Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iwona Kienzler: Paderewski był utalentowany, ale to kobiety uczyniły z niego gwiazdę [ROZMOWA]

Grażyna Antoniewicz
Iwona Kienzler, autorka książki "Paderewski - ulubieniec kobiet"
Iwona Kienzler, autorka książki "Paderewski - ulubieniec kobiet" arch. prywatne
Z Iwoną Kienzler, autorką książki "Paderewski - ulubieniec kobiet" rozmawia Grażyna Antoniewicz.

Ignacy Jan Paderewski był wybitnym pianistą i jedynym polskim kompozytorem, którego opera - "Manru" - została wystawiona na deskach prestiżowej Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Jak to się stało, że artysta tak bardzo zaangażował się w działalność polityczną?
Polityka była obecna jego w życiu właściwie od zawsze. Jako trzyletni brzdąc był świadkiem brutalnego aresztowania swojego ojca za działalność niepodległościową. Będąc już uznanym pianistą, dokładał wszelkich starań, wykorzystując znajomości wśród artystów, ludzi sztuki i, co ważniejsze, polityków, by jego ojczyzna po przeszło stu dwudziestu latach wróciła na mapę Europy.

To tłumaczy, dlaczego przerwał amerykańskie tournée. Po prostu pojawiła się szansa na odzyskanie przez Polskę niepodległości...
Właśnie tak. 23 listopada 1918 roku wsiadł wraz z żoną na pokład brytyjskiego krążownika HMS Concorde i ruszył w drogę do kraju. Wigilię Bożego Narodzenia spędził na pokładzie okrętu i pomimo ciężkiego przeziębienia oraz usterki fortepianu, któremu brakowało pedału, dał koncert dla kilku oficerów. W pierwszy dzień świąt, 25 grudnia, krążownik wpłynął do portu w Gdańsku. W mieście przywitał Paderewskiego przygnębiający dla niego widok flag Niemieckiej Rady Rewolucyjnej, choć trzeba przyznać, że czekała też na niego niewielka grupa Polaków, pod przewodnictwem Wojciecha Korfantego, z którą wsiadł do pociągu, który zawiózł go do Poznania. Tam cały dworzec był udekorowany flagami polskimi, ale też Francji, Anglii i Stanów Zjednoczonych. Aby uniemożliwić manifestację, Niemcy wyłączyli prąd na dworcu. Przy blasku setek pochodni tysiące poznaniaków przywitały Ignacego Jana Paderewskiego pieśniami patriotycznymi. Wiwatujący ludzie odprowadzili pianistę aż do hotelu Bazar. Następnego dnia doszło do wybuchu powstania wielkopolskiego, a pierwszy strzał padł po godzinie 17.

Paderewski opuścił Poznań 1 stycznia 1919 roku, tym razem kierując się do Warszawy.
Tam na zaśnieżonych ulicach miasta znów witały go tłumy. Kiedy wsiadł do powozu, warszawiacy wyprzęgli konie i sami pociągnęli pojazd aż do hotelu Bristol. Nawiasem mówiąc, Paderewski zamieszkał u siebie, miał bowiem część akcji Bristolu -wówczas najnowocześniejszego hotelu ówczesnej Warszawy.

Czy prawdą jest, że miał on wyjątkową łatwość zdobywania sympatii innych, a swoją oszałamiającą międzynarodową karierę zawdzięczał w głównej mierze… kobietom.
Paderewski z pewnością był niezwykle utalentowany i pracowity, ale to kobiety - jego muzy, żony i kochanki - uczyniły z niego gwiazdę. Dodajmy, że pań w jego życiu było wiele, bowiem ten niewysoki mężczyzna z burzą rudych włosów na głowie, jak przysłowiowy magnes, przyciągał przedstawicielki płci pięknej. Dla niego zdradzały i porzucały mężów. "Jeżeli nie będzie się miał na baczności, to go kobiety zgubią" - pisał jego ojciec zaniepokojony plotkami o poczynaniach Ignacego w salonach Paryża. Ale pan Jan Paderewski się mylił, kobiety nie tylko nie zgubiły jego syna, ale wręcz utorowały mu drogę do światowej kariery. Była wśród nich także Helena Modrzejewska.

Tę fascynację widać było na koncertach, gdzie egzaltowane panny i szacowne damy...
...szalały niczym współczesne nastolatki na widok idola muzyki pop. Wystarczyło, że artysta pojawił się na scenie. Paderewski zawdzięczał też kobietom sukces swego pierwszego tournée po Stanach Zjednoczonych, po którym na tamtejszym rynku pojawiły się perfumy i wina Paderewskiego oraz różne gadżety sygnowane jego imieniem, a sam pianista stał się prawdziwym celebrytą owych czasów.

Trudno nie zapytać, za co kobiety go tak uwielbiały?
Za obezwładniające spojrzenie, swobodę konwersacji i długie, kręcone włosy. Wyróżniał się wzrostem, co sprawiało, że dodatkowo przyciągał uwagę. Był prawdziwym koneserem płci pięknej, szczerze oczarowanym kobiecością samą w sobie, ale dodatkowo wzbudzał u płci pięknej silny instynkt opiekuńczy. A ponieważ był dżentelmenem, łaskawie pozwalał opiekować się sobą. Pewna zakochana nastolatka napisała o nim: "Zobaczyłam jakiegoś archanioła o rudych włosach i niebieskich oczach, których czyste, mocne, badawcze i dumne spojrzenie wnikało w samą duszę. Mocną czerwoną szyję odsłaniał rozchylony kołnierz, z którego spływały końce białego fularu".

O jego pracowitości już wspomnieliśmy, niemniej warto zwrócić na nią szczególną uwagę.
Zawsze uważał, że tylko nieustanna praca nad sobą i niekończące się ćwiczenia są w stanie rozwinąć posiadany talent. Podobno w podróż brał ze sobą klawiaturę, która służyła mu do ćwiczeń "na sucho". Jego pedantyczna osobowość przejawiała się w perfekcyjnym wręcz ubiorze. Garderobę, dodatki i męskie gadżety kupował w najlepszych salonach i sklepach Europy.

Kiedy Paderewski został premierem, wiele kłopotu sprawiała jego żona Helena.
Między innymi dlatego, że brała udział w posiedzeniach rządu, siedząc na poręczy fotela zajmowanego przez męża i czule gładząc go po głowie. Wszędzie jeździła razem z mężem, w tym także do Belwederu. Piłsudski oczywiście nie miał zamiaru omawiać spraw państwa z Paderewskim w obecności jego małżonki i dlatego zamykał się z nim w łazience, pod pretekstem zapalenia papierosa i tam, z dala od uszu pani Heleny, prowadził z nim naradę… Kiedy premier zaproponował współpracę Romanowi Dmowskiemu, ten odpowiedział, że zgodzi się pod warunkiem, że Paderewski najpierw otruje swoją żonę.

Jaki był prywatnie?
Mieszkał w Szwajcarii (11 km od Lozanny), gdzie kupił trzypiętrową willę Riond Bosson wybudowaną w stylu śródziemnomorskim. Kiedy zjawiali się goście, dokładał starań, by w Riond Bosson nigdy się nie nudzili: wieczorami organizował wieczory taneczne, a często zabierał domowników i przyjezdnych do kina w Lozannie. Uwielbiał westerny i komedie z Charlie Chaplinem, a na melodramatach wzruszał się do łez…

Wśród wielu anegdot o artyście rozbawiła mnie historia z papugą.
Podczas tournée po Australii menadżer kupił Paderewskiemu gadającą papugę. Pani Paderewska "była stworzeniem tak zachwycona, że natychmiast zakupiła jeszcze ze trzydzieści czy czterdzieści różnych papug". Serce Paderewskiego podbiła gadająca papuga o imieniu Cockey Roberts. Chwilami była uprzejma i gościnna, grzecznie zapraszała do picia. Czasem jednak, gdy była niezadowolona, przeklinała w okropny sposób. Kiedy Paderewski zasiadał do fortepianu, by ćwiczyć, papuga wchodziła do pokoju, siadała na jego nodze i siedziała tak, dopóki wirtuoz nie skończył grać. Od czasu do czasu krzycząc: "O Boże, jakież to piękne! Jakie piękne!", czym rozczulała pianistę do łez.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki