Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adwokat z Katowic: Nie było najmniejszego powodu, by bladym świtem posyłać po mnie ABW

Teresa Semik
Katowicki adwokat Roman Mirek walczy teraz przed sądem o dobre imię
Katowicki adwokat Roman Mirek walczy teraz przed sądem o dobre imię Arkadiusz Ławrywianiec
Z bezsilności mówiłem do prokuratora, że w czasach stalinowskich pewnie jeszcze lałby mnie nogą od krzesła - przypomina katowicki adwokat Roman Mirek. Domaga się odszkodowania

Arystoteles mówił, że "sprawiedliwością jest przeżyć to, co się uczyniło innym". Życzy pan prokuratorowi Adamowi Gomole (teraz adwokatowi), by ktoś go też przymknął na 9 miesięcy i po 8 latach, jak pana, oczyścił z zarzutów?
Nie potrzebuję krwi. Chcę zwrócić uwagę na wady systemowe wymiaru sprawiedliwości. Nie może być tak, że po druzgoczących oskarżeniach, po wyeliminowaniu człowieka z życia prywatnego i zawodowego, czekać trzeba latami na weryfikację oskarżeń.

Wystąpił pan teraz na drogę sądową o odszkodowanie i milionowe zadośćuczynienie. Ma pan dość siły, żeby przez to przejść jeszcze raz?
Złych doświadczeń i tak nie da się zapomnieć. Żyję z nimi, jak ze wspomnieniami z wakacji. Kiedy sąd kolejny raz odrzucił moje zażalenie na areszt, zacząłem myśleć o samobójstwie. Nikt, kto tego nie przeżył, nie wie, co czuje normalny człowiek, a nie zawodowy przestępca, za którym zatrzaskują się drzwi aresztu. Paraliż, odrętwienie. Byłem w celi z kapitanem służby więziennej, który w pierwszej chwili nie wiedział, co robić, by rodzina dostarczyła mu ubranie, bo zabrano go w tym, w czym stał.

Wróćmy do 19 maja 2006 roku i pana aresztowania. Jest godzina 6.03. O tej porze ABW przychodzi tylko po szychy.
Mnie do głowy nie przyszło, że to ABW. Po pierwszym dzwonku myślałem, że jakiś żartowniś nacisnął guzik. Nawet nie wstałem z łóżka. Kolejne były tak natarczywe, że wyskoczyłem przerażony. Do kieszeni szlafroka włożyłem mały rewolwer.

Dlaczego pomyślał pan o broni?
Może to jest napad? Dom jest duży, a byliśmy akurat sami. Różne scenariusze uznałem za możliwe, ale nie ten, że policja przychodzi po mnie. Agenci nawet nie czekali aż otworzę im furtkę, przeskoczyli przez płot. Przez zamknięte wciąż drzwi usłyszałem: "Panie mecenasie, tu ABW, proszę otworzyć". Myślałem, że dalej śnię, gdy mówili, że mają nakaz mnie zatrzymać.

Co w takiej sytuacji przychodzi do głowy?
Nic nie przychodzi do głowy. Nie było najmniejszego powodu, by bladym świtem posyłać po mnie ABW.

Szefem tzw. grupy realizacyjnej ABW był Grzegorz S., ten sam, który rok później szedł po Barbarę Blidę i nie sprawdził, czy ma broń. Pana rewolwerem też się nie zainteresował?
Nie! Cały czas miałem go w kieszeni szlafroka, ale mnie nie rewidowano. Szukano dokumentów na korupcyjny zarzut.
Rzekomo obiecał pan Henrykowi Musialskiemu, aresztowanemu w sprawie paliwowej, że za 2 mln zł wyjdzie na wolność.
Nigdy nie było takiej propozycji, nawet nie byłem jego obrońcą.

Kto tak naopowiadał prokuratorowi?
Zatrzymany w innej sprawie współpracownik Krzysztofa Rutkowskiego, który świadczył usługi firmie Musialskiego. Mówił Musialskiemu i śledczym, że jest taki mecenas Mirek, który załatwi wyjście z aresztu.

Wyjaśnienia przestępcy wystarczyły, by posłać po pana ABW o szóstej rano?
Prawda, jakie to niewiarygodne? Adam Gomoła z gliwickiej Prokuratury Okręgowej uznał, że ma na mnie mocne dowody, a były to tylko słowa przestępcy walczącego o polepszenie swojej sytuacji procesowej.

A media pytały: "Czy znany katowicki adwokat kupował w sądzie korzystne dla swoich klientów orzeczenia?".
To było obrzucanie mnie błotem. W dniu zatrzymania rozgłośnie od ósmej rano podawały komunikat służb specjalnych czy prokuratora, a w wieczornych dziennikach ogłoszono triumfalnie, że stoję za korupcją, dodając film nakręcony przez agentkę ABW.

Niczego pan wcześniej nie podejrzewał?
Skąd! Wprawdzie nieco wcześniej był u mnie dziennikarz i mówił, że coś się koło mnie dzieje, jakaś korupcja, ale ja przecież jestem wolny od plotek. Jak ktoś coś ma do mnie, sam zechce wyjaśnić.

Gdy ABW wtargnęło do pana domu, przypomniał pan sobie tę rozmowę z dziennikarzem?
Nie, bo ja ciągle nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Gdy usłyszałem: "Jedziemy, panie mecenasie", byłem w stanie tylko powiedzieć, że może się najpierw ubiorę, bo wciąż stoję w szlafroku.

W szlafroku z rewolwerem w kieszeni?
Bałem się zostawić go w łazience, bo przez nieuwagę mogłoby dojść do nieszczęścia, więc mówię do Grzegorza S.: "Mam jeszcze coś dla pana" i podaję rewolwer trzymając za lufę. Cofnął się przerażony i pytał: "Co to, co to?", jakby nadal niczego nie rozumiał. Próbował rozbroić, ale go powstrzymałem, bo jeszcze zrobiłby sobie krzywdę. Wyprowadzili mnie w kajdankach. Zdążyłem powiedzieć do żony, że to jakieś kosmiczne nieporozumienie, wracam dziś, najdalej jutro.

Schodźmy z drogi sprawiedliwości, jest nieprzewidywalna. Wrócił pan po 9 miesiącach z kolejnymi zarzutami.
Pierwszego dnia przesłuchiwano mnie 18 godzin. Wiedziałem, że przesiedzę "na dołku" w Katowicach, czyli policyjnej izbie zatrzymań, kolejny dzień. Powtarzałem, że nic mnie z tą sprawą nie łączy, że to jakaś wielka hucpa, której motywów nie znam, ale z pewnością poznam.

Prokurator nie uwierzył, skoro złożył wniosek o areszt. Mecenas zna za wiele osób, by nic nie wiedzieć. W celi zmięknie i poda nazwiska, adresy, telefony. Taki miał być mechanizm?
Jeden z agentów ABW machnął mi kartką z nazwiskami sędziów, prokuratorów, oficera policji, że niby to są osoby, które ich interesują. Szukano "układu" i ja miałem być tym ogniwem, który teraz wskaże "przekupnych". Nie było innego powodu, by mnie zatrzymywać. Domagałem się badań przy użyciu wariografu (wykrywacza kłamstw). Prokurator Gomoła zastanawiał się kilka miesięcy nad tym moim wnioskiem i w końcu go odrzucił. Z tej bezsilności nie wytrzymałem i mówię do niego, że gdyby był prokuratorem w czasach stalinowskich, to pewnie jeszcze lałby mnie nogą od krzesła.

Ale to sąd posłał pana do aresztu. Ilekroć widzę te tomy akt przed sędzią, który ma zdecydować o areszcie, zawsze się zastanawiam, kiedy zdążył je przeczytać.
W prawie mamy zapisane, że sądy kontrolują to, z czym przychodzi prokurator. Ale kontrole są często pozorne, sprowadzają się do formalnych i powierzchownych analiz. System jest niewydolny i nieskuteczny. W sprawie było 25 tomów akt, a wątki dotyczące mojej osoby gdzieś porozrzucane między kartkami. Miałem wrażenie, może błędne, że sąd podczas posiedzenia w sprawie zastosowania tymczasowego aresztowania mnie nawet nie słucha, że czegoś zwyczajnie nie doczytał. Z aresztu pisałem więc kolejne zażalenia, wyjaśnienia, na które na wolności nikt nie zwracał uwagi. Poza murami aresztu stałem się przeźroczysty. Wszyscy postawili na mnie krzyżyk, bo sobie nie wyobrażali, że mogę zostać uniewinniony.

Liczył pan, że korporacja się za panem ujmie?
Tuż po aresztowaniu napisałem do dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej list z zapewnieniem, że nie mam nic wspólnego z korupcyjnym zarzutem i z pewnością to udowodnię. Nie otrzymałem odpowiedzi i z przekory napisałem drugi list z wnioskiem o skreślenie mnie z listy adwokatów. I na to pismo nie dostałem odpowiedzi.

Prokurator wskazał inny dowód czy tylko na słowa pośrednika między panem a Musialskim?
Nie było żadnego dowodu materialnego popierającego zarzuty. Było natomiast dużo dowodów materialnych wskazujących, że nie mam z korupcją nic wspólnego. Z wersji tego pośrednika wynikało, że spotkał mnie na ulicy i wtedy miałem mu powiedzieć o tych 2 mln zł. Po kilku miesiącach wszystkiemu zaprzeczył, tłumacząc, że prokurator źle go zrozumiał. Mnie śledczy nie spytał, co robiłem w tym czasie, bo bym pokazał bilet lotniczy, rachunek za hotel. Przebywałem na kursie języka angielskiego prawniczego w Londynie. Nie mogłem się z nikim spotkać na ulicy w Katowicach. Wykazałem to dopiero przed sądem.

Sąd w Olkuszu, a potem odwoławczy w Krakowie, uniewinnił pana od wszystkich zarzutów, jakie postawił prokurator Gomoła. Miał pan dostęp do tuzów polskiej palestry, a wybrał na obrońcę swojego aplikanta. Dlaczego?
Gdy ruszał proces, powiedziałem aplikantom, którzy prowadzili moją kancelarię, kiedy byłem aresztowany, że teraz zaczynamy moją sprawę. Wierzę, że nie popełnimy błędów. W ten sposób zdobyli zawodowe ostrogi. Dziś ich Kancelaria Adwokacka Duraj Reck i Partnerzy jest już jedną z najlepszych. Nie było we mnie pychy, nawet najmniejszej, ale byłem spokojny o ten wyrok. Dopiero na sali sądowej zauważyłem, że ktoś wreszcie słucha moich argumentów.

Prowadził pan jedną z największych, jeśli nie największą, kancelarię adwokacką w Katowicach. Jak wiele pan stracił?
Bezpowrotnie straciłem zlecenia dobrych firm. Przychody sprzed aresztowania odzyskałem po siedmiu latach. Kto przyjedzie do adwokata, który sam ma problemy?

Jak to, kto? Skoro w swojej sprawie okazał się skuteczny, to w innych też będzie skuteczny.
Dobre myślenie, ale zawodzi. Drzwi mojej kancelarii nie powinny się zamykać, a tak nie jest, bo nieufność pozostaje.

To jak trafił do pana Mieczysław Wachowski ze swoimi problemami?
On rzeczywiście szukał obrońcy, który mógłby wiedzieć, jak jest po tej drugiej stronie bramy aresztu i do tego ma złe doświadczenia z ABW. Reprezentowałem go przez dwa lata, do jego choroby, doprowadzając do uniewinnienia od jednego z zarzutów.

Przestępcy znani z pierwszych stron gazet szukali u pana pomocy, m.in. Ryszard Bogucki, gdy banki miały z nim kłopoty, Józef Jędruch z Colloseum.
Jak jest dobry lekarz, wszyscy chcą się u niego leczyć. W zdecydowanej większości spraw: karnych czy cywilnych, stałem po stronie ludzi skrzywdzonych.

Zwątpił pan w siłę prawa?
Wierzyłem właśnie w prawo. Jeśli zwątpiłem, to w instytucje państwa.

Człowiek poznaje siebie w skrajnościach?
Nigdy siebie nie podejrzewałem o taką moc, jak w areszcie. Przesiedziałem 295 dni i przez osiem miesięcy nie wychodziłem z celi. Z dzieciństwa utrwalił mi się obraz białego misia z zoo, który chodził z jednego kąta klatki w drugi. Wiedziałem, że jest w tym coś dramatycznego. Powiedziałem sobie, że nie będę takim misiem, który będzie chodził w kółko tyko wtedy, jak go wyprowadzą. Nie wychodziłem na spacery. Wierzyłem, że następnego przedłużenia aresztu już nie będzie, że na wolności przygotuję się do obrony.

Kiedy przyszło zwątpienie?
Wpadłem w depresję. Skoro kolejne pisma o moje uwolnienie są bezskuteczne, to nie widzę ratunku, pewnie już tu umrę. Po co to przedłużać? Włożyłem pod materac warstwę gazet, żeby krew szybko nie przeciekła na pryczę poniżej. Zaczekam na widzenie z żoną i oddam obrączkę pod pretekstem, by jej ktoś nie ukradł. Na szczęście moja kochana żona błyskawicznie się zorientowała, że ze mną jest coś nie w porządku. Mam przecież rodzinę, córki na wydaniu. Dzięki niej przetrwałem.
Krótko po napisaniu aktu oskarżenia prokurator Gomoła awansował na zastępcę szefa Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu.

Czuje się pan ofiarą państwa PiS?
Takie tłumaczenie byłoby najłatwiejsze. Moim zdaniem stosowanie aresztów, pod kątem zasadności, jest dalej patologiczne. Zbiegła się chęć rozbicia jakiegoś "układu" z ochotą kolegów dołożenia temu Mirkowi.

To prawda, że Zbigniew Ziobro był pana aplikantem i nie najlepiej mu szła nauka?
Nie był moim aplikantem. Nic więcej nie powiem.

***

Sąd uznał osoby pomawiające adwokata za "całkowicie niewiarygodne". I dodał: "Analiza twierdzeń świadków oskarżenia, ich zmienność i dopasowywanie pod kątem zgodności z twierdzeniami innych osób oraz własnego interesu procesowego jest widoczna w czasie analizy treści ich depozycji". Uniewinnił też Romana Mirka od zarzutu namawiania do składania fałszywych zeznań w sprawie barona paliwowego Henryka Musialskiego i próby wyłudzenia 600 tys. zł w zamian za korzystne decyzje prokuratora w innej sprawie. Trzy zarzuty dotyczyły nielegalnego oprogramowania. Laptop nie był własnością adwokata.


*Kto ma zagrać na meczu otwarcia stadionu Górnika Zabrze? ZAGŁOSUJ
*Motocykle 125 cm3 na prawo jazdy kat. B WYBIERZ NAJLEPSZY
*Wybory w Rybniku 2014: Kogo popierasz? Kto wygra? Rozwiąż quiz wyborczy
*Nasz elementarz za darmo ZOBACZ WSZYSTKIE CZĘŚCI PODRĘCZNIKA]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Adwokat z Katowic: Nie było najmniejszego powodu, by bladym świtem posyłać po mnie ABW - Dziennik Zachodni