I tylko on wytrzymałby dwa orędzia w telewizji publicznej. Prezydent z premierem organizowali już konkurencyjne rauty z okazji wejścia do Schengen i konkurencyjne wizyty dyplomatyczne. Teraz poszło o to, kto ma przemówić do narodu i wyklarować mu, że oto, wicie, rozumicie, nadeszła wiekopomna chwila.
Na straży prawa w porę stanął prezes Urbański, który w piaskownicy zostawił samego prezydenta - z tortem, świeczkami i wstęgą do przecięcia, ale niestety, bez lektora. Drugi z organów konstytucyjnych sam się wycofał. Słusznie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby zachciało mu się perorować przez sześć godzin. Wczoraj prezydent z premierem znów spotkali się w piaskownicy. Tym razem Lechu tupał nóżką ze złości, bo Donek przemawiał jako pierwszy. Dobrze, że obaj nie poszczypali się, gdy wypinali pierś do zdjęcia razem z panią Rice. Z boku krzywił się minister "moja jest racja najmojsza" Kamiński i protokoły przywoływał.
Taki oto jest polski finał publicznej dyskusji o tarczy, przepraszam za wyrażenie, antyrakietowej. Nadal nie wiadomo, "po co", za to przynajmniej domyślamy się, kto za tym wszystkim stoi. Więc jeśli i tobie znudziła się ta farsa, spraw sobie zabawę. Z dwóch ojców tego zwycięstwa wybierz jednego. I pamiętaj, że kampania prezydencka już trwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?