Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Żałuję". Ruszył proces policjanta, który spowodował śmiertelny wypadek w Wólce (WIDEO, FOTO)

ask
Ruszył proces Witolda B., policjanta, który śmiertelnie potrącił 19-latkę
Ruszył proces Witolda B., policjanta, który śmiertelnie potrącił 19-latkę ask
- Bardzo żałuję, że nie mogę cofnąć czasu. W życiu popełniłem wiele błędów, ale najbardziej żałuję tego, że wolałem uciec niż pomóc potrzebującej osobie - recytował, jak dobrze wyuczoną lekcję w pierwszym dniu procesu Witold B., były policjant, który 14 grudnia 2013 roku potrącił na pasach 19-letnią Kasię. Potem uciekł z miejsca wypadku.

Przypomnijmy. Do wypadku w Wólce pod Lublinem doszło 14 grudnia 2013 roku. Jak wynika z aktu oskarżenia - Witold B. umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, jadąc z prędkością nadmierną i większą od dopuszczalnej. Dojeżdżając do przejścia dla pieszych nie zmniejszył prędkości i nie zahamował. Uderzył autem w 19-letnią Kasię, która była na przejściu dla pieszych. Witold B. odpowiada przed sądem także za to, że nie udzielił potrąconej pomocy i uciekł z miejsca wypadku.

Przed sądem stanęła także jego żona, 25-letnia Monika B. Kobieta siedziała feralnego dnia na miejscu pasażera. Widziała wypadek, ale nie udzieliła ofierze pomocy. Potem starała się ukryć wypadek.

W pierwszym dniu procesu Witold. B. przyznał się do winy. Przeprosił też rodziców dziewczyny mówiąc m.in.: "wiem, że nie ulży to w bólu ani nie zwróci życia, ale przepraszam. Nie proszę o wybaczenie, bo przez to co się stało nie zasługuję na nie". Potem skorzystał z prawa do odmowy zeznań.

Sąd przeczytał więc jego poprzednie wyjaśnienia. Wynikało z nich, że 14 grudnia Witold B. skończył pracę o godzinie 6 rano. Pojechał do mieszkania, które wynajmował w Lublinie. Przespał się. Zjadł. I pojechał z żoną na zakupy do sklepu na ulicę Turystyczną (to, że jechał razem z żoną zeznał dopiero, gdy kobieta sama zgłosiła się do prokuratury i przyznała się do tego; wcześniej tłumaczył, że był sam. W rzeczywistości kobieta siedziała na miejscu pasażera trzymając na kolanach pieska). Po zrobieniu zakupów małżeństwo miało jechać do rodziców Witolda B. Skręcili w stronę Łęcznej.

- Cały czas ze sklepu jechałem za samochodem, srebrnym volkswagenem. W pewnej chwili on skręcił w prawo i przez chwilę zasłonił mi widoczność. To było w momencie wjazdu na przejście - mówił mężczyzna. - Dziewczynę zobaczyłem w ostatniej chwili. 1- 1,5 metra od maski. Nie miałem czasu na reakcję.

Mężczyzna przejechał jeszcze ok. 5 metrów. Zjechał na pobocze. Spojrzał we wsteczne lusterko, ale nie zauważył dziewczyny. Zdecydował, że odjedzie i pojechał wprost do mechanika, którego poprosił o naprawdę uszkodzonego samochodu. Tłumaczył, że uderzył w sarnę.

Nie zdążyłam powiedzieć "hamuj"

Podobnie wypadek opisywała Monika B. Ona także odmówiła składania zeznań w pierwszym dniu procesu. Odczytano jej wcześniejsze wyjaśnienia.

- Zobaczyłam, że dziewczyna wchodzi na jezdnię bez patrzenia. Nie zdążyłam powiedzieć "hamuj". Dziewczyna zrobiła dwa kroki i wtedy samochód uderzył ją. Zatrzymaliśmy się. Zapadła cisza. Mąż powiedział "uciekam" albo "uciekamy" i odjechaliśmy - mówiła kobieta.

Monika B. dodała, że oboje z mężem przez cały czas po wypadku płakali. Prawie nie jedli. Nie spali. Niewiele rozmawiali. Mąż kilka razy mówił, że pójdzie się przyznać. Potem mówił, że nie może tego zrobić, bo to zniszczy jego pracę i rodzinę. Powtarzał "jestem mordercą", a zwracając się do żony mówił: "jesteś żoną mordercy".

- Wypadek był w sobotę, w niedzielę odwiozłem do kościoła siostrę i siostrzenicę. Sam nie wchodziłem. Po tym co zrobiłem. Nie mogłem - mówił śledczym.

- Nie wiem, na co czekaliśmy - dodawała Monika B. - Wiedzieliśmy, że wszystko się wyda. Ja zgłosiłam się na prokuraturę, bo sytuacja mnie przytłaczała.

Kasia szła na spotkanie z chłopakiem

W pierwszym dniu procesu sąd przesłuchiwał też rodziców Kasi. W dniu wypadku 19-latka pomagała mamie w sprzątaniu domu. Potem umówiła się z chłopakiem. Wyszła z domu wcześniej, bo miała kłopoty z kolanem. Ból uniemożliwiał jej szybkie chodzenie i bieganie.

- Wiem, że nie biegła przez przejście. Poza tym znała przepisy drogowe. Robiła prawo jazdy. Zdała już egzamin teoretyczny - mówiła Agnieszka P., mama Kasi. - Córka była rozważna i ostrożna. Nie miała tego dnia słuchawek w uszach. Wiem, bo byłam ostatnią osobą, z którą rozmawiała. Miała dobry humor. Powiedziała, że włosy jej ładnie pachną po nowym szamponie. Powąchałam i wiem, że nie miała ich w uszach.

We wtorek zeznawał w tej sprawie pierwszy biegły. Drugi, pochodzący z Koszalina zostanie przesłuchany przez telełącze.

Następną rozprawę zaplanowano na 25 lipca. Zostaną wtedy przesłuchani świadkowie, w tym także brat i siostra byłego policjanta, którym zarzucono składania fałszywych zeznań. Marzena S. i Bogdan B. - jak twierdzi prokuratura - próbowali zapewnić alibi swojemu bratu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski