Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepański: Jedzie pociąg z daleka, czyli zepsuta polska kolej

Marek S. Szczepański
Marek Szczepański
Marek Szczepański Dziennik Zachodni
Niedawno tyski Teatr Mały odwiedził z recitalem Ryszard Rynkowski. Przypomniał wszystkie niemal szlagiery: te o pokoleniu zbyt młodym na sen i jednocześnie zbyt starym na grzech, zaśpiewał nostalgiczne ballady, takie jak "Natalie", a koncert zamknął nieśmiertelnym hitem weselnym: "Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka, konduktorze łaskawy byle nie do Warszawy".

Zawodowe losy i powinności sprawiły, że regularnie jeżdżę do miasta stołecznego, korzystając najczęściej ze składów PKP Intercity. Otóż, w sposób odpowiedzialny stwierdzam, że w tym roku nie udało mi się podróżować na trasie Katowice-Warszawa bez spóźnień. Raz było to kilka minut, innym razem kilkanaście, a kolejnym - kilkadziesiąt. W sposób niezawiniony, podobnie jak setki i tysiące pasażerów, stałem się niewiarygodnym partnerem moich warszawskich współpracowników. Zawsze spóźniony postanowiłem, podobnie jak wielu innych podróżników, wyjeżdżać dzień wcześniej, aby podstawową wiarygodność zawodową odbudować. I tak dzieje się od wielu miesięcy.

Podczas podróży pojawiają się regularnie komunikaty, że przyczyną spóźnień są defekty techniczne składów, przebudowa torowisk, ruch wahadłowy i inne nieszczęścia kolejowego świata. W tle jednak tli się nadzieja, że wszelkie te utrapienia złagodzi mityczne już pendolino, które na tory wyjedzie 14 grudnia. To włoskie cacko jest jednak jajeczkiem nieświeżym - gdyby użyć terminologii zakąskowej. Jego wprowadzenie przywróci raczej czas podróży sprzed kilku lat, niźli wydatnie go skróci. Nie ma co marzyć o prędkościach szybkich kolei francuskich, o pociągach chińskich już nie wspominając.

Przewrotność zarządzających polskimi kolejami polega na tym, że mają świadomość, iż spóźnienia wpisane są w kursowanie Intercity. Uczciwość nakazywałaby w takim przypadku zmienić rozkład jazdy i ujawnić zakładane z góry spóźnienia. Tak się jednak nie dzieje, bo prawdopodobnie status Intercity jest rygorystyczny i wymaga określonych czasów przejazdu. A za tymi zmianami kryłoby się nie tylko obniżenie, i tak już nadszarpniętego prestiżu spółki, ale być może obniżenie horrendalnych przecież cen biletów. Podróż do Warszawy w drugiej klasie kosztuje 254 zł, a klasą pierwszą - o ponad 100 złotych więcej. To - jak na standardy kraju wciąż jeszcze biednego - naprawdę wiele.
Ale zepsuta polska kolej to państwo w państwie, przyjmujące postawę wyniosłej izolacji i nonszalancji wobec zdesperowanych pasażerów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że kolej bywa miłosierna i kiedy spóźnienie przekroczy godzinę, oferuje darmową - co mocno podkreślają jej pracownicy - herbatę, kawę, wodę gazowaną, niegazowaną, a nawet sok w kartoniku.
Kolejnym zawstydzającym aktem okazała się zapowiadana internetowa rezerwacja i sprzedaż biletów. Nic z niej nie wyszło i 16 listopada można było je kupić, stojąc w tradycyjnych kolejkach przed dworcowymi kasami. Wdrażamy nowoczesne narzędzia do przestarzałych systemów rezerwacyjnych kolei - mówiła Zuzanna Szopowska, rzeczniczka PKP Intercity.

Sytuacja ta przypomina bezradność Państwowej Komisji Wyborczej (PKW), niepotrafiącej - w dobie olśniewających sprzętów i sieci - przekazać szybko, skutecznie i zgodnie z prawem oczekiwanych przez wielu wyników wyborczych. Zarządzający koleją, podobnie jak szlachetni sędziowie z PKW, sprawiają wrażenie osób cyberwykluczonych, sieciowo zmarginalizowanych.
Chociaż nie - menedżerowie kolejowi zdymisjonowali urzę-dnika odpowiedzialnego za internetową sprzedaż biletów. Dobre i to, ale jednostkowe kary i sankcje, zapewne zasłużone, niewiele w fukcjonowaniu spółki zmienią. Konieczna jest rewolucja w zarządzaniu, zmiana odpowiedzialnych za złe decyzje i zewnętrzny audyt, który pokaże rzeczywistą jej kondycję finansową, organizacyjną, techniczną i w końcu personalną.

Byłbym jednak nieuczciwy, gdyby w opisie Intercity nie pojawiła się niewielka choćby uwaga dedykowana niektórym pasażerom. Oczywiście, większość z nich to ludzie kulturalni, dbający o komfort nie tylko własnej podróży, ale i kolejowych współbraci. Coraz częściej zdarzają się jednak zachowania naprawdę niezwyczajne. Pomijam głośnie rozmowy, bezceremonialne słownictwo, wietrzenie skarpetek czy jak ostatnio - picie szlachetnych win wprost z butelki, czyli z gwinta.

Po raz pierwszy byłem świadkiem zapalczywego czyszczenia zębów nitkami dentystycznymi przez pasażera. Robił to tak gwałtownie, że zachodziła obawa, iż resztki potraw wylądują na ubraniach współpasażerów. Jeden nie wytrzymał i grzecznie, ale stanowczo poprosił o zaprzestanie stomatologicznej procedury. Uwaga przyniosła skutek i przez chwilę mo-żna było pomarzyć o szybkiej kolei i eleganckich pasażerach. Jak mówi banalne stwierdzenie: nadzieja umiera ostatnia.


*Kto wygrał wybory w Twoim mieście? ZOBACZ WYNIKI WYBORÓW 2014
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku
*Zielony młody jęczmień najlepszy na odchudzanie. Jak przyrządzić? [WIDEO]
*Górnik Zabrze na dnie. Komu zależy na upadku klubu? Socios Górnik chce go ratować

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!