Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto pamięta dziś o Polakach w krainie szamanów? Polka szuka śladów zesłańców na Ałtaju

Tomasz Szymczyk
Takich domów w Bijsku wciąż jest wiele. W czasie wojny mieszkała tutaj rodzina Łukaszewiczów. Jakie były ich dalsze losy?
Takich domów w Bijsku wciąż jest wiele. W czasie wojny mieszkała tutaj rodzina Łukaszewiczów. Jakie były ich dalsze losy? Agnieszka Kaniewska
Nie szukam winnych, szukam po prostu ludzi - mówi Agnieszka Kaniewska, doktorantka Uniwersytetu Wrocławskiego, badająca losy polskich zesłańców z lat czterdziestych XX w. na terenie Kraju Ałtajskiego

Ulice Tomska już od października pokryte są grubą warstwą śniegu. Mrozy sięgają nawet -35 st. C, ale miejscowi twierdzą, że zima w tym roku jest ciepła. Tomsk leży daleko za Uralem. Bliżej stąd do Mongolii czy nad Bajkał niż do Moskwy, nie wspominając o Polsce. To właśnie w Tomsku przebywa Agnieszka Kaniewska, która bada losy polskich zesłańców z czasów II wojny światowej.

- Uniwersytet Wrocławski, na którym robię doktorat, ma podpisaną umowę bilateralną z Tomskim Państwowym Uniwersytetem Pedagogicznym - wyjaśnia Agnieszka. - Tomsk to moja baza. Zjeżdżam tu z reguły po około miesiącu pracy w pozostałych rejonach Rosji, żeby się zameldować i ruszyć dalej. Współpracuję też z tutejszym Muzeum Memorialnym Areszt Śledczy NKWD - dodaje.

Jej badania dotyczą głównie Kraju Ałtajskiego i rosyjskiego Ałtaju. - Tu jest nieco cieplej niż w Tomsku. To teren położony na południu, a sam Ałtaj otoczony jest górami. A żeby nie zmarznąć, trzeba odpowiednio się ubrać i warto jest mieć ze sobą termos z gorącą herbatą - mówi wrocławianka, która na Syberii jest już po raz piąty.

Rejony, w których pracuje, bardzo różnią się od europejskiej części Rosji i jej europejskiego oblicza, które znamy na co dzień.

- Mam wrażenie, że Ural jest taką ścianą, za którą życie wygląda inaczej - podkreśla pani Agnieszka. Ludzie żyją tutaj w trudnych warunkach i nie chodzi nawet o biedę, bo żebraków częściej spotkać można w Moskwie czy Sankt Petersburgu.

Syberia to przede wszystkim surowy klimat i dlatego ludzie muszą być twardzi. - W Moskwie niemal każde spotkanie z Rosjanami kończyło się i zaczynało właśnie od kwestii związanych z tym, co obecnie się dzieje w Rosji, na świecie, co można zrobić, czego nie można, jaki ma się do tego stosunek. A na Syberii więcej mówi się o ludziach. Spotykam się tu głównie z Rosjanami. To właśnie u nich mieszkałam podczas moich wyjazdów. Przejechałam tysiące kilometrów pociągami z miejscową ludnością. Tu centrum stanowi człowiek. Oczywiście, że pojawiają się także tematy ze świata wielkiej polityki, ale odnoszą się one do spraw przyziemnych, jak ceny żywności. Poza tym Ałtaj to też kraina szamanów, więc siłą rzeczy jest to inny świat - opowiada wrocławianka.

Historią miejscowi interesują się jak najbardziej, tylko że najczęściej z wyłączeniem okresu stalinowskich represji. - To nasza historia - mówią o wciąż stojących tu pomnikach Lenina. - W jednej z rozmów o obecnej Rosji, młody chłopak, Misza, przedsiębiorąca z Barnaułu, powiedział: "Próbujesz nie oceniać, ale mimo wszystko oceniasz z perspektywy kogoś, kto mieszka w Europie, kto żyje w kraju, który 25 lat temu pożegnał się z komunizmem. Tego, co się dzieje u nas, jak my żyjemy, jacy jesteśmy, nie da się tak wytłumaczyć, byście pojęli, po prostu". Nie próbuję więc pojąć, tylko przyjmuję to, co mnie tu spotyka i czego doświadczam, bo to jest niezwykłe doświadczenie - mówi pani Agnieszka, która historią interesuje się od zawsze.

Już w liceum na konkurs ogłoszony przez Ośrodek Karta przygotowała pracę poświęconą deportacjom. - Do tematu wróciłam po kilku latach, jadąc z wrocławską Fundacją Freya właśnie na Syberię, w ramach projektu poszukiwania śladów polskich zesłańców, upamiętniania miejsc ich zsyłki. Impulsem do działań było spotkanie z księdzem Andrzejem Obuchowskim, proboszczem parafii w Bijsku (na zesłaniu w tej miejscowości przebywała m.in. rodzina gen. Wojciecha Jaruzelskiego - przyp. red.) w Kraju Ałtajskim, który oprócz posługi duszpasterskiej, zajmował się też odnajdywaniem miejsc spoczynku deportowanych. Postanowiłam dotrzeć też do ludzi, do dokumentów archiwalnych. I tak rozwinęła się pasja - mówi.

Zsyłki obywateli polskich, nie tylko Polaków, ale również m.in. Białorusinów, Ukraińców czy Żydów, w czasie II wojny światowej po radzieckim napadzie na Polskę i zaanektowaniu Kresów, realizowano w czterech fazach (trzy z nich dotyczyły Kraju Ałtajskiego). Następowały kolejno - w lutym, kwietniu oraz czerwcu 1940 r. oraz na przełomie maja i czerwca 1941 roku. Tę ostatnią przerwał atak Niemiec na ZSRR.

W rosyjskich archiwach zachowało się sporo dokumentów na temat deportacji. Często to ich jedyne egzemplarze. - To, co możemy znaleźć, to między innymi rozporządzenia, spisy, ankiety, raporty, rozliczenia finansowe, oficjalna i prywatna korespondencja. Trudno powiedzieć jednoznacznie, ile tych materiałów faktycznie jest, bo do końca nie wiadomo, jakie są zasoby rosyjskich archiwów z okresu lat 40. Część dokumentów NKWD jest w dalszym ciągu utajniona. Obowiązuje 75-letni okres tajności. Sporo dokumentów zostało jednak zniszczonych. Choćby z tego powodu nie może powstać Indeks Represjonowanych w Kraju Ałtajskim, projekt do 2013 r. prowadzony przez Archiwum Wschodnie Ośrodka Karta, a obecnie przez IPN - mówi Agnieszka Kaniewska.

Miejscowi chętnie pomagają pani Agnieszce w poszukiwaniach. Zdarzają się jednak przypadki, gdy zostanie nazwana "amerykańskim szpionem", lub uwagi, że "wy, Polacy, potraficie tylko grzebać w tej historii". Jak podkreśla, 90 procent przypadków to jednak zainteresowanie i chęć pomocy. Miejscowi początkowo są nieufni, ale z czasem dają się namówić na wspomnienia. - Za ten wysiłek jestem im wdzięczna i za to, że pamiętają moich rodaków. Myślę, że ważne jest to, że nie ukrywam, po co przyjeżdżam. Mówię prosto, otwarcie. Nie szukam winnych. Szukam po prostu losu ludzi. A znajomość języka rosyjskiego też wywołuje pozytywne reakcje, bo dla nich jest ważne, że ktoś mówi tak jak oni, może ich zrozumieć i oni mogą go zrozumieć. Bez pośredników, po prostu twarzą w twarz - opowiada Kaniewska.

Starsi ludzie pamiętają Polaków, którzy z przymusu przeżyli kilka lat w syberyjskiej głuszy. Młodsi też przyznają, że opowiadali o nich babcia lub dziadek. W miejscowości Kosicha, w której urodził się znany radziecki poeta Robert Rożdiestwienskij (jego ojciec był Polakiem, nazywał się Pietkiewicz i pracował w NKWD), udaje się spotkać Tatianę Jegorowną, która w czasie wojny pracowała w domu dziecka z polskimi dziećmi.

W Bijsku mieszka Dasza. Jej pradziadek został zesłany do Ałtaju. Kobieta była na stypendium w Polsce i teraz uczy miejscowych języka polskiego. Jest też Walentina. Jej matkę i babkę również deportowano tu w latach czterdziestych. Babka zmarła, matka wyszła za Rosjanina, a Wala urodziła się już jako Rosjanka. Teraz chodzi na lekcje polskiego. Ot, koleje polskich losów.

Agnieszka Kaniewska korzystała już z archiwów w Polsce, Rosji oraz z zasobów instytucji z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. W planach są Białoruś i Ukraina. Postęp prac podglądać można na blogu, który pisze. - Publikacja? Tak, planuję. Chciałabym, żeby sama praca doktorska była taką publikacją - stricte pod kątem naukowym. Mam też nadzieję, że z biegiem czasu blog stanie się materiałem na książkę - mówi pani Agnieszka.

***

Agnieszka Kaniewska, wrocławianka, doktorantka na Uniwersytecie Wrocławskim, z wykształcenia politolog i rosjoznawca. Rosja interesuje ją nie tylko historycznie, ale i współcześnie. Zajmuje się deportacją obywateli polskich do ZSRR w latach 40. XX wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!