Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Irena, którą wszyscy kochali - wspomnienie

Henryka Wach-Malicka
Irena Kwiatkowska była ulubioną aktorką kilku pokoleń. Kochana przez widzów bezwarunkowo, za każdą rolę, za każde wcielenie. Najdobitniej wyraził to jeden z internautów: "ja nie wiem, czy była w naszym kraju inna osoba, do której nikt nigdy nie miał zastrzeżeń".

Zasłużyła na tę miłość rzetelną pracą i niebywałym wdziękiem, który zachowała do późnej starości. A dożyła słusznego wieku, 98 lat, choć ostatnie miesiące nie należały do łatwych. Ciężko chorowała, traciła kontakt z rzeczywistością. Z powolnego zapadania się w letarg wyrwał ją na chwilę Jacek Bławut, operator i dokumentalista, który podjął się szalonego na pozór przedsięwzięcia. Do swojego fabularnego debiutu pt. "Jeszcze nie wieczór" zaangażował pensjonariuszy Domu Artystów Weteranów w podwarszawskim Skolimowie. W tym Irenę Kwiatkowską, która właśnie wtedy zagrała ostatnią, bardzo osobistą rolę.

Irena Kwiatkowska zmarła w wieku 98 lat

Większość widzów pamięta Irenę Kwiatkowską jako panią w średnim, a potem w starszym wieku. I trudno się dziwić, zważywszy na to, że aktorka urodziła się 17 września 1912 roku. Była warszawianką, a zamiłowania humanistyczne odziedziczyła po ojcu, znanym bibliofilu. W rodzinnym mieście skończyła w 1935 r. najsłynniejszą bodaj przedwojenną szkołę artystyczną: Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej. Była zdeterminowana, żeby zostać jego słuchaczką, choć wspominała z rozbrajającą szczerością, że profesor Zelwerowicz ocenił wprawdzie jej egzamin jako średni, ale warunki zewnętrzne uznał za "słabo rokujące".

Cóż, nawet wielki "Zelwer" miał prawo się mylić. I pomylił się, bo to właśnie warunki, dalekie od kanonów amantki, sprawiły że Kwiatkowska wniosła nową jakość do polskiego aktorstwa. Były w jej dorobku postacie, których... nie grała. Ona te postacie stworzyła, bo już zawsze będą mówić głosem Ireny Kwiatkowskiej Hermenegilda Kociubińska z Zielonej Gęsi, Kobieta Pracująca z "Czterdziestolatka", a nawet matka Pawła z serialu "Wojna domowa". To kreacje nie do podrobienia.

Uznanie i popularność (w tej właśnie kolejności) przyniosła aktorce przede wszystkim telewizja. Ale gdy startowała w zawodzie, telewizji jeszcze nie było, a pani Irena szykowała się głównie do pracy w teatrze. Pytana kiedyś przez reporterkę Dziennika Zachodniego o to, czy nie żałuje, że na scenie grała mniej niż by mogła, odpowiedziała: "Ja nigdy nie patrzę wstecz. Nie analizuję przeszłości Taka jestem. A zresztą, co to za różnica, gdzie gram: na planie, w studio czy przed żywą publicznością? Grać trzeba dobrze, tak mnie nauczyli. Więc gram, ot i wszystko. Aha, a teatru nie zdradziłam!"
Debiutowała nietypowo, w kabarecie "Cyrulik Warszawski" - za to we fragmentach przedstawienia dyplomowego PIST-u , które wykorzystał Fryderyk Jarossy. Jak piszą świadkowie, Kwiatkowska błyszczała w tym spektaklu temperamentem i zabawną mimiką. Była pilną studentką, zawsze pierwsza umiała swój kawałek roli na pamięć (ten nawyk został jej do końca życia), ale też wcześnie ujawniła skłonności do repertuaru komediowego. Była w niej zaraźliwa pogoda ducha i witalność, co publiczność, jak teatr teatrem, zawsze uwielbiała.

Krótka przedwojenna kariera Ireny Kwiatkowskiej przebiegała na scenach Warszawy i Poznania, a ostatnie dwa sezony spędziła aktorka na scenie Teatru Polskiego w Katowicach. W czasie okupacji niemieckiej była żołnierzem AK i brała udział w powstaniu warszawskim. Prawdziwa eksplozja jej talentu i możliwości nastąpiła po zakończeniu działań wojennych.

To wtedy, za pośrednictwem Mariana Eile, poznała Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Znakomity poeta, autor popularnych wierszy lirycznych i patriotycznych, niezależnie od propagandowego "zapotrzebowania" na określony typ wierszy, pisał inne. Sarkastyczne poczucie humoru chował za parawanem surrealizmu, a tworząc Teatrzyk Zielona Gęś, stał się prekursorem teatru absurdu w Polsce. Rzecz w tym, że zarówno przyzwyczajenia odbiorców, jak i obowiązujący wówczas model kultury, stanowiły trudną do przebycia barierę. Poeta potrzebował kogoś, kto pomógłby mu w dotarciu do szerokiej publiczności. Tym kimś była Irena Kwiatkowska. Otwarta na nowe pomysły, wrażliwa na wieloznaczność słowa, dobrze wykształcona, miała też poczucie humoru, idealnie korespondujące z intencjami Gałczyńskiego. W kabarecie "Siedem kotów" stworzyli tandem, do którego wkrótce dołączyli inni autorzy i wykonawcy.

To od tych dwojga artystów niepokornych, rozpoczęła się złota era polskiego kabaretu powojennego. Kabaretu intelektualnego, o literackich korzeniach. Irena Kwiatkowska została tego gatunku absolutną gwiazdą. To dla niej pisały najdowcipniejsze pióra, o nią zabiegali reżyserzy. Nic dziwnego, że gdy powstał Kabaret Starszych Panów, Wasowski i Przybora właśnie dla Kwiatkowskiej rezerwowali najlepsze (i najtrudniejsze w interpretacji) numery.
Wielka aktorka - bo Irena Kwiatkowska była wielką aktorką, choć wydawało się, że role bierze lekko i z marszu - nigdy publiczności nie zawiodła. Zagrała w ponad stu spektaklach i kilkudziesięciu filmach. Nigdy żadnej roli nie położyła; po prostu nie potrafiła źle zagrać. Ale przede wszystkim szanowała swoich widzów.

Ona kochała widzów

Ewa Leśniak, aktorka, wiceprezes ZASP
To strasznie smutne, że odeszła pani, którą oglądało się zawsze z zainteresowaniem, bo ona sercem i całą sobą miała coś do powiedzenia, do przekazania widzom, ona widzów kochała. Przecież znane było to, że kiedy już była złożona niemocą w Skolimowie, kiedy przychodziła telewizja z takiej czy innej okazji, ona zaczynała żyć w tych światłach. Była samorodnym talentem komediowym. Taki profil tego zawodu był jej przeznaczony i ona genialnie się w nim znajdowała. (PAP)

To zaszczyt, że z nią występowałem

Wojciech Młynarski, artysta kabaretowy
Odchodzi od nas genialna aktorka - zarówno komediowa i kabaretowa, jak i dramatyczna. O niezmiernym kunszcie, która stworzyła coś zupełnie niepowtarzalnego w naszym dorobku teatralnym. Mistrzyni poetyckiej groteski. Miałem wielki zaszczyt, że z Ireną występowałem. Prywatnie była pełna urzekającego wdzięku i uroku. Zawsze obracała trudne sprawy w żart. Nigdy nie byłem świadkiem, żeby wokół Ireny zawiązywał się jakiś konflikt. A o to często w tym świecie łatwo. (PAP)

Nie ma już takich indywidualności

Jerzy Gruza, reżyser filmowy
Pracowałem z nią przy "Wojnie domowej", jak i "Czterdziestolatku" i zawsze wydawała mi się kimś zupełnie zjawiskowym. Znała życie, znała świat, znała wszystkie bolączki kobiety współczesnej i wszystko to potrafiła oddać w sposób niezwykły, w takim rzucie swojego talentu. I to było fenomenalne. Zawsze była doskonale przygotowana, miała świetnie opracowane teksty, twórczo je przerabiała na jasny i wyrazisty przekaz dla publiczności. Nie ma już takich indywidualności. (PAP)

Wszystko co miała, dała dzieciom

Wiesław Gołas, aktor
Ona była osobą raczej zamkniętą towarzysko, ale bardzo serdeczną. Była bardzo oszczędna, skrupulatna. Pieniądze, które miała, przesyłała po cichu do domów dziecka, na biedne dzieci. Kiedy tylko dostała nagrodę albo pieniądze - rozsyłała je potrzebującym dzieciom. Miałem to szczęście, że darzyła mnie sympatią. Zawsze o niej pamiętałem, z okazji imienin czy świąt do niej dzwoniłem. Była tym bardzo wzruszona, powtarzała: "Jak ty o mnie pamiętasz". Jak mógłbym o niej nie pamiętać? (PAP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!