Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W góry Pamiru po ciało Krzyśka

Aldona Minorczyk-Cichy
Fot. Marzena Bugała
Przyjaciele alpinisty Krzysztofa Apanasewicza, który 1 sierpnia zginął w górach Pamiru, planują wyprawę poszukiwawczą. Chcą odnaleźć jego ciało. Razem z nim uczestniczyli w wyprawie Pamir 2008 Expedition.

Arkadiusz Grządziel, kierownik ekspedycji w rosyjski Pamir, która wróciła do kraju na początku tygodnia, przywiózł ze sobą akt zgonu Apanasewicza.

- Choć nie znaleźliśmy ciała, prokurator, po przesłuchaniu świadków, stwierdził oficjalnie śmierć Krzyśka - mówi Grządziel. Nie ukrywa, że ten dokument mu nie wystarczy. On i jego koledzy czują się zobowiązani, by powrócić po alpinistę z Jastrzębia Zdroju. Będzie to jednak możliwe nie wcześniej niż za rok. Trzeba czekać do następnego lata i zdobyć pieniądze. Ekspedycja kosztuje powyżej 30-40 tys. euro.

Tragiczna w skutkach wyprawa w Pamir rozpoczęła się 16 lipca. Udział w niej wzięło 10 członków klubu wysokogórskiego z Jastrzębia Zdroju. Planowali zdobycie dwóch szczytów rosyjskiego Pamiru: Piku Korżeniewskiej i Piku Somoni. - Śmigłowiec miał opóźnienie i do bazy na Korżeniewskiej dotarliśmy 24 sierpnia. Po aklimatyzacji Krzysiek z Irkiem Wolaninem zdecydowali, że zaatakują szczyt szybciej niż reszta. Wyruszyli rano 1 sierpnia - wspomina Grządziel.

Część drogi obaj alpiniści przeszli razem. Samo podejście na szczyt miało być łatwiejszą częścią. Polacy zdecydowali, że się rozdzielą. - To była decyzja Krzysztofa, ale obaj czuliśmy się na siłach, by to zrobić - opowiada Wolanin, który poszedł przodem. Na szczyt dotarł o 17.30. Godzinę przed nim był tam Ireneusz Waluga z drugiej polskiej ekipy, a nieco później jeszcze dwóch alpinistów.

- Ostatnią osobą, która rozmawiała z Krzysztofem, był właśnie Waluga. Spotkał go na 6700 m i namawiał, żeby zawrócił. Była już godzina 18, a na dojście na szczyt trzeba było dwóch, trzech godzin. Krzysztof zdecydował się jednak iść dalej - wspomina jego partner.

O tym, że Apanasewiczowi mogło stać się coś złego, alpiniści dowiedzieli się następnego dnia, gdy Wolanin wrócił do bazy. Zorganizowano ekipę poszukiwawczą. - Ruszyliśmy na szczyt z nadzieją, bo w górach cuda się zdarzają - tłumaczy Marian Hudek. W ciągu dwóch dni spenetrowali każdą grań od wysokości 6400 do 6700 m. Tam ostatni raz widziano Krzysztofa.

Poszukiwania prowadzone przez Polaków kontynuowali rosyjscy ratownicy. Ciała nie znaleziono. Po przeanalizowaniu danych alpiniści są niemal pewni, że wiedzą, co się stało.

- Na wysokości 6700 m jest dość stromy odcinek, na którym zauważyliśmy obsunięcie deski śnieżnej. Prawdopodobnie śnieg porwał Krzysztofa. Potem po 20 m zaczyna się pionowa ściana i przepaść. Właśnie tam mógł spaść - mówi Grządziel.

Osobą, która może zorganizować najlepszą akcję poszukiwawczą, jest kierownik bazy Piku Korżeniewskiej Aleksander Gierasimow. Jego zdaniem w tym roku nie ma szans na wyprawę. Chodzi m.in. o pogarszające się warunki pogodowe i trudności w zebraniu dobrze przeszkolonej i zaaklimatyzowanej w Pamirze ekipy.

Gierasimow już przeprowadzał podobną akcję. Rok temu w podobnych okolicznościach zaginął czeski alpinista. Jego zwłoki znaleziono po dziesięciu dniach.

Członkowie tragicznej wyprawy zapowiadają, że nie spoczną zanim nie zbiorą pieniędzy i nie zorganizują ekspedycji poszukiwawczej.

Krzysztof Apanasewicz był doświadczonym alpinistą, członkiem Speleoklubu Bielsko-Biała i Klubu Wysokogórskiego w Jastrzębiu-Zdroju. Zdobył m.in. Aconcaguę (6960 m), najwyższy szczyt w Andach i Pik Lenina (7134 m), drugi szczyt Pamiru. Był także przez lata ratownikiem górniczym w kopalni Borynia w Jastrzębiu-Zdroju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!