Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co robić, żeby Twój wójt nie zamienił gminy w swoje ranczo

Małgorzata Bonikowska
Dr Małgorzata Bonikowska, ekspert do spraw stosunków międzynarodowych i komunikacji instytucji publicznych, partner zarządzający ośrodka dialogu i analiz THINKTANK, wydawca magazynu "THINKTANK", prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Dr Małgorzata Bonikowska, ekspert do spraw stosunków międzynarodowych i komunikacji instytucji publicznych, partner zarządzający ośrodka dialogu i analiz THINKTANK, wydawca magazynu "THINKTANK", prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych. Janusz Wójtowicz
Europa przyszłości musi być "smart", czyli wdrażać projekty nowatorskie, które doprowadzą do zmian rozwojowych i strukturalnych, a nie utrwalania tego, co było - mówi dr Małgorzata Bonikowska

Samorządy w Polsce obchodzą jubileusz - 25-lecie. Reforma miała doprowadzić do decentralizacji państwa, dzięki czemu władza miała zbliżyć się do obywatela. I tak właśnie stało się w wielu gminach. Są jednak takie, gdzie rządzący oderwali się od rzeczywistości. Dlaczego tak się dzieje?
Niektórzy zapomnieli o ich podstawowej powinności - czyli służbie dla społeczności gminnej, która ich poparła w wyborach. Skupili się raczej na dbaniu o własne interesy, które - niestety - nie zawsze idą w parze z tym, czego oczekują mieszkańcy. W dodatku są to raczej "interesiki" niż interesy, dzięki którym lepiej żyje grupa wybranych, a ogół mieszkańców gminy nie ma zwykle z tego nic.

Jak to wygląda w praktyce?
Prozaicznie i "swojsko" - czasem dokładnie tak, jak w słynnej gminie Wilko-wyje, pokazanej w jednym z popularnych polskich seriali "Ranczo".

Czy można to zmienić?
Mieszkańcy gmin powinni zdać sobie sprawę z jednego - wybieramy prezydenta, burmistrza czy wójta nie po to, żeby coś nam dał. Bo nie da. Nie ma po prostu z czego, jeśli innym nie zabierze - czy to w postaci podatków, czy też innych danin. Wybieramy prezydenta, burmistrza i wójta oraz radnych po to, by sprawnie zarządzali miejscem, w którym znajduje się nasz dom, by byli dobrymi menedżerami, którzy potrafią tak gospodarować, jak prezesi najlepszych firm. Gminny bilans musi zawsze wychodzić przynajmniej na zero. A jeśli gmina żyje na kredyt, to krótkoterminowy, tak skalkulowany, aby zadłużenia nie musiały spłacać nasze wnuki - tak jak w przypadku długów po PRL-u. Pożyczki mogą na przykład dobrze procentować w postaci inwestycji służących mieszkańcom. Warto w tym miejscu przypomnieć, że reforma samorządowa z 1999 roku nie spowodowała spadku wydatków lokalnych: w gminach jest więcej pieniędzy niż kiedyś - choć i obowiązków przybyło. Jednak dzięki temu, że zadania nie są już planowane w Warszawie, lecz w Sosnowcu, Katowicach czy Gliwicach - polska samorządność doprowadziła do podniesienia jakości usług społecznych. Pieniądze są wydawane lepiej, zgodnie z potrzebami miejscowych społeczności. Dlatego teraz każdy polityk musi być bliżej swojego wyborcy, musi bardziej starać się o jego względy i w sposób bezpośredni próbować sprostać jego oczekiwaniom. Gminy mogą też sięgać po środki unijne, które dają szansę na nowe inwestycje i rozwój.

Właśnie podsumowujemy ostatnie 10-lecie w Unii Europejskiej, a przed nami nowa perspektywa finansowa na lata 2014-2020. Polska jest jednym z nielicznych krajów, które z budżetu unijnego dostaną więcej niż do tej pory. Wielu ekspertów twierdzi, że dzięki temu nasz kraj może się znaleźć w gronie 20 najbogatszych państw świata. Da się to zrobić?
Da, pod warunkiem, że skoncentrujemy się na kilku priorytetach. Do tej pory przeznaczaliśmy środki na projekty, które rozwiązywały bieżące problemy lub eliminowały zapóźnienia z przeszłości. Teraz czas na inwestycje w przyszłość - w to, co po 2020 roku pozwoli Polsce dalej szybko się rozwijać. Nie będziemy już wtedy mieli tak ogromnych pieniędzy z Unii i będziemy musieli sobie radzić sami. Bez mądrych inwestycji prorozwojowych w najbliższych kilku latach nie uda się nam dogonić najbogatszych państw UE. Polski rząd zapowiedział już, że mniej będzie inwestycji ze środków unijnych w mury i drogi, a więcej w innowacje, przedsiębiorczość, współpracę nauki z biznesem. Uważam to za właściwe podejście.

W Polsce - dzięki wsparciu z unijnych funduszy - od 2004 r. wybudowano albo zmodernizowano 15 tys. km dróg, ponad 2 tys. km linii kolejowych, a do końca 2015 r. ma powstać aż 35 tys. km przewodów szerokopasmowego internetu. Mamy przestać budować tego typu infrastrukturę, żeby firmy i instytuty naukowe dostały pieniądze unijne na innowacje?
Inwestycje infrastrukturalne są ważne, bo np. dzięki dobrej komunikacji rozwija się nie tylko biznes krajowy, ale i inwestycje zagraniczne, a Polska zyskuje na rosnącym eksporcie i ruchu międzynarodowym przez nasz kraj. Dlatego w planach rządu są kolejne inwestycje transportowe, które jednak koncentrować się będą na brakujących odcinkach autostrad i uzupełnieniu ich o sieci dróg ekspresowych. Budowa dróg, modernizacja kolei czy tym bardziej rozbudowa szerokopasmowego internetu nie zostanie więc zatrzymana. Chodzi raczej o ograniczenie nakładów na inne inwestycje, często dyskusyjne, np. parki wodne czy obiekty sportowe, które tak naprawdę w dłuższej perspektywie mogą być bardziej obciążeniem dla gmin niż szansą na rozwój. Do wielu z nich trzeba potem dopłacać, bo ich utrzymanie jest drogie, co dla samorządów stanowi ogromny problem.
Co robić, żeby tego typu nieudane inwestycje nie pojawiały się w naszych gminach?
Samorządy, we współpracy ze środowiskami biznesu i nauki, powinny opracować długofalowe strategie rozwoju oparte na rzetelnej analizie - na szczeblu regionalnym i lokalnym. Ale samorządowcy tego nie lubią i robią, bo muszą. Dlatego te dokumenty często nie są traktowane poważnie. Samorządowców pochłaniają bieżące problemy i perspektywa najbliższych wyborów. Budowa drogi się opłaca, bo jest widoczna i łatwo ją zdyskontować politycznie w postaci zwiększenia poparcia wyborców. Inwestycje w innowacje są mniej widoczne i dają zwrot w dłuższej perspektywie, której większość lokalnych liderów nie ma. A bez długofalowej strategii trudno o dobre rządzenie.

Dla naszego regionu bardzo ważne są programy związane z likwidacją tzw. niskiej emisji - bo śląskie miasta są nią dosłownie zatrute - a także z ochroną środowiska i bezpieczeństwem energetycznym. Czy to też rządowe i unijne priorytety?
Tak, tego typu projekty mogą stać się nawet specjalizacją regionu i szansą na jego dalszy rozwój - już bez kopcących kominów. Zwłaszcza że punktem wyjścia do ogólnopolskiej strategii, oprócz dotychczasowych naszych i unijnych doświadczeń, są najnowsze zalecenia Komisji Europejskiej dotyczące mechanizmów programowania rozwoju na lata 2014-2020. W tych zaleceniach mówi się o tzw. inteligentnych specjalizacjach poszczególnych regionów, a także o współpracy między nimi już nie tylko w skali europejskiej, ale i globalnej. Dla Śląska mogłyby to być właśnie czyste technologie węglowe czy innowacyjne, energooszczędne rozwiązania. Pamiętajmy także, że inwestowanie w gospodarkę niskoemisyjną oznacza - w dłuższej perspektywie - modernizację polskiej gospodarki jako takiej. To trochę usprawiedliwia związane z tym wysokie koszty.

Rząd zapowiedział też, że znacznie więcej środków niż w obecnym budżecie zostanie przekazanych regionom. Marszałkowie będą zarządzali 55 proc. środków z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i 75 proc. środków z Europejskiego Funduszu Społecznego. W sumie - uwzględniając Fundusz Spójności - samorządy wojewódzkie będą rozdzielały około 39 proc. całości unijnych pieniędzy dla Polski w kolejnej siedmiolatce. Wspomniała pani, że z projektami samorządowymi bywa różnie. Co zrobić, żeby rzeczywiście służyły rozwojowi?
Po pierwsze, o czym już mówiliśmy - trzeba mieć dobry, długofalowy plan. Po drugie - i to wydaje mi się kluczowe - każdy prezydent czy burmistrz musi sobie odpowiedzieć na pytanie: co planowane przez niego inwestycje dadzą w przyszłości, czy stworzą szanse na rozwój danego miasta czy gminy, czy stworzą atrakcyjną bazę do działania ludziom i firmom, czy przyciągną prywatne inwestycje, czy pozwolą zwiększyć publiczne przychody. Po trzecie wreszcie - samorządy nie mogą ulegać sugestiom urzędników odpowiedzialnych za środki unijne, którzy zbyt często wtrącają się w merytorykę projektów i "podpowiadają", co robić. W praktyce unikają ryzyka, preferując powtarzalność rozwiązań i sprawdzone schematy, co ogranicza innowacyjność i kreatywność. Tymczasem Europa przyszłości musi być "smart", czyli wdrażać projekty nowatorskie, które doprowadzą do zmian rozwojowych i strukturalnych, a nie utrwalania tego, co było. Popieram też takie rozwiązanie, jak inicjatywa JESSICA. Jej zaletą jest odejście od tradycyjnego mechanizmu udzielania bezzwrotnych dotacji, na rzecz mechanizmu odnawialnego - zwrotnych instrumentów finansowych (pożyczek, wkładów kapitałowych czy gwarancji). Umożliwia to - w odróżnieniu od dotacji, które nie wracają - wielokrotne wykorzystanie tych samych środków. Innymi słowy, JESSICA stwarza możliwość przedłużenia dostępności funduszy unijnych przeznaczonych na realizację projektów w gminach. Jednocześnie instrumenty zwrotne są efektywniejsze od grantów, bo sięga się po nie tylko w ostateczności. Dotacja kusi dla samych pieniędzy, kredyt nie, bo musimy go zwrócić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Co robić, żeby Twój wójt nie zamienił gminy w swoje ranczo - Dziennik Zachodni