18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwi mężczyźni nie tańczą. Siedzą i klną [ZDJĘCIA]

Redakcja
Zapraszam panią  do walca. Nie będę jeździł pani po palcach...
Zapraszam panią do walca. Nie będę jeździł pani po palcach... Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Szóstego dnia Bóg stworzył zwierzęta lądowe i człowieka. Szóstego dnia człowiek nauczył drugiego człowieka tańczyć. O tym, że ten fakt zaistniał poświadcza Marcin Zasada.

Jak tańczyć z dziewczyną na zabawie? Łapie się za biodra, czy cuś? Schodzi się z nią na dół czy nie? To nie ja pytam, jam znalazł to pytanie na forum internetowym. Aktualne ono u progu karnawałowej gorączki, ujmująco proste i szczere w swojej wymowie. Luck radzi: Skaczesz i podrygujesz w rytm muzyki. Po czterech browarach zresztą i tak zapomnisz wszystkie rady i będziesz robił swoje.

Pierwszym krokiem majtnęła mnie przez udo. A potem były zapasy i judo

Esmeralda: Najważniejsze, żebyś nie ograniczał się do kilku ruchów i nie szarpał partnerki. Nie ma nic gorszego, jak facet okręca laskę w kółko w jedną stronę przez 5 minut.

Wskazówki warte mniej niż płyty Piotra Rubika w marketowej promocji, ale przynajmniej dowiedziałem się, dlaczego Gołota albo Pudzianowski nie wygrali Tańca z gwiazdami. Przy okazji, w okamgnieniu uświadomiłem sobie, że i ja bym nie wygrał. Zakładając oczywiście, że bym w programie wystąpił, ale to akurat najmniejszy problem. Do dziś nie wiem, kim jest Michał Kwiatkowski, któremu zaszczyt ten przypadł w udziale, a ja mam zdjęcie z Piotrem Kupichą i parę razy byłem w telewizji. Problem większy - nie potrafię tańczyć, a on z kolei prowadzi ku problemowi największemu. Swoją bezsilność związaną mianowicie z brakiem umiejętności (i chęci poniekąd) kompensuję na parkiecie nadmiarem energii, którą małżonka moja nazywa taneczną przemocą. Zupełnie jak Pudzianowski - kroków nie znam, więc najchętniej bym podrzucał, miotał, praskał, smyrgał, łomotał. A widzowie zamierają: Złapie ją?. Matko jedyna, nie złapie!. Jak Boga kocham, złapał!, Zuch!.

Lekarstwo przeciw społecznemu samobójstwu
Śmieszne drodzy panowie, ale większość z was robi podobnie, chyba że nazywacie się Maserak. Mnie siły zewnętrzne nakazały zrobić z tym porządek, to znaczy wziąć intensywny kurs tańca bez oglądania się na to, co radzą wytrawni fordanserzy znad Wisły (po czterech browarach i tak zapomnisz…). Sześć dni z instruktorką, aby posiąść wiedzę tajemną i w karnawale zamienić się w Pata Swayze z Dirty
Dancing. Yes, we can.
W ten sposób trafiłem do szkoły tańca Iskra w Bytomiu, placówki renomowanej, bo założonej przez Michała Szubę, człowieka, który występował gdzie? W Tańcu z gwiazdami, oczywista. Pan Michał szanowny na sześć dni oddał mi swoją partnerkę (no!), znakomitą Aleksandrę Wysocką, z którą wielokrotnie sięgał po taneczne mistrzostwo Śląska, akademickie wicemistrzostwo Polski i po całą masę innych nagród. Ola ma najwyższą, międzynarodową klasę taneczną S. To jak czarny pas w karate albo i lepiej. Tańczy od lat 15, zajmuje się też choreografią.

Pięć lat temu, razem z Szubą założyła Iskrę. Na jej pytanie, od czego zaczynamy, chciałem odpowiedzieć Zappą: Jedną nogę mam dłuższą od drugiej i obie stopy za duże. Słyszę muzykę, podrywam się w górę i tańcząc narażam się na społeczne samobójstwo. Naprawdę jest na to lekarstwo?

- Nie ma, ale znam terapię, która działa, jeśli tylko pacjent na to pozwoli - wyjaśnia Ola. Po rozgrzewce, rozciąganiu czuję, że sam callanetics po śniadaniu, obiedzie i kolacji doprowadziłby mnie do jako takiej formy. Sylwetka. No tak, bywało lepiej, właściwie jako były sportowiec powinienem powiedzieć, że gorzej nigdy nie było. Kondycja. Źle. Na szczęście chęci są i siła Samsona pozostała, nawet po ścięciu włosów.

Jak zostałem zwalcowany
Jaka jest różnica między walcem wiedeńskim i angielskim? Yhm... walec angielski jeździ lewą stroną? Ok, angielski jest młodszy. My tańczymy wiedeńskiego, pełnego gracji i delikatnej zmysłowości. Pozycja zmęczonej statuy wolności - ręka nieco ku górze, druga obejmuje powietrze niczym kelner z przewieszoną przez przez ramię chustą.

- Klatę wypiąć, broda wysoko - kapralskim tonem rozkazuje moja balerina, a ja posłusznie przybieram kształt butelki wc pickera. Przy okazji, dociera do mnie w końcu, co to takiego ta słynna rama w tym walcu. A jeszcze tydzień temu uwierzyłbym, że podeszwy butów trzeba smarować margaryną.
A więc rama, czyli ramiona i tułów sztywne, tylko łokcie lekko zgięte. A teraz praca nóg. I zaczynają się schody.

- Jeden takt, trzy kroki. Do przodu, do tyłu, łączymy stopy. Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy - instruuje Ola.
Akompaniamentem dla mojej pięknej katastrofy jest Nad Pięknym Modrym Dunajem Johanna Straussa. Dunaj nigdy nie był modry, a ja zamiast raz, dwa, trzy, robię wszystko, żeby kolanem nie przyłożyć partnerce. W ruchu wirowym to naprawdę coś. Ale o ramie zapominam, roztapia się ona jak margaryna. Oczy w dół i nerwowo obserwuję synchronizację ruchów nóg. Johann syn się w austro-węgierskim grobie przewraca. Zostałem zwalcowany.

Moja mistrzyni powstrzymuje pikujące w dół morale. Mam ponoć znakomite wyczucie rytmu, mimo 108-kilogramowego ciała ze stali, jestem zwinny jak Harry Houdini. W ten sposób, dzięki motywacji ultrapozytywnej, zaczynam wirować pewniej i płynniej w tym niemoralnym tańcu. Tak, niemoralnym, bo gdy po raz pierwszy w Wiedniu zatańczono go w obecności dworu, zgorszone damy ostentacyjnie opuściły salę balową. Inni sugerowali, że ciągłe kręcenie się w kółko może prowadzić do poważnych chorób, a nawet śmierci. Ja też po powrocie do domu zaniemogłem. Ze zmęczenia.

Nie będzie Kubańczyk pluł nam w twarz
Walc to taniec prosty. Nie to co cha-cha. Pomiędzy drugimi i trzecimi zajęciami przekonuję się, że słabo kręcę biodrami. Niby dlaczego miałoby być inaczej? Stawiamy kroki przed lustrem - cha-cha-cha w prawo, cha-cha-cha w lewo. Bułka z masłem. W duecie frywolnie i beztrosko. To akurat potrafię nawet bez tańca.
- A teraz ważna figura, która nazywa się New York. Obracamy się, jedna noga do przodu, druga z tyłu, ciało do przodu, głowa do góry, zewnętrzna ręka do tyłu i w górę - wylicza Ola.

Yyy... obracamy się, jedna noga, druga... yyy... ręka, głowa... Dramat, źle, pokracznie, w biodrach życia tyle, ile w endoprotezie, a to dopiero początek. Wiem, Gołota robił to jeszcze gorzej, ale on nie jest w stanie zapamiętać, gdzie zostawił auto pod marketem i które to jego. A przede mną jeszcze większe koszmarki, same nazwy figur hockey stick (kij hokejowy) czy turkishtowel (turecki ręcznik), cisną mi na usta krzyk protestu: Nie będzie Kubańczyk pluł nam w twarz i dzieci nam hawanił.

Jaki Kubańczyk? Jaka Hawana? Choć cha-cha ma rodowód latynoamerykański i ma w sobie dużo z rumby, po raz pierwszy zatańczono ją w Niemczech, a jej podstawy budowali między innymi bodaj Francuz i Brytyjczyk. Może ten tygiel narodowy tak ukwiecił technikę, że Polak który z tańców zagranicznych zna głównie weselnego Zorbę w kółeczku z resztą panów, przy cha-chy sam podstawia sobie nogi.

- Na kursach częściej to panie mają więcej umiejętności, talentu i chęci. Panowie mają za to mniej cierpliwości. Często cha-chy nie potrafią opanować nawet na piątych zajęciach. Robimy postępy - Ola znów podnosi mnie na duchu. Wiadomo, prawdziwi faceci nie tańczą. Najczęściej siedzą i klną.

Daphne, znowu prowadzisz
Jak usiedzieć na czterech literach, kiedy czarna białogłowa do samby gotowa? Sytuacja jak z Franka Kimono: Przecież wiadomo, że jej nie odmówię. Muszę się sprężyć, bo tańczyć nie lubię. Z trudem niestety łapię pion. Przyznaję piłem - przepraszam pardon. Na Pola Monola plus Coca-Cola jeszcze się powołam. Teraz o sambie.

Początkowo w ogóle nie nadążałem za cha-chą, więc w sambie radzę sobie dosłownie jak poseł Pałys przyłapany pod Sejmem z dużą zawartością nastroju bajkowego we krwi. Do tyłu, do przodu, do przodu. Do tyłu, do przodu, do przodu. Czyli taki życiowy taniec - czasem trzeba się cofnąć, żeby potem pójść naprzód. I w tańcu jak w życiu - wychodzą głównie włosy, a w dodatku, na prostej drodze można się przewrócić. U nas było jak w kultowym filmie Nikt nie jest doskonały z Marylin Monroe. Choć Ola za nikogo się nie przebierała (to ja wyglądałem jak Sylwester Stallone w Rockym, gdy w szarym dresie trenował przed walką), co chwilę musiałem powtarzać: Daphne, znowu prowadzisz.

- Rytmicznie! Biodrami! Płynniej! Szybciej! - te komendy tylko brzmią jak dubbing w niemieckim filmie dla dorosłych. Ja czułem się jak na lekcjach wuefu w liceum z zapalonym gimnastykiem, który nie rozumiał, że po dziesięciu godzinach robienia wymyków na drążku i innych myków na koniu z łękami, każdy chłopak miałby ochotę po prostu pograć w piłkę.

Anglicy umierają tańcząc

Ponoć kiedy chłopak zmienia się w mężczyznę, powinien tańczyć fokstrota. Jak twierdzą specjaliści, to właśnie on odróżnia sztubactwo od dorosłości. Zamiast biegać, skakać i maltretować partnerkę łamaniem i podrzucaniem, trzeba gładko i dostojnie chodzić w tempie wolnym, wolnym-szybkim, szybkim. Dorosły mężczyzna nie może specjalnie męczyć się w tańcu, więc w fokstrocie porusza się płynnie, posuwiście, wygodnie i na całych stopach. Trochę nudne, jak to taniec angielski, do tego paradoksalnie, trudne technicznie. A jak mawiał śp. Michael Jackson, największy błąd, jaki może popełnić tancerz jest myślenie. Taniec trzeba czuć.

- Chodzi o to, żeby figury tworzyć tak zwaną akcją swingową, czyli przyspieszeniem ze swobodnym puszczaniem ciała - Ola jak zawsze służyła fachową radą. Radziła, tłumaczyła, ale to ja ani nie czułem, ani nie myślałem.
Właściwie to czułem skwierczący ołów gazetowego druku, w który Anglicy owijają swojego rybnego papcia z porcją frytek. Po kolejnym mało widowiskowym chodzonym kłusie po parkiecie, piątego dnia mojej niezwykłej przygody, stanąłem zrezygnowany. Drzewa umierają stojąc, Anglicy umierają w tańcu. W odcinku z fokstrotem w Tańcu z gwiazdami złożyłbym rezygnację. Albo protest.
Tańcz, jak ci zagrał Elvis Presley

Kiedy już zwątpiłem w anglosaską energię taneczną, Ola przygotowała coś, po czym do dziś w moich mięśniach zalegają litry kwasu mlekowego. Rock and roll. Podskoki, podrzuty. Miotanie, praskanie, smyrganie, łomotanie. Jak było? Niech znów odpowie Franek Kimono: Przy pierwszym kroku majtnęła mnie przez udo. A potem były zapasy i judo. Przerzut przez plecy - lecę zygzakiem. Spadam na piersi - bomba okrakiem. A potem w tył, obrót i głową w dół. Łbem walę w ziemię, nogami w stół. No może tak spektakularnie to nie wyglądało, ale było gorąco.

- Mężczyźni nie lubią się męczyć w rock and rollu. Poza tym, choć wydaje się prosty, wymaga nie tylko niespożytej energii, ale i dużej sprawności oraz zaufania do partnera - wyjaśnia moja mistrzyni.
Rock and roll to bezsprzecznie największe szaleństwo tanecznego atlasu. Tańczymy, jak nam śpiewał Elvis Presley. Tempo zawrotne, akrobacje cyrkowe, amplituda drgań jak za dobrych czasów w Pompejach. Orkiestracja ruchowa jak w maszynie losującej lotto. Perła gatunku. Tylko ból następnego dnia wprost proporcjonalny do wrażeń z dnia poprzedniego.

Ucz się tańczyć, żeby anieli wiedzieli
Jeszcze tydzień temu wiedziałem o tańcu tyle, ile mąż i żona o balecie i teatrze w słynnym dowcipie. Mąż do żony: Wieczorem idziemy na Jezioro Łabędzie. Przed wyjściem zgarnia resztki chleba do torebki. Po co Ci te okruszki? - pyta. No... dla łabędzi. Głupia, przecież Jezioro Łabędzie to balet!, Taaak? A jak szliśmy na Wesele Wyspiańskiego, to kto wziął pół litra?!. Dziś już wiem, że w zaproszeniu do walca mieści się obietnica: Nie przejadę pani po palcach. A jak radził św. Augustyn: Ucz się tańczyć, w przeciwnym razie nie będą aniołowie wiedzieć, co z tobą począć, człowiecze, trochę się nauczyłem. Niech teraz anieli grają. Wstydu nie będzie.

Sześć dni. Prawie cztery kilogramy mniej. Każda godzina tańca to ponoć 500 spalonych kcal, ponad dwa razy więcej niż seks, trzy razy więcej niż odkurzanie i pięć razy więcej niż szycie ręcznie. Prawie 10 litrów wody niegazowanej wlanej do przełyku. Skręcona kostka, podkręcone kolano. Aaale urwał!
Teraz w klubie disco mogę robić wszystko. Wyciągać damy spod opieki mamy. I małolaty spod opieki taty. Wyginam śmiało ciało. I ciągle mi... mało!
A kiedy w końcu zadzwonią z Tańca z gwiazdami, odpowiem: Dajcie wy mnie Dżoanę Krupę.
Z byle kim fikać nie zamierzam.
Szykuj się, Dżoana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!