Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Stępiński: W polu karnym czasem trzeba po prostu nie kombinować

Bartosz Karcz
Anna Kaczmarz
Piłkarz Wisły Kraków Mariusz Stępiński we wtorek zagrał w meczu młodzieżowej reprezentacji Polski U20 z Niemcami. Polacy przegrali 0:2, ale ciągle są na pierwszym miejscu w tabeli Turnieju Czterech Narodów. Teraz młody piłkarz koncentruje się już na spotkaniu w barwach "Białej Gwiazdy" z Górnikiem Łęczna.

- Ciągle jesteście liderem w Turnieju Czterech Narodów, ale porażka z Niemcami nieco skomplikowała waszą sytuację. Wiele wskazuje na to, że wielki finał rywalizacji czeka was w marcu. Zagracie wtedy na wyjeździe z Niemcami.
- Jest szansa, że ten mecz nie będzie już o niczym decydował. Jeśli Niemcy zremisują z Włochami, to wszystko będzie jasne i wygramy ten turniej. Szczerze jednak mówiąc, za bardzo na to nie liczymy. Rzeczywiście, wszystko wskazuje na to, że w marcu trzeba będzie pojechać do Niemiec i jeśli tam nie przegramy, to powinno nam już wystarczyć do zwycięstwa w całym turnieju. Pojedziemy tam jednak wygrać.

- W Szczecinie mieliście więcej sytuacji niż Niemcy, a jednak to oni cieszyli się z wygranej 2:0. Czego wam zabrakło?
- Może zabrakło w tych sytuacjach zdecydowania, chłodnej głowy. Zawsze brakowało centymetra, oddania strzału i te nasze szanse nie kończyły się bramkami. Niemcy tymczasem szybko, bo już w 4 minucie strzelili gola, później dołożyli drugiego z rzutu karnego, a po czerwonej kartce cofnęli się i dobrze bronili. Ciężko im było w takiej sytuacji strzelić bramkę, choć okazje były. Może było tak, że los zabrał nam to, co wcześniej dawał. We wcześniejszych meczach mieliśmy bowiem szczęście. Teraz go zabrakło.

- W meczu z Niemcami bramkarz rywali Marvin Schwabe założył Panu w pewnym momencie tzw. siatkę. Koledzy żartowali z Pana po tej sytuacji?
- To była trochę przypadkowa sytuacja, bo niemiecki bramkarz chciał wybić piłkę i się pośliznął. Piłka odbiła mu się od drugiej nogi i przeleciała między moimi. Mogło się to ułożyć i tak, że przejąłbym piłkę i strzelił gola. Wtedy dla niego byłoby nieciekawie. Ja do tego podchodzę z humorem, bo to był zwykły przypadek.

- Ale taki, po którym zyskał Pan sławę. W internecie tę sytuację zobaczyło prawie 2,5 miliona osób.
- Bo to taka sytuacja, którą można zaliczyć do „piłkarskich jaj”. Ja jednak, tak jak powiedziałem, podchodzę do tego z humorem. Mam dystans do siebie i potrafię się z tego śmiać.

- W szatni Wisły było z tego powodu „szydera”?
- Jak to w szatni, musiała być. Jak przyjechałem w czwartek, to trochę mi koledzy docinali, ale w piątek już było normalnie.

- Przejdźmy do polskiej ekstraklasy. Wszystko wskazuje na to, że mecz z Górnikiem Łęczna rozpocznie Pan w podstawowym składzie.
- To się okaże w dniu meczu, choć jestem gotowy zarówno na to, żeby grać od początku, jak i na to, żeby wejść na boisko z ławki.

- Meczem ze Śląskiem Wrocław zasygnalizował Pan trenerowi, że może Pan sporo wnieść do zespołu. To właśnie pańskie wejście na boisko dało drużynie impuls do ataku i odmieniło grę Wisły.
- Tak, tylko żałuję, że nie strzeliłem bramki, bo przynajmniej jedną z tych sytuacji, które miałem, powinienem wykorzystać. Z drugiej strony cieszy mnie w miarę udane wejście i to, że pomogłem napędzić trochę ataki drużyny.

- Czego zabrakło w sytuacjach, które Pan miał. Z perspektywy trybun można było odnieść wrażenie, że gdyby od razu Pan strzelał, zamiast przekładać piłkę z nogi na nogę, to szansa na gola byłaby większa.
- Chciałem te sytuacje wykończyć perfekcyjnie, a w polu karnym czasem trzeba po prostu nie kombinować, tylko uderzyć.

- Analizował Pan z trenerami te sytuacje?
- Nie tylko z trenerami, ale również z ludźmi, którzy zawsze służą mi dobrą radą. Wszyscy mówili mi, że powinienem strzelać od razu.

- Za to przy bramkowej akcji odegrał Pan kluczową rolę, bo najpierw rozegrał Pan piłkę z Semirem Stiliciem, a później wyłożył Pan piłkę Pawłowi Brożkowi jak na tacy.
- To rzeczywiście była bardzo ładna akcja. Właśnie takiej gry szukamy. Mamy do tego wykonawców, choćby takich jak Semir Stilić czy Paweł Brożek. Możemy grać w kombinacyjny sposób, bo potrafimy to robić.

- Górnik Łęczna to zespół, który nie broni się w ośmiu, dziewięciu i nastawia na kontrę, ale stara się grać ofensywnie. Może dzięki temu wam będzie łatwiej, bo do tej pory największe problemy mieliście z drużynami, które stawiały na skomasowaną obronę.
- Do tej pory tak było, ale jak Górnik zagra z nami przekonamy się w sobotę o godz. 15.30. Myślę, że ich trener na każdy mecz przygotowuje inną taktykę. Nie można zatem już teraz zakładać, że przyjadą do nas atakować od początku.

- W ostatnich meczach nie wywalczyliście zbyt wielu punktów, mimo iż w zarówno w spotkaniu z Koroną, jak i ze Śląskiem mogliście pokusić się o wygraną. Jest już taka sportowa złość, że dawno nie zaznaliście smaku zwycięstwa?
- Żal straconych punktów, które uciekły nam przede wszystkim w meczu z Koroną. W każdym spotkaniu chcemy wygrywać. Tym bardziej teraz, gdy gramy u siebie.

- Trener Franciszek Smuda ustawi Pana zapewne na skrzydle. To jest dla Pana jakiś problem czy nie ma różnicy czy występuje Pan jako klasyczny napastnik czy boczny pomocnik?
- Oczywiście wolę grać w ataku, bo to moja nominalna pozycja. Jeśli jednak mogę pomóc drużynie, występując na skrzydle, to nie ma dla mnie żadnego problemu. Myślę, że moja gra na tej pozycji nie wygląda źle.

- Nakreślacie sobie jakiś plan minimum na cztery mecze, które zostały wam do rozegrania w tym roku?
- Ja zawsze jestem daleki od kreślenia takich planów. Dla mnie najważniejszy jest każdy kolejny mecz i na tym się koncentruję.

- Zdaje Pan sobie jednak sprawę z tego, że te cztery mecze mogą was wywindować w tabeli np. do pierwszej trójki? Wtedy na przerwę świąteczną rozjeżdżalibyście się zapewne w lepszych humorach.
- Oczywiście, że zdaję sobie sprawę. O to cały czas walczymy. Jeśli tylko będzie na to okazja, to powalczymy nawet o to, żeby zimę spędzić na pierwszym miejscu. W każdym meczu chcemy zdobyć trzy punkty.

- Jest Pan wypożyczony do Wisły. Ma Pan sygnały z Norymbergi, że ktoś śledzi pańskie postępy w Krakowie?
- W Norymberdze tydzień temu zmienił się trener, więc mają tam teraz duże problemy. Oczywiście jakiś kontakt z klubem jest, ale przez ostatni czas nie rozmawiałem z trenerem. Nowy szkoleniowiec nie ma teraz czasu zajmować się wypożyczonymi piłkarzami. Musi się skoncentrować na pracy z tymi, którzy są w klubie i sprawić, żeby zaczęli wygrywać.

- A z Wisły ma Pan sygnał, że klub będzie chciał Pana wykupić, albo wprost przeciwnie, że nie będzie na to środków?
- Na razie nikt o tym nie rozmawia, bo jest jeszcze na to dużo czasu. Do czerwca wiele może się zmienić, a teraz nie jest moment, żeby takie rozmowy podejmować. Myślę, że najwcześniej będziemy na ten temat rozmawiać w kwietniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska