Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec Kompanii Węglowej: cztery kopalnie zostaną zamknięte. Rząd proponuje górnikom odprawy

Michał Wroński
Związkowcy zarzucają Ewie Kopacz kłamstwo, a plan naprawczy nazywają zaproszeniem do wojny. Rząd twierdzi, że alternatywą był upadek Kompanii.

[AKTUALIZACJA GODZ. 15.30]

Obecnie strajkuje około 1000 górników na 4 kopalniach, w tym około 550 na kopalni Brzeszcze. Na kopalni Bobrek – Centrum w Bytomiu protestują pracownicy dołowi i pracownicy przeróbki węgla, a do strajku szykuje się część administracji.
Związkowcy otrzymali na jutro zaproszenie na rozmowy z Wojciechem Kowalczykiem, pełnomocnikiem do spraw restrukturyzacji górnictwa węgla. Zaproszenia tego nie przyjęli. Oświadczyli, że jeżeli pełnomocnik Kowalczyk chce z nimi rozmawiać, powinien przyjechać do Katowic. Tak czy inaczej, całkowicie odrzucają program naprawczy rządu. Od poniedziałku na terenie województwa śląskiego rozpoczną akcję protestacyjno-strajkowa, w ramach której zapowiadają niespodzianki. Nie zdradzają jeszcze, na czym będą one polegać.

[AKTUALIZACJA GODZ 11.30]

Dwaj wiceprezesi Kompanii Węglowej maja odwiedzać dziś strajkujące kopalnie w celu przekonania górników do zaakceptowania planu naprawczego.

***

Rząd przyjął wczoraj plan naprawczy dla Kompanii Węglowej. Plan, który de facto oznacza koniec tej spółki w dotychczasowej postaci. W miejsce największej spółki wydobywczej Unii Europejskiej ma powstać nowy koncern (nazwany roboczo "nową Kompanią Węglową"), w skład którego docelowo ma wchodzić 9 kopalń. To o pięć mniej niż obecnie - z tej piątki jedna ma zostać sprzedana do katowickiej spółki Węglokoks, cztery pozostałe trafią do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, co w praktyce oznacza ich likwidację.

Premier mówi: skończył się czas na rozmowy

Alternatywą wobec tego programu może być tylko upadłość Kompanii Węglowej, a to oznacza stratę miejsc pracy i koszty związane z upadłością - podkreślała premier Ewa Kopacz podczas wczorajszej konferencji prasowej. Sekundował jej Wojciech Kowalczyk, rządowy pełnomocnik ds. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego i główny architekt zaprezentowanego wczoraj planu naprawczego Kompanii. Na potwierdzenie słów o grożącej koncernowi plajcie sypał danymi, pokazującymi w jak fatalnej sytuacji znajduje się obecnie ta spółka.

- Strata za pierwsze 11 miesięcy ubiegłego roku wyniosła ponad 1,1 miliarda złotych. Zobowiązania Kompanii sięgają ok. 4,2 miliarda złotych - wyliczał Kowalczyk, choć dla osób śledzących doniesienia z branży górniczej dane te nie były żadnym zaskoczeniem. Koncern od dobrych dwóch lat jest na równi pochyłej. Spadające gwałtownie ceny węgla, kłopoty z jego sprzedażą plus wysokie koszty własne i brak perspektyw na poprawę koniunktury sprawiły, że widmo katastrofy stawało się coraz bardziej realne.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Likwidacja Kompanii Węglowej: Strajk w kopalni Brzeszcze - dołączają kolejni górnicy [NOWE FAKTY]

Jeszcze w listopadzie Mirosław Taras, ówczesny prezes KW przyznał, że każdy miesiąc jej działalności przynosi 150 mln zł straty i gdyby chcieć w szybkim tempie zasypać różnicę między przychodami a kosztami, to trzeba by zamknąć 5 kopalń i zwolnić 15 tys. ludzi. Dwa dni później już nie był prezesem, ale słuchając wczorajszych słów premier Kopacz trudno było nie odnieść wrażenia, że przedstawiona przez niego diagnoza przetrwała dłużej od jego rządów.

- Czas rozmowy minął, nadszedł czas na działanie. Mieliśmy przed sobą dwie drogi: albo systematyczne doprowadzanie dodatkowych pieniędzy do górnictwa, albo drogę zdecydowanie trudniejszą i wymagającą determinacji. Wybrałam tą drugą - mówiła premier Kopacz. Jak dodała stosowna ustawa w sprawie planu trafi do laski marszałkowskiej dziś lub jutro.
- Będzie ona procedowana drogą poselską, ale czasu na działania nie mamy zbyt wiele - zaznaczyła Ewa Kopacz.

Tyle, że rozmów nie było - odpowiadają związkowcy

Zaprezentowany wczoraj plan naprawczy dla Kompanii przypomina program restrukturyzacji górnictwa, jaki na przełomie XX i XXI stulecia realizował rząd Jerzego Buzka. Różnica sprowadza się przede wszystkim do skali. Rewolucja, którą proponuje Ewa Kopacz jest zdecydowanie mniejsza niż ta, którą przeprowadził na Śląsku duet Jerzy Buzek - Janusz Steinhoff (ten drugi był wówczas wicepremierem i ministrem gospodarki). Wtedy z branży odeszło ok. 100 tysięcy pracowników, teraz Kompania ma zostać odchudzona o niespełna 5 tysięcy osób.

Nie oznacza to jednak, że zmiany będą łatwe do przeprowadzenia. Górniczy związkowcy jeszcze wczoraj rano wysłali do premier Kopacz list, w którym przypominali, że jej poprzednik - Donald Tusk - obiecał, iż proces restrukturyzacji górnictwa nie będzie wiązał się z likwidacją kopalń i zwalnianiem pracowników, a ona sama wspólnie z wicepremierem Januszem Piecho-cińskim zapewniała, że nowy plan naprawczy dla KW poprzedzą konsultacje ze stroną związkową.
Łatwo więc sobie wyobrazić ich wściekłość, gdy wczoraj popołudniu stało się jasne, że zostali wystawieni do wiatru. Przyjęty bez jakichkolwiek konsultacji ze stroną związkową plan naprawczy zakłada bowiem likwidację części kopalń i odchudzenie załogi. W rozmowie z DZ liderzy głównych górniczych central zgodnie określili rządowy plan naprawczy mianem planu likwidacyjnego, samej premier Kopacz zarzucili okłamywanie górników i zagrozili protestami. Nie przesadzali - już wczoraj wieczorem rozpoczął się strajk w kopalni Brzeszcze.

Nie powtórzmy błędów z poprzedniej reformy

Bardziej łaskawe w ocenach są osoby spoza środowiska związkowców. Pozytywnie oceniają go Janusz Steinhoff oraz Jerzy Markowski (były wiceminister przemysłu). Wątpliwości nie ma też prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, badający losy byłych górników, którzy odeszli z branży podczas poprzedniej reformy.

- Kompanii Węglowej w dotychczasowym kształcie nie dało się utrzymać - mówi Szczepański i zaznacza, że w jego ocenie rządowy plan naprawczy wcale nie jest radykalny.

- Dobrze jednak, że w roku wyborczym pojawił się jakikolwiek program. On nawiązuje do rozwiązań z czasów poprzedniej reformy górnictwa, przy czym dziś odprawy są nieporównywalnie wyższe niż wtedy. Wówczas na początku było to 44,4 tys. zł. brutto, pod koniec 55,5 tys. zł. brutto. Dziś dołowi mogą otrzymać kwoty ponad 100 tys. zł. brutto - wylicza Szczepański. To, że inni pracownicy likwidowanych kopalń na równie sowite odprawy już liczyć nie będą mogli jest dla niego dowodem, że przygotowując ten dokument rząd myślał o zapewnieniu sobie społecznego spokoju.

- Najlepszą propozycję przedstawiono tym, którzy są najbardziej zdeterminowani, zorganizowani i którzy się najbardziej boją o swoją przyszłość. Przy czym wcale nie jest powiedziane, że mimo tych odpraw rząd uzyska ów spokój - zastrzega Szczepański. Radzi też, aby przy wdrażaniu planu nie popełnić błędów, które zostały popełnione w czasach reformy Jerzego Buzka i Janusza Steinhoffa. Nie zadbano wówczas, by razem z pieniędzmi na nowe życie przekazać górnikom wiedzę o tym jak nimi umiejętnie gospodarować (chociażby poprzez pomoc prawną dla zakładających własne biznesy).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koniec Kompanii Węglowej: cztery kopalnie zostaną zamknięte. Rząd proponuje górnikom odprawy - Dziennik Zachodni