Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent szpitala w Gliwicach zmarł w męczarniach. Rodzina oskarża lekarzy

Paweł Pawlik
Anna Socha, córka zmarłego Ryszarda Gryko, uważa, że perso-nel szpitala w Gliwicach zaniedbał swoje obowiązki
Anna Socha, córka zmarłego Ryszarda Gryko, uważa, że perso-nel szpitala w Gliwicach zaniedbał swoje obowiązki Paweł Pawlik
Pacjent Gliwickiego Centrum Medycznego zmarł w męczarniach. Wył z bólu. Dopiero po interwencji rodziny dostał morfinę. Fatalny zbieg okoliczności czy rażące zaniedbania personelu gliwickiego szpitala. Rodzina zmarłego 60-latka oskarża lekarzy i chce zadośćuczynienia.

60-letni Ryszard Gryko trafił do Gliwickiego Centrum Medycznego przy ul. Kościuszki 22 września. Na oddziale chirurgii ogólnej czekała go amputacja prawej nogi na wysokości podudzia. Dzień później pacjent został przewieziony na blok operacyjny. Tydzień później - jak relacjonuje DZ rodzina - pan Ryszard zmarł w męczarniach. Zdaniem rodziny, w wyniku rażących zaniedbań ze strony personelu szpitala, bo operacja przebiegła pomyślnie.

Gliwiccy lekarze twierdzą natomiast, że ta historia nie mogła skończyć się inaczej, bo pacjent nie był do odratowania. Kto ma rację, rozstrzygnie sąd. Pewne jest to, że to historia pełna niedomówień, rozczarowania i bezsilności.

Spadł. Nic się nie stało

Dzień po operacji nic nie wskazywało, że stanie się najgorsze. Pan Ryszard czuł się dobrze, nie odczuwał bólu, rozmawiał z najbliższymi. W tym samym dniu - kolejnym po operacji - rodzina odwiedziła chorego ponownie około 19.

- Ku naszemu zdziwieniu światła były pogaszone, a pacjenci byli bez opieki. W trakcie ponadgodzinnej wizyty nie widzieliśmy nikogo z personelu. Kiedy wychodziliśmy, przyszła pielęgniarka, która zasiadła w swoim fotelu, włączyła pasjansa na komputerze i tak wyglądała jej praca - opisuje wzburzona Anna Socha, córka pacjenta.

Później było już tylko gorzej. Podczas kolejnych odwiedzin, 25 września, rodzina dowiedziała się, że Ryszard Gryko spadł z łóżka. Nikt z personelu nie był jednak w stanie wytłumaczyć, co się stało. Pacjent opowiadał potem najbliższym, że chciał usiąść, ale barierka z łóżka nie została zamknięta i wypadł. Pomoc przyszła dopiero, gdy inny pacjent z tej samej sali narobił krzyku.

- Nie powinien był spaść, natomiast nie upatruję w tym zdarzeniu, żeby ono w sposób istotny wpłynęło na przebieg choroby pacjenta, na jego rokowania. Jest przykrym zdarzeniem, ale nic się nie dzieje - uważa Wojciech Maruszewski, dyrektor ds. medycznych w gliwickim centrum.

Z tak postawioną sprawą nie zgadza się rodzina pana Ryszarda. - Upadek miał znaczenie. Spowodował otwarcie rany. Rana krwawiła i zaczęła gnić. Opatrunek nie był zmieniany, a mąż do klatki piersiowej był brudny w krwi i osoczu - opisuje Helena, była żona pana Ryszarda. - W sali unosił się potworny odór, mąż pytał, co się dzieje, a nas nikt nie słuchał - dodaje.
Stan zdrowia pacjenta pogarszał się od tamtej chwili z godziny na godzinę, co później potwierdził w rozmowie z rodziną lekarz dyżurny.

- Dowiedzieliśmy się, że jego rana uległa zakażeniu, a 26 września zostały mu ściągnięte szwy i rana została otwarta, rozprzestrzeniła się martwica reszty kikuta, również druga noga została zaatakowana martwicą - mówi Anna Socha.

Nie dało się uratować

Prawdziwa gehenna rozegrała się w poniedziałek, 29 września. Przed południem pacjent trafił ponownie na salę operacyjną. Zapadła bowiem decyzja o konieczności kolejnej amputacji. Ujęte zostaje kolejnych 10 centymetrów nogi. Po operacji, od godziny 15, pacjent skarżył się na ból w klatce piersiowej i duszności. Cierpi w związku z raną po operacji.

- To jest niewyobrażalne. Ojciec umiera, błaga o pomoc, ma ponad 160 uderzeń serca na minutę, a lekarz ze spokojem mówi, że to normalne, że tak ma być - mówi rozgoryczona córka pana Ryszarda. Po interwencji rodziny, wyjącemu z bólu pacjentowi zostaje podana morfina. Tuż po godzinie 20 doszło do rozległego zawału serca. Po 40 minutach akcji reanimacyjnej lekarz stwierdził zgon.

- Z pacjentem było źle od początku. Ten pan był strasznie schorowany, według mnie tego pacjenta nie dało się uratować - podsumowuje dyrektor Maru-szewski. - Znam wersje zdarzeń tylko z opowieści. Z jednej strony personelu, z drugiej strony rodziny. I te wersje w znacznej mierze się wykluczają. Ale wydaje mi się, że układ współpracy między pracownikami oddziału a rodziną był zaburzony - dodaje.

Będzie proces?

Rodzina po śmierci bliskiego ma też kłopot z wglądem w kartę pacjenta. Jest zbywana. Gdy udaje jej się dotrzeć do dokumentacji, córka zmarłego postanawia wykonać zdjęcia dokumentów, zanim otrzyma obiecaną kserokopię. -
Dokumentacja, którą w końcu dostaliśmy, różni się od tej, którą mamy na zdjęciach. Ordynator kazał mi też podpisać papierek, na którym miałam się zrzec roszczeń wobec szpitala i potwierdzić brak zastrzeżeń wobec opieki, aby szpital mógł przeprowadzić sekcję zwłok pacjenta - mówi Socha. - Nikt nie powinien przeżyć tego, co my. Każdy lekarz, który tam pracuje, powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chciałby być tak leczony, a jego rodzina tak traktowana - dodaje córka zmarłego.
Rodzina zmarłego postanowiła dochodzić swego i przekazać sprawę w ręce prawników.

- Będą toczyć się dwa postępowania w tej sprawie. Sprawa karna i cywilna - mówi Aleksandra Olszewska, reprezentująca firmę SAF, do której zwróciła się rodzina Ryszarda Gryko i która podobnymi sprawami zajmuje się od 1999 roku.


*Oceń swojego burmistrza i porównaj go z innymi [PLEBISCYT DZ]
*Odrażające morderstwo w Radziechowach. Studentka z Krakowa zadźgana
*QUIZ DZ: Czy znasz polskie komedie. Cytaty z kultowych filmów. Sprawdź się
*W Katowicach sala do sekcji zwłok jak w Kościach [ZDJĘCIA]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pacjent szpitala w Gliwicach zmarł w męczarniach. Rodzina oskarża lekarzy - Dziennik Zachodni