Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Zdziebło po dymisji: Z polityką się nie żegnam

Adam Zdziebło
Adam Zdziebło twierdzi, że dymisja nie była dla niego zaskoczeniem
Adam Zdziebło twierdzi, że dymisja nie była dla niego zaskoczeniem arc. prywatne/A. Zdziebło
Z senatorem Adamem Zdziebłą o powodach jego dymisji, zmianach w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju, kulisach polityki i planach na przyszłość.

Panie senatorze, odszedł pan z funkcji sekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju. Na własne życzenie czy dostał pan czerwoną kartkę?
Ani jedno, ani drugie. Czerwonych kartek nie rozdawano, a ja zmian się spodziewałem.

Naprawdę? Nie był pan ani trochę zaskoczony?
Czym? Przecież naturalną koleją rzeczy jest, że kiedy przychodzi nowy szef, to dokonuje takich zmian, jakie uważa za słuszne. I równie oczywiste jest, że każdy, kto obejmuje funkcję publiczną, powinien mieć świadomość, że nawet tego samego dnia po południu może być z niej odwołany. Na to nie można się obrażać. A jeśli już ktoś jest tak delikatny albo tak przywiązany do stołka, że chciałby się obrazić, to nie nadaje się do tej pracy i powinien szukać sobie innej zawodowej drogi.

Pan - jak widzę - się nie obraża, chociaż nie był pan szeregowym sekretarzem stanu... Postrzegany był pan jako prawa ręka wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. To nie miało znaczenia?
A dlaczego miałoby mieć, gdyby nawet było prawdą? Ale rozumiem, tak może sądzić ktoś, kto nie zna specyfiki pracy w ministerstwach, gdzie każdy z sekretarzy stanu odpowiada na równi przed swoim szefem. I tak było zarówno wtedy, gdy ministrem, a później wicepremierem była Elżbieta Bieńkowska, jak i jest teraz. Ja widzę to tak: po prostu minęło siedem lat, w czasie których byłem wiceministrem w dwóch rządach Donalda Tuska, a także w tym pierwszym, początkowym okresie rządu premier Ewy Kopacz i przyszedł czas na zmiany, które przecież premier Ewa Kopacz zapowiadała, obejmując funkcję. A wracając do obrażania, to pamiętam bardzo dobrze, że przychodziłem do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego podczas pierwszej kadencji rządu Donalda Tuska ze świadomością, że będzie to praca raczej w bardzo krótkim okresie - do wykonania konkretnego zadania. Zakładałem, że to będzie maksymalnie na 6 miesięcy. Okazało się, że trwała 7 lat. Powiedziałbym dziś, że... może nawet trochę za długo.

Niech pan nie będzie zbyt skromny. Władza to władza, a funkcja wiceministra jest prestiżowa. Tego nigdy za dużo, nigdy za długo...
To panią zaskoczę, bo dla mnie władza nie jest wartością samą w sobie, lecz wtedy, kiedy służy konkretnym celom. Nie jestem ani pruderyjny, ani fałszywie skromny. Uważam, że pracowałem i będę nadal pracował jak najlepiej umiem. Ale wiem też, że praca z daleka od domu była obciążająca dla mojej rodziny. I powiem tak - myślę, że oni bardzo mocno trzymali kciuki, żeby moment rozstania z ministerstwem nastąpił jak najszybciej. Starali się tego nie mówić, ale czułem, że ten czas powiedzenia jasno, że pora do domu jest bardzo, bardzo bliski. To były chyba najczęstsze ciche wigilijne i świąteczne życzenia mojej rodziny.

Żona cieszy się z pana dymisji?
Z tego, że jestem częściej w Żorach, z rodziną - oczywiście, że tak.

No, to porozmawialiśmy sobie rodzinnie... Wróćmy do polityki, bo politykiem przecież pan nadal jest. Czyż nie?
Oczywiście, jestem. Ja się z polityką nie żegnam...
Zatem, proszę zdradzić - była chemia między panem a panią minister Wasiak, chociażby taka, jaką dało się zauważyć między panem a poprzednią szefową?
Moja współpraca z minister Marią Wasiak datuje się wcześniej, od momentu, kiedy realizowaliśmy projekty w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Kiedy minister Wasiak objęła swoją funkcję, też nam się - z mojego punktu widzenia - dobrze współpracowało. Wykonywałem zadania tak jak wcześniej. I tyle mogę powiedzieć. I jeszcze to, że ministerstwo nadal znajduje się w dobrych rękach.

Jest pan pewny? Przecież odeszło czterech doświadczonych WICEMINISTRÓW. Premier Ewa Kopacz, na pytanie zadane podczas konferencji prasowej: Są już nowi kandydaci? odpowiedziała: Są. Zdradzi pan, kto?
To jest wyłączne uprawnienie pani premier i dziwne byłoby, gdyby inne osoby zaczęły wskazywać te nazwiska. Uważam, że byłoby to niepoważne.

Rozumiem, personalia zostawiamy szefowi. Ale o sprawach dotyczących regionów z pewnością możemy rozmawiać...
O wszystkim możemy, ja nie uchylam się od odpowiedzi.

To świetnie, bo chodzą słuchy, że wymiana wiceministrów w resorcie to wynik zmiany kursu ,,na Polskę Wschodnią". Czy powód zmian to nie chęć "dowartościowania" ludzi z tej części kraju?
To absolutnie mit, w dodatku powielany i wygodny w różnych bojach politycznych i kłótniach. Polska Wschodnia jest od wielu lat "rzucana od ściany do ściany" - raz padają zarzuty, że dostaje za mało pieniędzy, innym razem, że za dużo, że powinno się tworzyć inne programy. A prawda jest taka, że w ministerstwie - wcześniej rozwoju regionalnego, teraz tym połączonym - patrzyliśmy na Polskę Wschodnią (i nadal tak jest) w sposób kompleksowy. Patrzyliśmy na rozwój Polski i polskich regionów, a nie na rozwój jednego regionalnego sąsiada kosztem drugiego. Te pogłoski są mi całkowicie obce i nieprawdziwe.

To może teraz o pana najbliższych planach... Telefon milczy czy wręcz przeciwnie?
Aż jestem w szoku, że dostałem tak wiele dobrych informacji czy to mejlem, czy przez portal społecznościowy, czy SMS-em. To może komuś wydać się niemożliwe, ale... to jest teraz dla mnie miła i fajna chwila. Mam nadzieję, że to jest takie prawdziwe podsumowanie mojej siedmioletniej pracy.

Co?
To, że mój telefon jak dotychczas dzwonił często, to teraz dzwoni bez przerwy.

Z propozycjami pracy też?
Nie ukrywam, też... Mogę dziś powiedzieć, że miałem również sporo propozycji wcześniej, jeszcze przed wyborami samorządowymi.
Ale jest pan senatorem. Ma pan zamiar zostać zawodowym?
Dotychczas byłem senatorem, jak mówił śp. senator Motyczka, społecznym, czyli brałem jedną pensję ze swojego ministerstwa. Teraz jestem w takim momencie, że trochę trzeba mi czasu, oddechu, żeby podjąć decyzję. Ale przede wszystkim uważam, że ludzie powinni być odpowiedzialni i jeżeli podejmują się jakiegoś wyzwania, to muszą je dokończyć. Jeśli więc umówiłem się z moimi wyborcami na pełnienie mandatu senatora, to umowy dotrzymam.

Nie myśli pan o przyszłości wykraczającej poza 2015 rok?
Każdy rozsądny człowiek powinien myśleć, a nawet przygotowywać się na zmiany. Często posługuję się przykładem mojej babci, która w dowodzie osobistym miała tylko dwie pieczątki - jedną, gdy zaczynała pracę i drugą z tego samego zakładu, kiedy przechodziła na emeryturę. I często o tym mówię, że nas to nie spotka. Ja w swoim 20-letnim życiu zawodowym zmieniałem pracę już kilkakrotnie.

Tę w polityce pan ceni?
Polityka pozwoliła mi osiągnąć wiele, więc dla mnie jest istotna. I chociaż nie wiem, jak byśmy narzekali na to, co się w polityce dzieje, to jednak daje ona możliwości działania - jeśli ktoś chce - w wielu dobrych sprawach. Wbrew temu, co widzimy w trochę krzywym zwierciadle mediów, w polityce jest wielu porządnych ludzi, którzy nie uczestniczą w kłótniach, nie robią skandali, nie jedzą na sali sejmowej i nie obrażają się, jeśli ktoś im zwróci na to uwagę.

Panie senatorze, ja rozumiem, że jest czas na zastanowienie, ale niechże pan wreszcie powie, co dalej, bo szczerość z pana strony wyborcom się po prostu należy...
Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest dosyć oczywista i poparta tym, co robiłem do tej pory. Proszę pamiętać, że nie zawiodę wyborców i będę - jeśli tak postanowią - senatorem. Sądzę, że dotychczas nie zawiodłem.

To mam dla pana dwa wpisy z naszego forum internetowego. Jeden: "Pogrom w ministerstwie przekrętów. Czy źle kręcili lody, czy może grabili zbyt wiele do siebie?". I drugi: "Musieli rzadko żreć ośmiorniczki z pieniędzy emerytów i rencistów, i zapijać winem PO 2 tys., nie przytulali kasy z Sejmu i nie znają zasad sitwy i to ich wada". Co pan na to?
Przewrotnie powiem, że kocham czytać wpisy na forach, bo ludzka kreatywność nie zna tam granic, nie ma barier i ograniczeń. Oczywiście, niektórzy zżymają się na to, że poziom niektórych wpisów jest kiepski, natomiast pamiętajmy o tym, że ktoś kiedyś mocno zabiegał, abyśmy mogli dzisiaj cieszyć się swobodą wypowiedzi. Uważam więc, że jedynym ograniczeniem jest własny rozsądek i wewnętrzna przyzwoitość. Natomiast absolutnie nie obrażam się na żadne wpisy i oceny. My i tak podlegamy cały czas ocenie. Po pierwsze własnej, następnie rodziny, później dopiero przełożonych. Ale najważniejsza jest busola wewnętrzna, którą każdy powinien mieć w głowie czy w sercu - zależy, jak kto uważa, gdzie ma być.
I nie jest pan ani trochę wkurzony, że te oceny są tak skrajne?
Cieszę się, że są skrajne, bo to oznacza, że jestem rozpoznawalny. Natomiast jak odwrócę się za siebie, to powiem tak: wykonałem swoje zadanie najlepiej jak potrafiłem, podpisaliśmy dla Śląska gigantyczny kontrakt, wynegocjowaliśmy programy regionalne. Największy program infrastrukturalny - ten kończący się, sięgający prawie 30 mld euro - na dobrych torach dojedzie bezpiecznie do mety. Mam satysfakcję, kiedy widzę, że nowy program został wynegocjowany o czasie jako jeden z trzech pierwszych. Mogę się cieszyć też z tego, że byłem otoczony ludźmi w ministerstwie, z którymi potrafiłem tak sprawnie te procesy poprowadzić i zamknąć.

Rozmawiała: Elżbieta Twórz

***

Adam Zdziebło o sobie

Urodziłem się 3 lipca 1974 roku w Rybniku. Wraz z żoną Grażyną mieszkam w Żorach. Jestem absolwentem Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Miarki. Ukończyłem Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i studia podyplomowe z Integracji Europejskiej w Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu Śląskiego.

Przez 7 lat pracowałem w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, a później Infrastruktury i Rozwoju. W rządzie pełniłem funkcje: szefa Gabinetu Ministra, podsekretarza stanu i sekretarza stanu. Na pierwsze stanowisko rangi ministerialnej zostałem powołany 12 stycznia 2009 r. przez premiera Donalda Tuska z rekomendacji minister Elżbiety Bieńkowskiej. Najpierw w randze podsekretarza stanu, następnie do 19 grudnia 2014 r. sekretarza stanu.

W wyborach parlamentarnych w 2011 r. uzyskałem mandat senatora RP.

Bardzo ważna zawsze była i jest dla mnie działalność społeczna. Byłem m.in. członkiem Rady Społecznej w Szpitalu Wojewódzkim nr 3 w Rybniku, współpracuję z organizacjami pozarządowymi, wiele satysfakcji daje mi działalność w stowarzyszeniu, które prowadzi klub koszykówki "Hawajskie Koszule".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Adam Zdziebło po dymisji: Z polityką się nie żegnam - Dziennik Zachodni