Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porzuciliśmy ojcowiznę, by powstała A1. Teraz mamy płacić?

Redakcja
mikołaj suchan
W ciągu dwóch tygodni, od kiedy rozpoczęliśmy kampanię o darmowe przejazdy autostradą A1, na całym odcinku od Sośnicy do Gorzyczek, poparło nas już kilka tysięcy mieszkańców regionu. Bezpłatna autostrada należy nam się bardziej niż komukolwiek innemu - pisze Mirosława Książek-Rduch

25. kilometr

Ta droga to teraz nasze okno na świat

Najbardziej obawialiśmy się o babcię Annę, która ma 90 lat. Wiadomo, starych drzew się nie przesadza. Ale najważniejsze, że zostaliśmy w Rowniu. To nasza dzielnica - mówią Barbara i Henryk Krawczykowie, mieszkający obecnie przy ulicy Pańskie Pole. Rodzinę uzupełnia jeszcze 18-letnia córka Monika. Na pasie autostrady wyburzono ich dom przy Rybnickiej. Ojcowiznę trzeba było zostawić. Przez 17 lat sprzedawali tam krzewy i drzewka owocowe - o biznesie też musieli zapomnieć.

- Zadośćuczynienie ze strony Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad? Nie było szans, choć pisma pisałem - mówi pan Henryk. W czerwcu będzie trzy lata, odkąd zamieszkali w nowym miejscu. Jego żona jest tutaj szczęśliwa. - Tam przy biznesie pracowało się 24 godziny na dobę. A tutaj odsapnęłam, odpoczywam - śmieje się pani Barbara.

Po sąsiedzku mieszkają Stanisław i Weronika Jurczykowie. Dawniej mieszkali przy Wiśniowej, w starym domu, zbudowanym jeszcze przez rodziców.

- Najgorsze jest to, że trzeba kredyty spłacać, bo z pieniędzy na przesiedlenie nie wystarczyło na budowę. Jeszcze cztery lata będziemy spłacać dług - wyjaśnia pan Stanisław. Ale ludziom brakuje wygód, które mieli na "starych śmieciach". - Nie ma lamp ulicznych ani drogi asfaltowej, w deszczu brniemy w błocie - mówią.

W samym Rowniu wyburzono 69 domów. Większość mieszkańców, tak jak Jurczykowie i Krawczykowie, znalazła działki w okolicy. 16 musiało szukać nowego miejsca w Roju i Rogoźnej. Ludzie nie wyobrażają sobie, by teraz płacić za autostradę, która miała być ich oknem na świat. - Mamy do zjazdu 500 metrów. Mam nadzieję, że ktoś tam w Warszawie pójdzie po rozum do głowy - mówi twardo Henryk Krawczyk. JACK

33. kilometr

Budowie autostrady towarzyszyły emocje

Każdego dnia Zbigniew Rybka, nauczyciel geografii, wsiada do swojego samochodu wcześnie rano. Na tylnym siedzeniu renault w foteliku siedzi jego 5-letni syn Jakub. Zanim pan Zbyszek zacznie uczniom miejscowej szkoły wpajać, gdzie na mapie szukać należy Morza Kaspijskiego, swojego synka oddaje pod opiekę teściów. Ci mieszkają w sąsiednim Dębieńsku.
Droga do dziadków to zaledwie kilka kilometrów, 3 minuty jazdy. Ale jeśli zamiast równej jak blat stołu autostrady trzeba będzie wybrać dziurawą niczym szwajcarski ser gminną ulicę, dziadkowie będą już zdecydowanie dalej.

- Budowie autostrady towarzyszyły na początku duże emocje. Najpierw martwiliśmy się o to, czy nie będą u nas domów wyburzali. Później naszymi wąskimi drogami przejeżdżały setki ciężarówek. Wszędzie unosił się brud i kurz z placu budowy. Przez ponad 22 miesiące życie tutaj było koszmarem. W końcu budowa dobiegła końca. A teraz znowu autostrada wywołuje emocje. Jeśli będziemy musieli za przejazd nią płacić, skończy się na tym, że miejscowi będą stali za bramkami i z zazdrością patrzyli na równy asfalt, a jeździć będą znowu dziurawymi jak sito lokalnymi trasami - mówi pan Zbigniew.

W domu naprzeciwko jego posesji mieszka Jolanta Szejka, sołtys wsi. Doskonale pamięta, że gdy budowa ruszała, mieszkańcom obiecywano, że oni za przejazd nie zapłacą ani grosza. - Mówiło się o tym, że dostaniemy naklejki na samochody, które potwierdzą, że jesteśmy miejscowi i nas cennik opłat nie obowiązuje. Teraz o tych obietnicach wszyscy zapomnieli. A przecież w Bełku autostradą wszyscy jeżdżą do pracy, szkoły - mówi sołtyska. KUB

38. kilometr

Droga przecięła Dębieńsko na połowę
Odgłosy dobiegające z autostrady A1, które docierają do domu Marka Grzomby z Dębieńska, przypominają czasem brzęczenie natrętnej muchy, a czasem szum źle ustawionego radia. Trudno się dziwić. W końcu ruchliwa autostrada oddalona jest od jego domu o zaledwie 300 metrów. - Czekam na dzień, kiedy się obudzę i nie będę już zwracał uwagi na ten szum, bo się do niego po prostu przyzwyczaję - mówi mieszkaniec Czerwionki-Leszczyn.

Marek Grzomba jest przedsiębiorcą. Prowadzi firmę w Rybniku. - Pamiętam pierwsze dni po otwarciu A1. Wtedy drogą przejeżdżało w ciągu godziny kilka samochodów. Teraz pędzą ich setki. Ale co się ludziom dziwić, skoro ja sam korzystam z autostrady każdego dnia - podkreśla.

Autostrada A1 niewielkie i na co dzień senne Dębieńsko przecięła na pół. - Pamiętam, jak trudno nam się żyło, kiedy trwała budowa. Wiele ulic było pozamykanych. Właściciele domów z tej strony autostrady musieli korzystać z bajpasu zbudowanego naprędce z betonowych płyt. Pamiętam każdą dziurę, na której można było rozwalić samochód - wspomina pan Marek.
O tym, że tuż obok jego domu budowana będzie trasa łącząca południową granicę Polski z Pomorzem, pan Marek dowiedział się z gazet. - Początkowo zareagowałem tak jak każdy - mówi z uśmiechem. Czyli jak? - dopytuję. - Wie pani, jak to jest. Każdy z nas chce mieć równe, proste drogi, ale nie pod swoimi oknami - odpowiada krótko. - Teraz wiem, że autostrada to nasz największy skarb. Mam tylko nadzieję, że tak zostanie. Nikt z nas przecież nie będzie codziennie z niej korzystał, jeśli trzeba będzie płacić - podkreśla. KUB

44. kilometr

Po co płacić za coś, co ma się pod nosem
Krzysztof Gołuch wraz z rodziną od 15 lat mieszka przy ul. Wyspiańskiego w Knurowie. Od 1994 roku pracuje w Caritas Archidiecezji Katowickiej w swoim mieście. Daleko dojeżdżać do miejsca pracy nie musi. Jednak parę razy w tygodniu korzysta z autostrady A1. Jeździ nią do Rudy Śląskiej, by odwiedzić swoich rodziców.

- Przejazd 27 kilometrów zajmuje 15 minut - opowiada mieszkaniec Knurowa. Zanim powstała A1, do rodziców jechał przez Gierałtowice. Istną męczarnię przeżywał, kiedy musiał omijać slalomem dziury na tej trasie. Nie wyobraża sobie jeździć płatną autostradą. Dlatego popiera naszą akcję "darmowa A1".

Do wjazdu na autostradę ze swojego domu ma zaledwie kilkaset metrów. W tym miejscu już nawet wszystko jest przygotowane pod ustawienie bramek. - Licząc 20 groszy za jeden kilometr, musiałbym zapłacić ponad 5 zł i to w jedną stronę! - burzy się pan Krzysztof. - To będzie bardzo uciążliwe nie tylko dla mnie, ale również dla innych mieszkańców. Ludzie nie zarabiają tyle, żeby mogli sobie pozwolić codziennie na dojazd do pracy płatną autostradą - tłumaczy mieszkaniec Knurowa.

Kiedyś na pobliskich polach nawet biegały zające. - Była cisza i spokój, a teraz jest wielki szum i hałas, szczególnie jak otworzono odcinek do granicy - mówi pan Krzysztof. Budowę trasy nie wspomina dobrze. Nie dość, że było brudno i wszędzie roznosił się kurz, to samochody ciężarowe jeździły przed jego domem.

Sąsiedzi również podpisują się pod naszą akcją dwoma rękami. - Po co mam płacić za coś, co mam pod nosem? - pyta Eugeniusz Pietraszek, który codziennie pokonuje samochodem trasę do Gliwic. MSH

51. kilometr

To zbyt krótki odcinek! Mowy nie ma!
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że autostrada A1 ma być płatna. Niektórzy dowiadują się o tym od nas. - Poważnie? Nic o tym nie słyszałem! - dziwi się Dariusz Pietrzak.

Pan Dariusz od czterech lat pracuje w firmie Raben Logistics przy węźle Sośnica. Codziennie rano samochodem pokonuje odcinek 12,5 kilometra. Z Knurowa zajmuje mu to 15 minut. - Jeśli autostrada będzie płatna, to wybiorę drogę przez Wojków - mówi pan Dariusz. Ale to mu się zbytnio nie uśmiecha. Nie dość, że są tam zakręty i dziury, to... śmierdzi. Musiałbym nadrobić dwa kilometry i wyjść z domu o siedem minut wcześniej.

- To zbyt krótki odcinek, żeby miał być płatny - dodaje. Przyznaje, że podróż do pracy byłaby zbyt droga. Chwyta się za głowę licząc w myślach, ile pieniędzy musiałby na to wydać. - Mowy nie ma! - wykrzykuje. Pan Dariusz wody do baku nie leje i nie wyobraża sobie, że musiałby jeszcze płacić za drogę, którą dojeżdża do miejsca pracy. - To jakiś szalony pomysł Ministerstwa Infrastruktury - dodaje pracownik. Jak najbardziej popiera akcję darmowej A1.

Mieszkaniec Knurowa wspomina swoje wyjazdy do Krakowa. Zamiast mknąć wygodnie swoim samochodem po szybkiej autostradzie A4, zawsze wybiera podróż pociągiem. Pomimo tego, że jedzie się o wiele dłużej, ale co najważniejsze - taniej.

A co o tym pomyśle sądzą kierowcy ciężarówek pracujący w tej firmie? - Wydaje mi się, że to firma będzie płacić za płatny przejazd autostradą - mówi Mariusz Manista. Jeśli rzeczywiście tak będzie, to koszty pracy wzrosną. A co za tym idzie, pracownicy nie będą mogli liczyć na podwyżki i premie. MSH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!