w sali Pałacu Namiestnikowskiego, na wprost - rozradowany premier Tadeusz Mazowiecki, a z boku... no właśnie, uliczne manifestacje tej części opozycji, która uznała kompromis z komunistami za zdradę.
Sala napełniła mnie wątłą, ale jednak otuchą, dotyczącą jednego aspektu istnienia ECS. Otóż niezależnie od kolejnych rozdziałów jego historii centrum stale było przedmiotem politycznego sporu, w którym ECS podejrzliwie traktowało się jako instytucje "ich", a nie "naszą". "Ich", czyli obecnie rządzących, choć pewnie podział ten poprowadzić by można dalej i głębiej, aż po czasy Okrągłego Stołu czy nawet aż po karnawał Solidarności w 1980 i 81 roku, które stały pod znakiem sporu solidarnościowych pragmatyków i radykałów. Nie ma między nimi zgody do dziś, na co nakłada się jeszcze aktualny polityczny spór. Czy otwarcie ECS może w tym coś zmienić? Gdyby wystawa stała oddawała sprawiedliwość różnym solidarnościowym nurtom, pokazując ich miejsce w historii ruchu, przynajmniej nie dolewałaby oliwy do ognia, a to już byłoby wiele.
A druga nadzieja jest dla mnie ważniejsza. Historia ECS ma także drugi stały wątek: stale powtarzające się głosy, że to niepotrzebna gigantomania, która tak naprawdę ma na celu stworzenie sobie pomnika przez lokalną władzę. Czyli znowu ECS jest "ich", a nie "nasze"... Czy centrum uznają za "swoje" solidarnościowi weterani, tego nie wiem, ale nie wydaje mi się to tak ważne jak odpowiedź zwykłych gdańszczan.
W najbliższy piątek w "Dzienniku Bałtyckim" specjalna wkładka, a w niej m.in.: co znajdzie się na wystawie stałej i jakie atrakcje czekają nas w dniu otwarcia centrum.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?