Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczyny z Cocomo bez tajemnic. "Jak facet pije i widzi gołe cycki, traci kontrolę" (REPORTAŻ)

Katarzyna Kaczorowska
fot. Flickr
Wyglądają na bojowe, ale czuć od nich strach. Kilka razy upewniają się, że w tekście na pewno nie znajdą się żadne informacje, które mogłyby pomóc je zidentyfikować. Dziewczyny z Cocomo. Mają chłopaków, mężów, niektóre nawet dzieci. Do pracy wyszukiwano dziewczyny młode, ale pełnoletnie. Często zaraz po szkole, z mniejszych miast. Na portalach na fotomodelki, ale też w innych klubach nocnych.

Te z doświadczeniem wiedziały, na czym polega taniec erotyczny, te bez - uczyły się go wrzucane na głęboką wodę, czyli podpatrując koleżanki w pracy. Kiedy wokół Cocomo zaczęła gęstnieć atmosfera, niektóre się zwolniły. Część pracuje u konkurencji, część jednak dalej w klubie, którego nazwa stała się synonimem naciągania klientów nocnych lokali ze striptizem.
- Dałam się zmanipulować. W klubie wciąż powtarzali: "Jak przejdziesz do konkurencji, to będziesz żałowała".

ZOBACZ TEŻ: Wrocław: Są intymne nagrania klientów klubu Cocomo. Prokuratura będzie szukała ich bohaterów

Pytana, dlaczego tancerka odchodząca z pracy miałaby żałować, najpierw milczy. Dopiero po chwili wyjaśnia: - Bo jeśli ktoś po odejściu chciał wrócić, to płacił 6 tysięcy kary. Dlatego się tak trzymałam, bo faktycznie myślałam, że tylko tam tyle zarobię.

Kiedy klient przekraczał próg klubu, szybko wiadomo było, czy jest Polakiem, jakie ma karty. I czy da się oskubać z pieniędzy. Najlepsze dziewczyny potrafiły zarobić nawet 20 tysięcy tygodniowo. Ale i butelka najdroższego szampana, zamawiana dla tancerki, kosztowała dużo - 15 tysięcy złotych. Dziewczyna miała z niej 5200 złotych

Ile zarabiały tancerki w Cocomo? Po pierwsze zatrudniane były na umowę-zlecenie. Podpisanego dokumentu jednak nie dostawały do ręki. Jak twierdzą nasze rozmówczynie, umowy lądowały w biurze, schowane. Płacono w rytmie tygodniowym. Pierwszą tygodniówkę dostawało się bez problemu. Druga była "zamrożona" i wypłacano ją po trzecim tygodniu pracy. Wypłaty "zamrożono" też na siedem tygodni, kiedy zmieniał się właściciel klubu.

Ile można było zarobić? Dużo zależało od wyglądu, umiejętności "nakręcenia" klienta tańcem erotycznym, od znajomości angielskiego i niemieckiego. Ale równie wiele od kierowniczki klubu, która wysyłała dziewczyny do klientów.

ILE ZARABIAŁY DZIEWCZYNY? NAJLEPSZE WYCIĄGAŁY NAWET 20 TYSIĘCY TYGODNIOWO - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
- Stoliki były ponumerowane, więc wiadomo było, która do kogo idzie. O zarobkach mówiło się niechętnie, wiadomo, rywalizacja. Ale te najlepsze wyciągnąć nawet 20 tysięcy tygodniowo - opowiada X. - Wiem, że ostatnio jedna z dziewczyn zarobiła 20 tysięcy w tydzień. I mówiło się o kliencie, który wydał 70 tysięcy. Kupił cztery szampany, po dwa dla siebie i dla tancerki. To był Chińczyk. Wyszedł z klubu tak zadowolony, że tańczył przed wejściem na ulicy.

Y przyznaje, że nie wszystkie dziewczyny od razu dobrze sobie radziły w pracy. Dlatego nowicjuszkę pod opiekę dostawała tak zwana motywatorka dzienna. Pomagała dobrać makijaż, fryzurę, podpowiadała, jakie kupić stroje do tańca i skąd ściągnąć specjalne buty. Czasem zdarzało się, że tancerka strój dostawała od firmy, ale dziewczyny przyznają, że takie sytuacje, jeśli były, to raczej na początku.

"Opracowaną" nowicjuszkę przejmowała motywatorka nocna. Ona miała dbać o to, by dziewczyny się nie denerwowały, nie zniechęcały, przypominała, że gdyby w klubie pojawił się ktoś znajomy, zawsze mogą przebrać się i dawać kelnerkę.

- Czym się można było zdenerwować się w pracy?
Y milczy dłuższą chwilę. Patrzy na X i zaczyna mówić: - Klienci są różni, od niektórych jest brzydki zapach, inni są starsi, albo nachalni. Trzeba było sobie z tym radzić, żeby sobie nie pozwolić, by ktoś nas w jakiś sposób wykorzystał czy naruszył moją godność. Tam miał być tylko i wyłącznie taniec erotyczny i nic więcej. Seks z klientem był zabroniony. Za umawianie się była kara 3000 złotych. Później klub wprowadził, że w pokoju prywatnym ewentualnie można się było całować z klientem, zamiast tańczyć, ale tylko po to, żeby go naciągnąć na następnego szampana. Tak samo jak nie można było pozwolić się dotykać w miejscach intymnych. Wiem jednak, że były przypadki dziewczyn, które dopuściły się niemoralności. Za coś takie było natychmiastowe zwolnienie z pracy i kara 10 tysięcy złotych.

Niemoralność w godzinach nocnych

Dziewczyny nie dostrzegają dysonansu (a może niezamierzonej ironii) w mówieniu o niemoralności w nocnym klubie. Z pełnym przekonaniem twierdzą, że kiedy one zaczynały pracę w Cocomo, był to bardzo porządny klub go-go, w którym klientowi oferowano typowy taniec erotyczny i nic więcej. A że to ten taniec miał spowodować, że klienci będą pili jak najwięcej alkoholu?

- Kiedy gasło światło, zaczynał się show: dziewczyny tańczą na rurze, pod koniec tańca ściągają stanik i zostają tylko spodenki. Im ładniej dziewczyna tańczyła, tym bardziej się klientom podobała, tym bardziej byli zachęceni.

Tancerka miała się "zaopiekować" klientem i naciągać na jak największą ilość drinków - opowiadają dziewczyny z Cocomo.
Po tancerce, do klienta podchodziła kelnerka i proponowała, by kupił tej, która się nim "zaopiekowała", drinka. Nawet jeżeli nie chciał albo się wymawiał, że go nie stać, to zawsze tancerka z kelnerką tak go nakręcały, że zamawiał alkohol. - Zdarzało się, że nie podobała mu się dziewczyna i było mu głupio powiedzieć to wprost, wtedy za jakiś czas była wysyłana nowa. Zasada była prosta: klient nie mógł siedzieć sam, nawet jak było mało dziewczyn, dużo wejść. I faktycznie nie raz było tak, że im więcej klient wypił, im dłużej w klubie siedział, tym chętniej później stawiał drinka.

W GRATISIE DO PIWA DOLEWAŁO SIĘ NA BARZE WÓDKĘ KLIENTOWI - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Czy wiedziały, że do tych drinków może być coś dosypywanie albo dolewane?
X: - Ja się z tym nie spotkałam, ale dziewczyny, które tam pracowały czy też pracują dalej, potwierdzały, że faktycznie była dolewana woda utleniona.
Y: - W gratisie do piwa dolewało się na barze wódkę, o której klient nie wiedział. Albo wiśniówkę się dawało. I dla dziewczyny lało się sok z porzeczki, a klient dostawał wódkę i myślał, że piją razem. Wiadomo też, że nie każdy przeciętny z ulicy od razu pił dużo. Trzeba było wyczuć, co się opłaca.
- Czyli wyczuć, że ktoś ma pieniądze?
Y: - Najpierw było tak, że selekcja na samej górze widziała, za ile klient wchodzi. Bo mógł wejść za darmo, albo za 50 złotych. Wiedziała, czy jest obcokrajowcem, skąd przyjechał, wiedziała, czy płaci kartą i jaką, czy gotówką. Później selekcjonerka schodziła na dół i przekazywała te informacje kelnerce.
Kto mógł wchodzić za darmo?
X: - Klienci dogadywali się z ulotkarką na dworze. Teraz wejścia są za darmo, więc te dziewczyny mają stałą kwotę od każdego wejścia, wcześniej wejście kosztowało 30 złotych. I dziewczyny zachęcały panów, żeby weszli do środka. Jeśli mówili "nie, bo za drogo, nie chcemy", to proponowała, że jeden wejdzie za 10 złotych, a drugi za darmo, albo za 15. Dziewczynom zależało, żeby wejść było jak najwięcej, bo miały od tego prowizję.
X: - Hostessa miała stawkę godzinową, ale to marna stawka - 5 zł za godzinę plus 25 procent od sprzedanych drinków, ale tylko drinków dla tancerek, bo jak klient kupował coś sobie, to był to zarobek tylko na bar.
Tancerki miały procent od alkoholu, który kupił jej klient. Drink na powitanie kosztował 145 złotych. A słynny już na całą Polskę szampan od 1000 do 15 tysięcy złotych za butelkę. Z tego najdroższego tancerka miała 5200 zł. Z jednej butelki.
Y: - Pod koniec mojej pracy, jeżeli ktoś płacił gotówką, to za szampan płacił 15 tysięcy, a jak kartą, to 20 tysięcy.
X: - Wiadomo, że jak facet pije alkohol i widzi gołe cycki, to traci kontrolę, chce pić więcej i więcej wydawać. W Cocomo to wykorzystywano. U konkurencji tego nie ma. Zresztą, jak wokół Cocomo zrobiło się głośno, to zaczęło być nieprzyjemnie. Klienci przychodzili i niby żartem pytali, gdzie mamy te narkotyki.
- A miałyście?
- Oficjalnie były zakazane. Ale mówiło się, że niektóre dziewczyny czy kierowniczka mają. Poza tym zdarzyło się parę razy, że klienci, jak dziewczyny poszły tańczyć, dosypywali im coś do drinków. I później chodziły przyćpane przez dwa dni. Nie wiem, może ktoś myślał, że łatwiej zaciągnie którąś do hotelu?
X: - Oszukano też dziewczyny pracujące w klubie, gdzie sprzedawano alkohol bez koncesji. Po zarekwirowaniu go, usłyszały, że dostaną odszkodowanie.
- Obciążono je kosztami?
Y: - Nie, ale jak nie było alkoholu przez całą noc, to nie miały jak zarobić i siedziały za darmo.

Zachowanie pod kontrolą

Wszystkie nocne kluby w Polsce od Agencji Reklamowo-Marketingowej "Event" przejęła firma KR3 z Hrubieszowa. Choć z internetowych rejestrów spółek wynika, że obie mają wiele wspólnego. Event i jego prezes są wspólnikami firmy z Hrubie-szowa.

Nowy właściciel przejął zobowiązania poprzedniej firmy wobec pracownic. Nasze rozmówczynie twierdzą, że każda z dziewczyn musiała podpisać dokument, w którym zgadzała się, by dług wobec niego przejęła nowa spółka. Dzisiaj wiedzą, że ów dokument nie ma żadnej mocy prawnej i nikogo do niczego nie zobowiązuje.

Mamy kopię jednego z takich dokumentów. Dziewczynom obiecywano rozliczenie, nawet jeśli się zwolnią. Ale - jak twierdza byłe tancerki - obietnicy nie dotrzymano. Byłych pracownic - wierzycielek sieci Cocomo - ma być aż 48 z całej Polski. Ściślej tyle jest dziewczyn, które - jak przekonują nasze rozmówczynie - odważyły się donieść prokuraturze na swoich byłych szefów. Prokuratura Rejonowa Wrocław Stare Miasto na razie prowadzi postępowanie sprawdzające. Jeśli uzna, że jest podejrzenie jakiegoś przestępstwa zostanie wszczęte śledztwo.

Na razie trwa jednak inne postępowanie dotyczące wrocławskich klubów Cocomo. Zgłosił się do śledczych jeden z klientów, który stracił w jedną noc spore pieniądze i nie pamięta, jak to się stało. Od tego się zaczęło. Prokuratura zarządziła przeszukanie w jednym z wrocławskich klubów sieci. Znaleziono tajemnicze fiolki z równie tajemniczą substancją. Co to jest? Zbadają eksperci.

W klubie znaleziono też nielegalny alkohol. No i wreszcie były również nagrania. I to nie tylko z kamer pokazujących to, co dzieje się przy barze. I nie tylko dziewczyn tańczących przy rurze. Były też nagrania z prywatnych pokojów. Tych, w których sam klient w prywatnej, "intymnej" atmosferze zabawiał się z tancerką. Prokuratura ma takie nagrania z dwóch miesięcy ubiegłego roku. Śledczy będą szukać klientów klubu, by zapytać ich, czy czują się po-krzywdzeni i czy chcą, by prowadzić śledztwo w sprawie nagrywania.

Jeśli klient na pokoju chciał, żeby go dziewczyna zbiła pasem, no to go biła. Zdarzało się też, że ktoś chciał, żeby na niego nasikała - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Dziewczyny pytane, kiedy dowiedziały się o monitoringu w pokojach klientów, odpowiadają bez wahania: - Wiedziałyśmy od początku. To klienci nie wiedzieli, że czerwone i niebieskie światełko to kamera.

Z przekonaniem twierdzą, że podgląd w pokojach był po to, żeby centrala czy kierowniczka w klubie wiedziała, czy faktycznie tylko tańczą. Dodają jednak, że dziewczyny z innych miast, albo wysłane do pracy w nich za karę, opowiadały o różnych rzeczach, które się w takich pokojach działy. Jakie to rzeczy?
X: - Obrzydliwe. W Krynicy, w Poznaniu.
- Co było obrzydliwe?
Y: - Jeśli klient na pokoju chciał, żeby go dziewczyna zbiła pasem, no to go biła. Zdarzało się też, że ktoś chciał, żeby na niego nasikała.
- I?
- No i robiły to, co chciał klient.
- Przy włączonym monitoringu?
- ...
Od kilku tygodni przed wrocławskim sądem toczy się proces byłego ochroniarza wrocławskiego Passion - jak po zmianie właściciela nazywa się jeden z dawnych lokali Cocomo - Igora W. Prokuratura zarzuca mu pobicie ze skutkiem śmiertelnym jednego z gości lokalu.

CZYTAJ WIĘCEJ O TEJ SPRAWIE: WROCŁAW: ŚMIERTELNE POBICIE PRZEZ OCHRONIARZA NOCNEGO KLUBU

Było to w październiku ubiegłego roku. Uderzony przez ochroniarza mężczyzna tak nieszczęśliwie upadł na ziemię, że uderzył się w głowę. Trafił do szpitala i po kilku dniach zmarł.

Nie da ci ojciec, nie da ci matka, ale firma...

Gdy w Polsce zaczęły się otwierać kluby Cocomo, firma wynajmowała mieszkania służbowe dla przyjezdnych dziewczyn, ściąganych do pracy z innych miejscowości. Takie mieszkanie było do pewnego momentu np. we Wrocławiu. Tancerki mieszkały w nim po kilka, dopóki nie stanęły samodzielnie na nogi. Do pracy szły na godzinę 19.30, ale dwa razy w tygodniu był angielski dla tych, które go nie znały - zajęcia były przed pracą, na 18. Dwa razy w tygodniu były też lekcje tańca erotycznego. Też na godzinę 18.

Klub otwierano o godzinie 20, trzeba było jednak być na miejscu wcześniej, żeby przygotować się do występu. Siedziało się do ostatniego klienta. Najdłużej? Do godziny 16 następnego dnia.

Już po miesiącu było widać, której z dziewczyn się poprawiło. Któraś doprawiała rzęsy, inna włosy. Inwestowały w ciuchy.
Y: - Ta praca to są też wydatki. Buty do tańca kosztują 400 zł najtańsze i trzeba czekać na nie 3 tygodnie, sprowadzane są z Anglii, później takie buty już się kupuje za 500-600 zł.

Dziewczyny pytane, czy do klubu przychodziły znane osoby, bez wahania kiwają głowami, że tak. Z kręgów politycznych, artystycznych. Ci znani zachowywali się inaczej. Wiedzieli, po co przyszli. Nie dawali się nakręcać na kolejne drinki, a jak któraś z dziewczyn nie wyczuwała, że nie ma czego u nich szukać, potrafili ostro i zdecydowanie pokazać, gdzie jest jej miejsce. Ale konkretnie, kto znany przychodził do klubu, powiedzieć nie mogą, bo wszystkie podpisywały zobowiązania do zachowania tajemnicy. I tak naprawdę to nic mogą mówić: kto przychodził, ile miały za drinki, jakie to były drinki. Karę za zbyt długi język ustalono na 5 tysięcy złotych.

KARY? 2000 ZŁ ZA NIEOBECNOŚĆ W PRACY - CZYTAJ NA OSTATNIEJ STRONIE

Kar za różne przewinienia było zresztą dużo więcej: za niepomalowane paznokcie - 50 złotych, za spóźnienie 500 zł, za nieobecność w pracy 2000 zł, jeśli w szatni stały trzy dziewczyny (zamiast zajmować się klientami) - 100 zł, za brak trzech strojów na zmianę w ciągu nocy też była kara. Ominięta kolejka w tańcu to kolejne 50 złotych mniej. Dziewczyny mówią otwarcie, że w klubie wisiał cennik. By wiedziały, ile mogą stracić, jak nie będą przestrzegać reguł.
X: - Dziewczyny, które odeszły z Cocomo, a potem wróciły do pracy w klubie, przez pierwsze 7 tygodni pracowały za darmo, bo miały zablokowane tygodniówki. Kolejne 3 miesiące miały 25 procent zamiast 50 ze sprzedanych drinków. Za karę można było też trafić na przykład do Poznania.
Y: - Na karną placówkę jechało się za spóźnienia, za zbyt słabą pracę. Tam było mało wejść, małe zarobki i trzeba było się bardzo starać i namęczyć.
- Przecież mogłyście wycofać się z tego biznesu - akceptować kary przy umowach--zleceniach to jakiś bezsens.
Y: - Miałyśmy wypłaty z opóźnieniem, więc trzymano nas tymi zaległymi pieniędzmi. A poza tym chyba każda z dziewczyn tak naprawdę liczyła, że trafi jej się naprawdę dobry klient i w końcu się odkuje.
Współpraca Marcin Rybak

Ciemne strony życia
Cocomo sieć klubów nocnych ze striptizem, która powstała w całej Polsce. We Wrocławiu pod taką nazwą działały dwa lata, ale kiedy media zaczęły nagłaśniać sprawy klientów, zgłaszających, że z ich kart ściągnięto gigantyczne kwoty, a oni operacji nie pamiętają, kluby zaczęły zmieniać szyld. Ich znakiem rozpoznawczym był różowy neon i dziewczyny z różowymi parasolkami - nazywane ulotkarkami. Największy rachunek w Cocomo opiewał na 900 tys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dziewczyny z Cocomo bez tajemnic. "Jak facet pije i widzi gołe cycki, traci kontrolę" (REPORTAŻ) - Gazeta Wrocławska