Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy wyludniające się Katowice potrzebują imigrantów?

Justyna Przybytek
Centrum Katowic
Centrum Katowic Marzena Bugała
W Katowicach drastycznie nas ubywa. Rada? Imigranci. Ale nie wszyscy ich lubią. Może więc podkraść ludzi z Warszawy? Tylko czym by ich skusić...

Katowice maleją. Więcej mieszkańców umiera niż rodzi się w mieście dzieci. Więcej ludzi wyjeżdża niż przyjeżdża. A prognozy są takie, że będzie nas jeszcze mniej. Dlaczego i czy to źle?

Potęga sprzed lat
Liczby są porażające. W 1925 roku Wielkie Katowice liczyły 112 tys. 657 stałych mieszkańców (rok wcześniej przyłączono do miasta Bogucice, Dąb, Brynów, Ligotę, Załęską Hałdę, Załęże i Zawodzie). W 1938 liczba mieszkańców wzrosła do 132 tys. 894. Od 1938 do 1987 Katowice stale rosły. Wyjątkiem jest okres powojenny - w 1945 mieszkańców jest ledwo ponad 107 tys. Szybko nadrabiamy straty, bo już pięć lat później dobijamy do 175 tys. 496 osób.
Rok 1960 - 269 tys. Największą populację Katowice odnotowały w 1987 - aż 368 tys. 621 mieszkańców! W 1997 r. spadamy do ok. 348 tys. Tendencja spadkowa zostaje.
2008 r. - 309 tysięcy. Koniec grudnia 2009 r. - 299 tys. 852. 31 grudnia 2010 zameldowanych na pobyt stały jest 297 tys. 441 mieszkańców. Jeśli dodamy też tych na pobyt czasowy, mamy 306 tys. 387 katowiczan.
Według prognozy GUS liczba ludności Polski do roku 2035 zmaleje o 3 mln. Katowicom ubędzie 100 tysięcy mieszkańców.

Katowice i 18 mln ludzi
- Prognozy... Według prognoz gdyby utrzymał się wzrost taki jak w latach 70 i 80, to Katowice miałyby za 20 lat 18 mln ludzi. Więc to są podobne prognozy. Wszystko może się zmienić, gdy powstanie megamiasto Silesia - ocenia prof. Marian Mitręga, demograf, kierownik Zakładu Polityki Społecznej Uniwersytetu Śląskiego. Tyle że na supermiasto się w najbliższych latach nie zanosi i ludzie wynoszą się z Katowic. Śródmieście zmalało w ciągu ostatniego roku o tysiąc mieszkańców.
- Wszędzie liczba ludności maleje - odpowiada prof. Mitręga.
Zgoda, Łódź w ciągu 10 lat zmalała z 793 tys. 200 mieszkańców do 739 tys. 800 w 2010. Ale w Gdańsku jest na stałym poziomie, Kraków notuje lekki wzrost, w Warszawie ludzi przybywa!

- To dodatnie saldo migracji - wyjaśnia Mitręga. - To co ubędzie z Katowic, przybędzie w stolicy - śmieje się. - To jest tak, że centra zawsze ściągały młodych ludzi. W Krakowie i Wrocławiu przyciąga styl życia, w Warszawie kariera i pieniądze. W Katowicach bezrobocie jest małe, mimo to ludzie szukają lepiej płatnej pracy, a taka jest w Warszawie.
Problem jest inny i w skali całego kraju: to przyrost naturalny.

2,6 dziecka na głowę...
Według stanu na 31 grudnia 2010 w Katowicach różnica między urodzinami a zgonami wyniosła minus 1078. I tu pies jest... pogrzebany.
Według demografów, aby kraj się rozwijał, dzietność kobiet powinna być na poziomie 2,6, czyli dziesięć kobiet powinno rodzić w sumie 26 dzieci. Polska współczynnik dzietności ma na poziomie 1,3.
- Pytanie, czy to źle, że jest nas mniej. Zapomina się o poszukiwaniach optimum demograficznego, czyli optymalnej dla danego miejsca, w danym momencie historycznym i gospodarczym liczby mieszkańców - uważa profesor.
- A na dwoje babka wróżyła. Większa liczba mieszkańców to w sensie ekonomicznym zysk z podatków. Z drugiej strony mniej ludzi, to więcej mieszkań i pracy - dodaje.
Dwóch się zgubiło
Tracą wszyscy, ale niektóre miasta kuszą mieszkańców innych części kraju i korzystają. Efekt? Katowice są poniżej 300 tys. Prestiż stolicy województwa maleje.
- Myślę, że władze zwróciły uwagę na problem dopiero gdy okazało się, że przez spadek liczby mieszkańców będzie o dwóch radnych mniej - żartuje profesor. A poważnie? Winna jest specyfika regionu.
- Mamy potężną konurbację - duże miasta położone jedno obok drugiego. Więc nie ma sensu się przyczepiać, że jednemu ubywa. To raczej kwestia pomysłu na megamiasto. To nie jest zły pomysł, choć nie rozwiązuje problemu demograficznego, to przynajmniej kwestię wyludniania się poszczególnych miast.
Spadek dzietności dotknął przed kilkudziesięciu laty wszystkie państwa rozwinięte. To tak zwane drugie przejście demograficzne. Zachodnie rządy z problemem radziły sobie na różne sposoby. Potrzeba było ludzi w wieku produkcyjnym - stawiały na imigrantów.
- To taki model, mamy jedno dziecko, jesteśmy bogaci, a ulice zamiatają inni. A imigranci charakteryzują się dużym przyrostem naturalnym. Problem w tym, że w Niemczech, Francji czy w Wielkiej Brytanii nie ma asymilacji kulturowej - tłumaczy Mitręga.

Katowice pójdą tym tropem?
- Nie jesteśmy na to przygotowani. Mieliśmy przecież w Załężu ośrodek dla uchodźców - przypomina profesor.
Pamiętacie? Mieszkało w nim 220 Czeczenów. Przetrwał rok. Został zlikwidowany w 2009. Powód? Władze Katowic tłumaczyły się konfliktami między mieszkańcami a uchodźcami.
- Zawsze mówiliśmy, że jesteśmy krajem tolerancyjnym i u nas się Murzynów nie bije. Nie bije, bo ich nie ma - komentuje Mitręga.

To podkradamy?
Według szacunków 1,8 mln Polaków wyjechało za granicę, wśród nich tysiące katowiczan. Wrócą?
- Sądzę, że nie i ich dzieci też nie. W Polsce mogą mieć serce, ale portfel tam - odpowiada profesor. Nadzieja? - Zawsze jest. Może u nas będzie taki rozkwit, że będzie się opłacało wrócić.
Jeśli chcemy zmienić niekorzystny trend, potrzeba zaangażowania rządu, samorządu i pracodawców.
- Przykład: stworzenie sytuacji, w której kobieta, nawet z dwójką dzieci, ma tyle samo czasu wolnego, co bezdzietna. Nie zauważa pogorszenia sytuacji materialnej i społecznej. To kwestia przedszkoli, żłobków, urlopów - wymienia Mitręga.
W Katowicach jest osiem oddziałów żłobkowych i 485 miejsc. Chętnych dwukrotnie więcej, na na liście rezerwowej - 500 dzieci
Czyli pracujemy nad infrastrukturą? - To krok pośredni. Trzeba centralnych decyzji - odpowiada prof. Mitręga.
Ale na wewnętrzną migrację samorząd wpływ ma. Więc może Katowice mogą podkraść mieszkańców innym miastom...
- Decyzja administracyjna odpada. Tak rozrosły się Katowice, poprzez wcielenie do miasta okolicznych osad - śmieje się nasz rozmówca. - Można kusić miejscami pracy i inwestorami. Młodych, dlaczego nie, ale nie sądzę, żeby skłonni do przeprowadzki byli ludzie w regionie, bo jesteśmy bardzo dobrze skomunikowani .

Uwaga nadchodzi "siwe tsunami"
Jak twierdzi profesor, spadkiem liczby mieszkańców w skali miasta nie powinniśmy się niepokoić. Bardziej niskim poziomem dzietności.
- Problem będzie rzutował na przyszłe emerytury i starzenie się społeczeństwa. W tym temacie państwo nie podejmuje działań. Proszę spróbować już teraz umieścić chorego dziadka w instytucji opiekuńczej nie płacąc za to wielkich pieniędzy - proponuje profesor. - Nie ma możliwości. Brakuje personelu, geriatrów. A przyjdzie "siwe tsunami" - wieszczy.
"Siwe tsunami" nadejdzie, gdy ludzi w wieku poprodukcyjnym (mężczyźni 65 lat i więcej, kobiety 60) nam przybędzie. A przybędzie, bo w kolejce, aby z produkcyjnego wejść w wiek poprodukcyjny, czeka cały wyż demograficzny z lat 1945 -1955. W mieście mamy ponad 60 tys. mieszkańców powyżej 60 roku życia! W demografii taki stan nazywa się starzeniem społeczeństwa. Katowice na mapie Polski wypadają jako jedno z najstarszych demograficzne miast.
- Te kwestie powinny być najważniejszymi tematami w kraju, choć może są niespecjalnie medialne i ciekawe. Problem w tym, że mamy wielu polityków i niewielu mężów stanu. A politycy są rozliczani za kadencję, radni też, a nie za to co będzie za 20 lat. Wizję można zgłosić, ale ktoś zapyta, panie a gdzie jest chodnik - konkluduje prof. Mitręga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy wyludniające się Katowice potrzebują imigrantów? - Dziennik Zachodni