A tego grudniowego poranka nieubłagany pan Celsjusz unieruchomił wszystkie odsłonięte i nieodsłonięte części ciała. Ścinał także krew, a niektórym mózgi i serca. Ba, na chwilę to mógł nawet unieważnić wiarę w drugiego człowieka, w Boga i Kościół.
Będzie trudno wpisać w dzisiejszą przestrzeń duchową regionu kogoś tak jednoznacznie czułego na sprawy najprostsze, zarazem największe
Bo to nie była żadna "psiarnia". To była przycmentarna kaplica katolicka w jednym z największych górnośląskich miast. Lodowata tego dnia, choć - jak się potem dowiadywałem - coś tam jednak można było włączyć. Zdaje się, że podgrzewaną podłogę. Nieważne, o skąpstwo nikogo nie lubię podejrzewać. Bo może tego ranka wybuchła awaria w pobliskiej elektrociepłowni? Może tylko ktoś zapomniał wcisnąć guzik, wszak niegroźnych sklerotyków w żadnym środowisku nie brakuje? A może po prostu zbyt młoda była godzina? Bo u nas, na Górnym Śląsku, bardzo wcześnie grzebie się ludzi i - jak nakazuje tradycja tudzież najgłębszy górnośląski genotyp - z tego powodu nie należy zbyt głośno płakać.
Zatem nie płakałem i teraz też nie płaczę. Proszę jednak, zobaczcie jeszcze taką oto scenkę. Właśnie ma się zacząć nabożeństwo. Zamiast kapłana, gdzieś z boku wychodzi pan kościelny i zdecydowanym głosem mówi coś do zebranych, czyli duszącej w sobie straszny ból wdowy, jej syna i jego dzieci. Woła do wszystkich, więc także do mnie: Ile osób przystąpi do komunii? Proszę, ręka do góry.
Siedzę z tyłu, wszystko widzę. Już wiem, że nagle znalazłem się w jakiejś surrealistycznej szkółce niedzielnej, a nie na pogrzebie kogoś, kto był mi bardzo bliski. Widzę - i to jest straszne - biednych żałobników. Niektórzy nieśmiało podnoszą paluszki. Wszyscy wyglądają jak wywołane do tablicy uczniaki, które boją się, że nie za bardzo są przygotowane i nie do końca odrobiły zadanie domowe. Łzy, które mogłem mieć w oczach, od razu stanęły mi w gardle ością i lodem.
Muszę się dowiedzieć, ile hostii przygotować dla księdza - głos kościelnego teraz był łagodniejszy i jakby przepraszający.
Mijają 2-3 minuty. Najchętniej bym wyszedł, ale mnie kompletnie zamroziło. Może wyjąć parę groszy i zapłacić za tę odrobinę mąki i wody? Ale przecież nie mam takiej kasy. Ani nie mam takiej kapłańskiej i boskiej mocy, by przemienić wino i chleb w krew i ciało Chrystusa. Nie mam siły, by tę absurdalną parodię nabożeństwa, która uraziła moje uczucia bardziej niż najpaskudniejsze artykuły Jerzego Urbana sprzed 20 lat, przemienić w normalny - by się tak wyrazić - chrześcijański pogrzeb. W ogóle nie mam siły na nic, bo już kiedyś przerabiałem w tym miejscu dokładnie tę samą lekcję.
W tym czasie, w grudniu ubiegłego roku, dowiaduję się, że arcybiskup Damian Zimoń nieodwołalnie, z "powodów metrykalnych", opuści swój urząd w Katowicach. On, który tak pięknie wpisał się w tak piękny poczet wielkich postaci XX-wiecznego Kościoła lokalnego, ponad wszystko stawiającego pojedynczego człowieka i jego duchowe potrzeby. Zapewne by mu serce krwawiło, gdyby mógł - wyobraźmy to sobie, incognito! - usiąść obok mnie w tej nieszczęsnej kaplicy przycmentarnej i zobaczyć, jak mu jego górnośląskie owieczki ktoś nieopatrznie wygania z hal.
Jakie to szczęście, że arcypasterza górnośląskiego jednak tam nie było. Nie musiał patrzeć, jak bezsensownie desakralizowane są najświętsze gesty w Kościele. Jak łamana jest tajemnica spowiedzi i poniewierany akt komunii - najważniejszy w liturgii rzymskiej. Czy tylko rzymskiej?!
Powiada się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Więc i Damiana Zimonia da się godnie zastąpić? Niechby tak było. Wierzmy w to. Ale przecież będzie trudno wpisać w dzisiejszą przestrzeń duchową naszego regionu kogoś tak jednoznacznie czułego na sprawy najprostsze i największe zarazem. Kogoś, kto ciosy wymierzone w środek zamrożonych górnośląskich serc, mężnie i bez afektacji przyjmie na siebie. Kogoś, kto bez trudu zrozumie, że tekst, który za chwilę urwę i zakończę przedwczesną kropką, nie jest ani antykatolicki, ani antychrześcijański, ani antyśląski, ani antypolski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?