Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Śpisz dziś ze mną czy z kolegą?". Burzliwy związek Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata

Lucjan Strzyga
Dom Stanisława Dygata i Kaliny Jędrusik
Dom Stanisława Dygata i Kaliny Jędrusik FOT MACIEJ JEZIOREK / POLSKAPRESSE
Bardziej niedobranego małżeńskiego stadła niż Kalina i Stanisław Dygatowie trudno w PRL szukać. Ale legenda jest dla nich łaskawa i wciąż znajduje kolejnych zachwyconych ornamentatorów

W stulecie urodzin Stanisława Dygata przez media przetoczyła się fala wspomnień o nim i jego barwnej małżonce Kalinie.

Przypomniano, jaki niezwykły związek stanowili, jak błyszczeli na tle PRL-owskiej siermięgi, jak budowali własną enklawę w absurdach systemu.

Nie obyło się bez nieśmiertelnych anegdot jak to tow. Gomułka rzucał w telewizor kapciem, bo zobaczył w nim wydekoltowaną Kalinę, jak panowie padali trupem przed jej urodą i seksapilem, wreszcie jak Dygat walczył z socjalizmem, gawędząc przez telefon z Tadeuszem Konwickim i robiąc sobie żarty z podsłuchujących ich esbeków. Wszyscy słyszeli to po setki razy, może więc czas spojrzeć na Dygatów realniej, jak na nieudany obyczajowy eksperyment mariażu niespełnionego geniusza literatury z polską Marilyn Monroe. Oboje złożeni byli z samych sprzeczności, oboje nie pasowali do ciasnych ram przodującego z ustrojów, razem stanowili mieszankę wybuchową.

Najpierw Dygat: dżentelmen w angielskim stylu, ćmiący wykwintne papierosy ze złotymi ustnikami, wysoki, odziany w tweedy najprzedniejszego gatunku. Z tych snobistycznych tweedów wyśmiewał się Stefan Kisielewski w "Dziennikach", ale być może wynikało to raczej z tego, że sam wolał raczej szyk z małomiasteczkowych gminnych spółdzielni. Dystyngowana brytyjskość nie przeszkadzała Dygatowi w uganianiu się - szczególnie po kilku latach spędzonych z gorącą żoną - za kobietami ze społecznych nizin, sprzedawczyniami, salowymi i kioskarkami.

Teraz Jędrusik: uwodzicielska, utalentowana, uwielbiająca seks i mężczyzn, do czego się zresztą bez ogródek przyznawała. Jeśli wierzyć Dariuszowi Michalskiemu, autorowi "Kaliny Jędrusik", sprzeczności napędzały jej życie do niebywałej szybkości. Bo oprócz tego, że uwielbiali ją wszyscy faceci, była nieobliczalna w czynach i słowach, wulgarna i obsceniczna, nielicząca się z bliźnimi, potrafiąca doprowadzić do purpury nie tylko księży, ale też największych rozpustników. Michalski dorzuca, że maniakalnie dbając o wagę, wpadała w ciągi obżarstwa i związanej z tym chandry.

Dygata rozpieszczała władza, choć on sam w gronie znajomych pozował na niezłomnego opozycjonistę i fana sportu. Z partii wystąpił w listopadzie 1957 r. w proteście przeciw zakazowi wydawania miesięcznika "Europa", ale nie miał oporów przed byciem beneficjentem systemu. Łaskawie przyjmował masowe nakłady książek i fuchy w filmie. Z kolei uwielbiana przez publikę Kalina w korytarzach Domu Partii nie cieszyła się zbytnim poważaniem. Ale - o ile wiadomo - ze strony władzy nie spotkała jej żadna krzywda. Ta łaskawie wybaczała jej nawet nieprawomyślnego ojca - senatora w II RP.

Zetknięcie takich osobowości musiało się skończyć katastrofą, choć - przyznajmy - poprzedzoną kilkoma latami pozornej idylli. Dygat dla ponętnej aktoreczki (Kalina była odeń młodsza o 16 lat) bez zbytnich rozterek zostawił pierwsza żonę Władysławę - skądinąd także aktorkę. Aby sobie wyobrazić płynące z tego komplikacje, trzeba sobie zdać sprawę, że w chwili początkowego uniesienia mieszkał w dwupokojowym mieszkaniu na Wybrzeżu (wszyscy troje pracowali w Teatrze Wybrzeże) z dwiema żonami, teściową i córką Magdą.

Znawca realiów PRL-owskiej obyczajowości Sławomir Koper pisze jednak, że ta poliamoryczna sielanka z posmakiem perwersji nie trwała długo. Skończyła się potworną awanturą, gdy okazało się, że Kalina ukrywa przed resztą domowników dochody. "Scena, w której z rąk macochy wyślizguje się torebka i wylatują z niej banknoty różnej wielkości, była dramatyczna, żenująco filmowa, szczególnie, że brały w niej udział dwie aktorki" - wspominała córka Dygata.

Młodzi małżonkowie zmuszeni byli do wyprowadzki na sąsiednią ulicą, a potem do Warszawy. W ich związku zaczął się etap, który najbardziej fascynuje badaczy obyczajów. Obrósł setkami relacji, anegdot i zwykłych plotek. Ich wspólnym motywem był seks. "Na kuchence zawsze stał duży gar z jakąś zupą czy bigosem. Każdy mógł nabrać sobie solidną porcję. Kalina często przyjmowała gości, siedząc na łóżku w jakiejś powiewnej szacie. Reżyser Jerzy Markuszewski zauważył kiedyś ze zdumieniem, że miała umalowaną tylko połowę twarzy, tę od strony pokoju. Druga, od ściany, pozostała nietknięta. Po prostu nie chciało się jej zrobić pełnego makijażu.
Ich pozycja w towarzyskim światku stolicy rosła błyskawicznie. Z Mokotowa przenieśli się na Żoliborz, do willi, kosztującej rzekomo 200 tys. zł. W latach 70. były to ogromne pieniądze. Wraz z nimi przenieśli się także ich dwór i paru narzeczonych i kochanków Kaliny, o których Dygat nie był specjalnie zazdrosny. Z czasem bowiem małżeństwo Dygatów przestało istnieć w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Oboje romansowali na potęgę, nie kryjąc niczego przed sobą. Kazimierz Kutz posunął się kiedyś do wniosku, że o ile dla Kaliny seks stanowił sens życia, to jej mężowi był całkowicie obojętny. Wolał komentować z przyjaciółmi mecze bokserskie w telewizji.

Czy byli szczęśliwi? Nic na to nie wskazuje. Ona cierpiała, szukając substytutu ukochanego mężczyzny w kolejnych kochankach, on udawał, że nie zwraca na to uwagi, ba, robił z tego powszechną tajemnicę. - Wyobraźcie sobie, wróciłem do domu, a tam Kalina śpi, i to sama - mówił w "Czytelniku". Trudno jednak uwierzyć, że wybuchy śmiechu sprawiały mu przyjemność. Ze swojego masochistycznego stosunku do żony zrobił niemalże liturgię - każdego kandydata na jej kochanka musiał zaakceptować. Tadeusz Pluciński wspomina, że pewnego razu oberwał od pisarza po gębie. Pluciński nie wydawał się mu bowiem odpowiednim mężczyzną dla Kaliny, chociaż była to znajomość bardzo namiętna.

Mistyfikacja rozciągała się na wiele dziedzin ich życia. Nie mieli dzieci i po Warszawie krążyły pogłoski, że Kalina była w ciąży, że nawet urodziła córeczkę, która natychmiast po porodzie zmarła. A jej mąż sam to maleństwo pochował, gdy Kalina dochodziła do siebie w szpitalu. Jednak przyjaciele podejrzewali, że ta opowieść to jedna z licznych mistyfikacji, które tworzyli Dygatowie na towarzyski użytek, aby przykryć konflikt wokół nieistniejącego potomstwa.

Fatalnie układało się również między Kaliną a jej pasierbicą. "Ojciec zabierał mnie na wakacje z macochą - wspominała Magda. - Nie są to moje najprzyjemniejsze wspomnienia. Kpiła ze mnie nieustannie, poświęciła kiedyś cały dzień na przekonywanie mnie, że jestem niedorozwinięta, bo nie znam przekleństw, a potem wyparła się przed ojcem, twierdząc, że jestem nienormalna, bo zmyślam takie rzeczy [...] nie miała instynktu opiekuńczego i nie można się było zwrócić do nie, o żadną poradę, odwrotnie, starałam się ukrywać wszystkie moje problemy".

Aż dziw, że to małżeństwo nie pękło z hukiem po pięciu minutach istnienia. Może dlatego Dygat wyznawał przed śmiercią, że zmarnował życie z kretesem? Po jego odejściu w styczniu 1978 r. Kalina uspokoiła się. Jeszcze potrafiła zaszokować, ale znacznie mniej niż kiedyś. Zajęła się kotami, wpadła w dewocję. Nigdy nie sprostowała wszelkich legend, z powodu których wyrosła w przeszłości na seksbombę PRL.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Śpisz dziś ze mną czy z kolegą?". Burzliwy związek Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata - Portal i.pl