Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To one wyrwały dziecko z rąk pedofila

Katarzyna Nylec i Małgorzata Węgiel
Zatrzymany przez policję Marek G. ma 40 lat, żonę i syna - ucznia szkoły podstawowej
Zatrzymany przez policję Marek G. ma 40 lat, żonę i syna - ucznia szkoły podstawowej KMP Piekary Śląskie
Zasługują na miano bohaterek, chociaż same nie chcą tak o sobie mówić. Mirella Migdalska i Ewa Miodońska-Łukaszczyk, dwie mieszkanki Piekar Śląskich, uratowały 11-letnią dziewczynkę przed zboczeńcem, który porwał ją sprzed supermarkretu w centrum miasta. Piszą o nich Katarzyna Nylec i Małgorzata Węgiel

Wieczorny spacer z psem państwo Łukaszczykowie zawsze zostawiają na jak najpóźniejszą godzinę. Zwyczajowo pada na 21.30. W zeszły czwartek stało się inaczej. Obowiązki, praca, zakupy. Ewa Miodońska-Łukaszczyk z Piekar Śląskich postanowiła przejść się z pupilem wcześniej.

- Wróciłam do domu około 19.30. Nie chciałam przebierać się i ubierać. Za radą męża wzięłam smycz i wyszłam - wspomina pani Ewa.

Jak potoczyłyby się losy 11-letniej Ani (imię zmienione na prośbę rodziców), gdyby właścicielka małej sznaucerki przełożyła ten obowiązek na później? O tym woli nie myśleć ani matka dziewczynki, ani policja. Szczęśliwym zrządzeniem losu nauczycielka jednego z piekarskich gimnazjów, Ewa Miodońska-Łukaszczyk stała się aniołem stróżem 11-latki. Zapobiegła tragedii, której żaden rodzic nie byłby sobie w stanie wyobrazić.

Kobieca intuicja i czujność

Mirella Migdalska, energiczna 23-letnia pracownica socjalna wybiera się na zakupy z rodzicami i ich wiernym towarzyszem - psem husky o imieniu Max. Przed supermarketem któryś z członków rodziny musi zostać z czworonogiem. Wybór pada na Mirellę. Piekarzanka chroni się przed chłodem w przedsionku sklepu. Siedem stopni na minusie, a na ul. Bytomskiej, głównej arterii miasta, wciąż tłoczno i gwarno. Kobieta trzyma smycz i obserwuje ludzi wokół. Jeszcze nie wie, że za kilkanaście minut rzuci się w pościg, a ktoś będzie jej dozgonnie wdzięczny za uratowanie zdrowia, a może życia dziecka.

A jednak. Dwie piekarzanki, które wcześniej nigdy się nie spotkały, dokonały prawie niemożliwego. Ich kobieca intuicja, czujność i niewiarygodna odwaga sprawiły, że poszukiwany od miesięcy przez policję pedofil trafił za kratki. 40-letni Marek G. przyznał się też do innego przestępstwa. W styczniu wykorzystał 12-letnią dziewczynkę z Piekar Śląskich. Od tamtej pory był na celowniku funkcjonariuszy. Niewykluczone, że dopuścił się podobnych czynów w innych miastach.

Dziwna para

Kilka minut po godzinie 19 dzwony Bazyliki wybiły już pełną godzinę. Wzrok Mirelli przyciąga mężczyzna, który podchodzi do jakiegoś dziecka, szepce mu coś do ucha i całuje w czoło. Po chwili odchodzą. Ten obrazek jest jakiś nienaturalny, nie daje jej spokoju. 11-latka zdawała się na kogoś czekać, ale chyba nie na tego mężczyznę. Na jego widok dziewczynka nawet się nie uśmiechnęła, nie okazała radości. Dziwna para odeszła w milczeniu .
- Powiedziałam sobie: jeśli pójdą główną ulicą, dam sobie spokój. Jeśli skręcą, to... nie, nie skręcą, przecież kojarzę tego człowieka, on nie ma córki - biła się z myślami Mirella Migdalska.

Kilkaset metrów dalej spaceruje z psem Ewa. Parę godzin temu zapadł zmrok, okolice boiska Miejskiego Gimnazjum nr 3 są pogrążone w egipskich ciemnościach. Z tyłu majaczą cienie altan piekarskich ogródków działkowych Azalia Polska. Wątłe światło daje jedynie stara latarnia. Wszechobecną ciszę zakłóca ujadanie niesfornej sznaucerki, której nie w smak powrót do domu. Ewa słyszy głos mężczyzny.

Po chwili dostrzega zarys dwóch postaci. Wyłaniają się zza rogu. Sznaucerka wciąż ujada jak szalona. Kobieta obserwuje zbliżające się osoby. Mężczyzna i nastolatka, nie..., to przecież mała dziewczynka! - To pewnie ojciec z dzieckiem - myśli kobieta i przygląda się parze przemierzającej w szybkim tempie skwer. Ich zachowanie budzi wątpliwości Ewy. Mężczyzna z opuszczoną na czoło czapką trzyma dziewczynkę kurczowo, wręcz przywiera do niej, i idzie prosto nie zważając na to, co dzieje się wokół. Jest zawzięty. Wygląda, jakby myślami był gdzieś bardzo daleko.

Twarz aniołka, w oczach łzy

Pies pani Ewy nie dawał za wygraną i wciąż szczekał. - Przycupnęłam, żeby go uspokoić i wtedy - głos jej się załamuje.

Zobaczyła wyraźnie twarz dziecka. Nie pamięta, kiedy ostatni raz widziała tak zlęknione stworzenie. Twarz aniołka, łzy w oczach. Usłyszała ciche popłakiwanie. - To nie może być jej ojciec - pomyślała, a jej domysły graniczyły z pewnością. - Rodzic przychodzi po swoje dziecko i razem idą do domu. Rozmawiają, żartują a nawet kiedy są pokłóceni, to jest między nimi jakaś nić porozumienia. Ojciec pomógłby nieść małej torbę. A ona... Ania, taka szczuplutka dziewczynka, szła z przewieszoną przez ramię torbą wypełnioną książkami - relacjonuje potem wydarzenia w rozmowie z mediami.

Nie mogę ich spuścić z oczu - postanawia. Odzywa się w niej instynkt macierzyński. Sama ma kilkunastoletnią córkę. - Jeśli się gniewa na ojca, powinna się odsunąć od niego - analizuje. Dociera do niej fakt, że zarówno mała, jak i jej towarzysz zachowują się jak więzień i strażnik.
Ewa decyduje się pójść za dziwną parą, zachowując bezpieczną odległość. Po chwili dobiega do niej nieznajoma, zdyszana kobieta. Ta sama, która stała przy supermarkecie kilka minut wcześniej. Ewa nie ma czasu na zastanawianie się. - Czy pani widziała to samo, co ja? - krzyczy do nieznajomej, coraz bardziej zdenerwowana. Na odpowiedź nie musi długo czekać. - Tak! Ten facet pocałował małą i odszedł z nią w kierunku działek! - potwierdza obawy Ewy Mirella.

Czego się wpier...!?

Co sił w nogach biegną razem na ogródki działkowe. Na alejkach ciągle zalega śnieg, jest ślisko. Słychać jedynie głębokie oddechy biegnących kobiet. Wokół pusto i ciemno. Mężczyzna znika im z oczu, jakby zapadł się pod ziemię.

Po chwili gorączkowego rozglądania się, w ciemnościach kobiety dostrzegają postać stojącą przy żywopłocie. To on. Przyparł małą do ogrodzenia, żeby nikt ich nie znalazł.

W głowie piekarzanek kłębią się tysiące myśli. Ewa pyta dziecko, i trudno jej przy tym opanować emocje: - Czy to jest twój tatuś? - wybucha wreszcie. - Czego się wpier...., to nie twoja sprawa, kur...! - słyszy zachrypnięty głos oprawcy.

Mała prosi kobiety o pomoc. - Ten pan porwał mnie spod sklepu i powiedział, że jeśli nie będę cicho, to mnie zgwałci. Proszę mnie ratować! - zanosi się płaczem dziecko. W mgnieniu oka oprawca znika. Ewa tuli do siebie zapłakaną 11-latkę.

W ślad za mężczyzną gna Mirella. Nie myśli o tym, co ją spotka za chwilę. Czy mężczyzna przyczai się w krzakach? Uderzy ją w tył głowy ciężkim narzędziem? Poziom adrenaliny jest wysoki, krew pulsuje jej w żyłach. Nie ma czasu na dywagacje. - Uważaj! - krzyczy w stronę towarzyszki Ewa. - Spokojnie. Dam sobie radę. Mam psa - rzuca tylko w pośpiechu Mirella. Kobieta dobiega do bramy, po zboczeńcu ślad ginie.
Telefon na policję. Ewa musiała pożyczyć komórkę, bo swoją zostawiła w domu. Policja zjawia się we wskazanym miejscu po niespełna trzech minutach. Mirella wsiada do radiowozu. Podaje policji opis sprawcy ze wszystkimi szczególikami. Kojarzy mężczyznę, więc policjanci nie mają żadnego problemu z ustaleniem jego adresu. Po około 9 minutach od zdarzenia są już w mieszkaniu pedofila.

Drzwi otwiera kobieta w średnim wieku. W przedpokoju świeże ślady błota. Charakterystyczny plecak mężczyzny i kurtka z czerwonym pasem. Mirella jest przekonana, że tutaj jest człowiek, który porwał dziewczynkę. Po chwili z pokoju wychodzi oprawca, w dresie. Czuć od niego alkohol. Zostaje zatrzymany.

Policjanci nie ukrywają, że gdyby nie Ewa i Mirella, pedofil wciąż byłby na wolności. - Zachowały się rewelacyjnie. Bardzo szybko nas powiadomiły i podały niezwykle szczegółowy opis - chwali piekarzanki asp. sztab. Rafał Jankowski, oficer prasowy piekarskiej policji.

Podejrzany o pedofilię to 40-letni Marek G., mieszkaniec Piekar Śląskich. Mąż. Ojciec ucznia szkoły podstawowej. Nie był wcześniej notowany przez policję.

O bohaterskim czynie kobiet usłyszała cała Polska. Gdy wieść dotarła do gimnazjum, gdzie pani Ewa jest nauczycielką wychowania fizycznego, uczniowie przywitali ją głośnymi brawami. - 18 chłopaków o trudnych charakterach zgotowało mi taką niespodziankę - przyznaje. Nauczycielka budzi teraz jeszcze większy szacunek, choć zawsze uczniowie czuli przed nią respekt. - To bardzo silna osobowość, dlatego nie dziwi mnie, że tak zareagowała - ocenia swoją koleżankę z pracy pani Ania. - Zresztą jak przystało na góralkę z krwi i kości - dodaje.
Katarzyna Nylec, Małgorzata Węgiel

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!