Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się, do diabła, dzieje na stokach w Beskidach?

Łukasz Klimaniec
Oto obowiązkowe wyposażenie każdego narciarza. Równie niezbędny na stoku jest jednak zdrowy rozsądek
Oto obowiązkowe wyposażenie każdego narciarza. Równie niezbędny na stoku jest jednak zdrowy rozsądek Marek Michalski
Trzy osoby zginęły już w tym sezonie na narciarskich stokach, a ilość wypadków na beskidzkich trasach dobija do tysiąca. Ratownicy GOPR i instruktorzy narciarscy alarmują: - Narciarze jeżdżą za szybko i nie myślą o bezpieczeństwie swoim i innych.

W ciągu kilku dni w Beskidach zginęło dwóch narciarzy - 52-latek z Bielska-Białej wypadł z trasy na Bieńkuli w Szczyrku i uderzył w drzewo. Na stoku Czantorii w Ustroniu w podobnych okolicznościach śmierć poniósł 17-latek z Tychów. Wcześniej w Szklarskiej Porębie 39-letni narciarz z Jeleniej Góry po wypadnięciu z ostrego zakrętu zabił się uderzając głową w hydrant.

Zbigniew Stanisławski, szef wyszkolenia w Stowarzyszeniu Instruktorów i Trenerów Narciarstwa przy Polskim Związku Narciarskim, zwraca uwagę, że po pojawieniu się nart carvingowych i zmianie techniki jazdy, szusowanie wydaje się łatwą do opanowania sztuką.

- Po dwóch dniach nauki człowiek potrafi stać na nartach, może nawet nie wywraca się i umie jechać "na krawędzi". Ale nie ma kontroli nad nartami. Efekt jest taki, że to narty prowadzą narciarza i trafiają w to, co jest po drodze - mówi fachowiec.

Brak wystarczających umiejętności, kondycji i zasad zachowania się na stoku, to najczęstsze przyczyny wypadków na stokach wymieniane przez beskidzkich ratowników GOPR. A było ich w tym sezonie już prawie tysiąc, w tym kilka śmiertelnych.

- Narciarze są nieostrożni. Jeżdżą za szybko i nieodpowiedzialnie - uważa Tomasz Górny, ratownik GOPR, który brał udział w akcji ratunkowej na Bieńkuli, gdzie tydzień temu zginął 52-letni narciarz.
Początkujący wracają z wyprawy na stok ze złamaniami i potłuczeniami. Ale prawdziwe tragedie dotykają tych, którzy uważają się za świetnych narciarzy. Bo to brawura i brak wyobrażenia sobie skutków zjazdu z prędkością 40-50 km/h są największym zagrożeniem.

- Wszystko zależy od ludzi. Niektórzy czują się pewnie, więc jeżdżą szybko. Ale wystarczy mulda, by narta się przyblokowała. Wtedy łatwo wypaść z trasy - przyznaje Tomasz Jano, zastępca naczelnika Beskidzkiej Grupy GOPR.

Dodatkowym zagrożeniem są zmiany stylu jazdy. - Narty taliowane umożliwiły jazdę skrętami o dużym promieniu, praktycznie od brzegu do brzegu trasy. W tym momencie łatwo zajechać komuś drogę - wyjaśnia instruktor Zbigniew Stanisławski. Zwraca uwagę na rozgrzewkę przed zjazdem. Kilka przysiadów, wymachów czy skłonów może uchronić przed poważną kontuzją.

Ale nawet to nie gwarantuje całkowitego bezpieczeństwa. Wiele do życzenia pozostawiają beskidzkie stoki. Trasy są wąskie, niekoniecznie dobrze wyprofilowane i przygotowane. Stanisław Richter, prezes stowarzyszenia skupiającego właścicieli gruntów w Szczyrku, które dzierżawi wyciągi od Gliwickiej Agencji Turystycznej w Czyrnej-Solisku twierdzi z kolei, że im trasy są lepiej przygotowane, tym narciarze jeżdżą bardziej brawurowo. - Niestety, najcięższym wypadkom najczęściej ulegają ci narciarze, którzy dobrze jeżdżą na nartach - mówi Richter.

- Narciarze muszą jeździć z głową. Zamiast uważać, szarżują - dodaje z kolei Grzegorz Jaworski z ośrodka Poniwiec w Ustroniu.
Współpraca Jacek Drost

Wasze góry nie są niebezpieczne. Ale piratom dałbym kopniaka

Z legendarnym austriackim narciarzem Franzem Klammerem, mistrzem olimpijskim i świata, rozmawia Marcin Zasada

Pańska fundacja wspiera sportowców, którzy stracili zdrowie. Ilu narciarzom pan pomagał?
Jednemu. Zdecydowaną większość stanowią przedstawiciele sportów motorowych i hokeja na lodzie. To najlepszy dowód, że narciarstwo może być bezpieczne.
Miał pan kiedyś okazję odwiedzić polskie stoki?
Tak, w latach siedemdziesiątych byłem na nartach w Zakopanem i w Beskidach. Piękne miejsca i nie przypominam sobie, żeby było niebezpiecznie. To nie jest problem tras. Problemem są ludzie. Narciarstwo to najpiękniejszy sport na świecie. Może uprawiać go każdy. Ale tam na górze jesteś odpowiedzialny nie tylko za siebie. Przede wszystkim, jesteś odpowiedzialny za innych. Pamiętajmy o tym, bo się pozabijamy! A przecież każdy przyjechał na narty dla zabawy i fajnej rozrywki. Jeżdżenie szybciej i szybciej to igranie z życiem innych ludzi.

Co zrobić z tymi, którym zdarza się to nagminnie?
Rada dla rozsądnych narciarzy jest taka: lepiej, żebyś jeździł jak nowicjusz, nawet jeśli potrafisz lepiej, niż żebyś zabił siebie albo kogoś innego. Tych, którzy nawet tego nie są w stanie pojąć najchętniej kopnąłbym w tyłek, zabrał narty, karnet i więcej nie wpuszczał na stok.
Marcin Zasada

Franz Klammer - mistrz i autorytet

3 grudnia skończył 58 lat. Pochodzi z Mooswald w Karyntii. Jest jednym z najbardziej utytułowanych narciarzy alpejskich świata, specjalista od zjazdu.

Na olimpiadzie w Insbrucku w 1976 roku zdobył złoty medal. Był też mistrzem i wicemistrzem świata w St. Moritz w 1974 roku. Dwukrotnie trzeci w klasyfikacji Pucharu Świata (1974/75 i 1976/77). W drugiej połowie lat 70. i na począ-tku 80. pięć razy zdobył Małą Kryształową Kulę za triumfy w zjeździe. Zwyciężył w kilkudziesięciu zawodach pucharowych i mistrzowskich.

Obecnie prowadzi fundację Franz Klammer Foundation, wspierającą sportowców, którym kontuzje przerwały kariery. Jest też przewodniczącym komitetu promującego kandydaturę Salzburga do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2014 roku. MZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Co się, do diabła, dzieje na stokach w Beskidach? - Dziennik Zachodni