Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Lizoki oraz popsznioły

Marek Szołtysek
Marek Szołtysek
Marek Szołtysek arc.
Zdarzyło mi się tego lata pomóc pewnemu niemieckiemu małżeństwu przy samochodzie. Poczuli się wtedy zobowiązani i wyciągnęli z walizki takie artystyczne lizaki i dali je moim dzieciom. Owszem, ta niemiecka robota była efektowna, doskonale opakowana, miała finezyjnie wystrugane patyczki, ale smak tego lizaka był obrzydliwy.

A właściwie to w ogóle nie miał smaku. Nawet miałem w pierwszej chwili wrażenie, czy to aby jest do jedzenia, czyli do lizania.

Sama lizakowa masa przypominała trochę gipsowe figurki. Nie zdziwiłem się tym jednak, bo przecież powszechnie wiadomo, że w Niemczech można kupować samochody i inne wihajstry - ale jedzenie? Po prostu produkcja żywności nie jest ich mocną stroną.

Jednak niemieckie lizaki, które miały udawać dawny i tradycyjny przysmak, przypomniały mi czasy, gdy też na Śląsku domowymi sposobami robiło się dzieciom takie maszkety - śląskie lizoki. Zacząłem więc wypytywać o receptę na ich wyrabianie i powoli miałem już dosyć dobre wyobrażenie na temat tych słodyczy. A majstruje się takiego lizoka starą metodą palenia, czyli karmelizacji cukru. Metoda ta pokazuje też sposób, jak dawniej produkowano cukierki. Kiedy cukierek umieszczano na patyku - powstawał lizak.

Jak więc dokładnie robi się takiego domowego lizoka? Otóż do garnka trzeba wsypać 200 g cukru i to wszystko. Ja jednak proponuję jeszcze dla urozmaicenia dorzucić garść rodzynek. Następnie garnek z cukrem i rodzynkami stawiamy na piecu, podgrzewamy i cały czas dokładnie mieszamy. Nie dodajemy wody! Po kilku minutach cukier zacznie się zmieniać w kleistą brązową masę, a rodzynki napęcznieją. I to wszystko, bo w tym momencie roztopioną masę wylewamy na patyczki ułożone na wysmarowanej dowolnym tłuszczem blasze, co sprawi, że karmelowa czy lizokowa masa nie przyklei się do podłoża. I jeszcze tylko wystarczy poczekać do ostudzenia masy i chwytamy lizok za patyk i możemy go lizać, gryźć, jeść... - i są zdecydowanie lepsze od wspomnianych lizoków niemieckich.

Dzisiaj, wśród ludzi znudzonych czy zepsutych dobrobytem, takie stare karmelowe słodycze mogą być mało atrakcyjne. Takich osobników, co się mieli się za dobrze i wybrzydzali, nazywało się popszniołami. Dziś takich ludzi jest coraz więcej, więc słowo popsznioł powinno zrobić karierę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szołtysek: Lizoki oraz popsznioły - Dziennik Zachodni