Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bieńkowska: Moim największym osiągnięciem są dzieci

Redakcja
Bartek Syta
- Od początku wiedziałam, że chcę mieć dzieci, jednak po kilku latach siedzenia w domu okazało się, że potrzebuję czegoś więcej. Chciałam pracować, ale nie wiedziałam gdzie i jak zacząć. I wtedy tata namówił mnie na Krajową Szkołę Administracji Publicznej. Znalazłam swoją niszę czyli politykę regionalną, i tak to się zaczęło. Z Elżbietą Bieńkowską, minister rozwoju regionalnego m.in. o rodzinie, rozmawia Anna Guzik, specjalna reporterka DZ, prywatnie kuzynka pani minister.

Mamy bardzo podobną sytuację, Ty tez kursujesz pomiędzy Warszawą, gdzie pracujesz a Mysłowicami, gdzie znajduje się Twój dom. Nie męczy Cię to?
Funkcjonuję tak już od trzech i pół roku. Od poniedziałku do piątku jestem w Warszawie, zaś w domu od piątkowego popołudnia do poniedziałku rano. Zdążyłam się już do tego trybu przyzwyczaić, choć, przyznaję, nie jest to normalne życie.

CZYTAJ RÓWNIEŻ
ALFABET BIEŃKOWSKIEJ: SORRY, TEGO O NOWEJ KOMISARZ MOGŁEŚ NIE WIEDZIEĆ

Nie myślałaś o przeprowadzce do Warszawy?
- Nie, mój dom jest w Mysłowicach. Tam mam swoją bazę, tam wychowała się trójka moich dzieci, mam swój poukładany świat, rodzinę, dobrych sąsiadów, przyjaciół, i nie zamierzam tego zmieniać.

W jakim wieku są Twoje dzieci?
Moje "stare" dzieci są już prawie dorosłe - Michalina ma 23 a Mateusz 22 lata. Są poza domem, studiują, Michalina w Madrycie, Matej, bo tak na niego mówimy, w Poznaniu. Jest jeszcze dziesięcioletnia Zosia.

To dosyć duża różnica wieku
Tak, ale, na szczęście dla nas, pojawiła się w naszym życiu, jej obecność scala nasz dom.

Jesteś matką od ustawiania czy od rozpieszczania?
Myślę, że i tak i tak, choć obawiam się, że gdybym nie pracowała pewnie zadręczyłabym dzieci swoją miłością (śmiech) Michalina i Matej są już prawie dorośli, więc staram się ograniczać swoja nadopiekuńczość i troskliwość, zdaję sobie sprawę, że może być to dla nich męczące. Ale nie jest mi łatwo zważywszy, że Michalina studiuje w Hiszpanii, a Matej jest strasznym powsinogą. Muszę wiedzieć co robią, gdzie są, czy wszystko u nich w porządku, wtedy jestem spokojna. Swoją nadopiekuńczość przenoszę zatem na zwierzęta, mamy obecnie w domu dwa psy, żółwia i świnkę morską, którą Zosia postanowiła adoptować ze szkoły.

Jak udaje Ci się łączyć obowiązki zawodowe z byciem matką dziesięciolatki na odległość?
Jestem bardzo opiekuńczą matką i choć nie ma mnie obok, każda sprawa, która dotyczy Zośki ,jest rozwiązywana przeze mnie telefonicznie. Oczywiście taki układ nie miałby szansy gdyby nie mój mąż. Jest wspaniały. W ogóle wydaje mi się, że mężczyźni w pewnym wieku stają się zdecydowanie lepszymi ojcami, jest szalenie związany z Zosią. Ja z kolei bardzo jasno ustaliłam priorytety - każdy weekend zarezerwowany jest dla rodziny, sytuacje, kiedy muszę wyjechać w niedziele wieczorem zdarzają się niezwykle rzadko.
Mimo wszystko spędzasz jednak w Warszawie sporo czasu.
Ale nie traktuję Warszawy jak swojego domu, moja baza, mój dom jest w Mysłowicach, w stolicy jedynie pracuję. Nie prowadzę tam nawet żadnego gospodarstwa, ,żywię się na mieście, w kuchni mam jedynie wino, kawę i mleko(śmiech) Wiąże się to oczywiście z tymczasowością mojego pobytu w Warszawie, który jest związany z moją kadencją jako ministra. Wiem, że kiedyś się skończy.

Ma to swoje dobre strony - ponieważ nie mam tutaj żadnych obowiązków domowych, więc mogę długo pracować i ten układ mi odpowiada. Zresztą nie wyobrażam sobie tak intensywnej pracy z małym dzieckiem przy boku. Pracuję od 8.00 do 20.00, gdybym miała świadomość, że w domu czeka na mnie Zosia, dostawałabym wariacji, że nie ma mnie przy niej.

Masz więc czas na życie towarzyskie?
Teoretycznie tak, ale jeśli mam być szczera, to nie mam na nie ochoty w Warszawie. Staram się oddzielać moje życie zawodowe od prywatnego, tak jest lepiej. Zresztą mój mąż nie najlepiej czuje się na oficjalnych przyjęciach, więc staram się mu tego zaoszczędzić. Całe moje życie prywatne toczy się na południu.

Masz tam przyjaciół?
Mam, choć nie jest ich wielu. Są to osoby z którymi przyjaźnię się od wielu lat i myślę, że to tacy przyjaciele "na śmierć i życie". Mam również kontakt z moją klasą maturalną i co jest świetne, spotykamy się w miarę regularnie. Najbliższe spotkanie mamy w sobotę. Zresztą w przyszłym roku wybije nam rocznica - trzydzieści lat po maturze...

Skoro o maturze, to skąd pojawił się pomysł na studiowanie Iranstyki?
Ogólnie byłam zainteresowana orientalistyką, chciałam iść na filologię, ale filologia angielska wydawała mi się zbyt łatwa (śmiech) Teraz trudno wytłumaczyć jaki był mój ówczesny tok myślenia, ale to były inne czasy. Jestem rocznikiem maturalnym 1982, tym bez studniówki. To był taki czas, że nie wiadomo było co będzie za chwilę, chciałam studiować, uczyć się języków, nie myślałam co potem.
Chciałaś wyjechać z domu?
U mnie w domu panowało przekonanie, że na studia się wyjeżdża z domu. A jeśli studiować to tylko w Krakowie, nie wyobrażałam sobie innego miasta na studia.

Po studiach szybko wyszłaś za mąż i założyłaś rodzinę.
Tak, od początku wiedziałam, że chcę mieć dzieci, jednak po kilku latach siedzenia w domu okazało się, że potrzebuję czegoś więcej. Chciałam pracować, ale nie wiedziałam gdzie i jak zacząć. I wtedy tata namówił mnie na Krajową Szkołę Administracji Publicznej. Znalazłam swoją niszę czyli politykę regionalną, i tak to się zaczęło. Miałam ogromne szczęście, że mogłam sama dobierać sobie współpracowników i budować zespół.

Według jakiego klucza dobierasz współpracowników?
Po oczach i znaku zodiaku(śmiech) A poważnie mówiąc mam nosa do ludzi i kieruję się, oprócz oczywiście merytorycznych względów, intuicją. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. W trakcie rozmowy z drugim człowiekiem można się wiele dowiedzieć, nie tylko o jego umiejętnościach, ale przede wszystkim charakterze. A to w pracy zespołowej jest niezwykle ważne.

Jesteś surowa czy koleżeńska jako szefowa?
Wydaje mi się, że jestem koleżeńska, choć słyszałam o sobie opinie, że jestem bardzo wymagająca. Myślę, że wiąże się to z tym, iż niektórzy myślą, że skoro szybko przełamuję bariery,przechodzę na ty i jestem koleżeńska to będę pobłażliwa w sprawach zawodowych. A tak nie jest.

Jesteś pracowita?
Nie jestem, ale dzięki swojemu lenistwu pracuje szybko i sprawnie, bo nie lubię niezamkniętych spraw. Kiedy jakaś sprawa jest niedokończona, dręczy mnie i nie mogę zasnąć, a ja bardzo lubię spać (śmiech)

Czasem musisz podejmować trudne decyzje
Nie mam z tym problemów.

A jeśli decyzja jest nietrafiona?
Lepsza nietrafiona niż żadna. Poza tym uważam, że szef jest silny mądrością swoich współpracowników, a współpracowników mam wspaniałych, więc tych nietrafionych decyzji nie było zbyt wiele.
Dajesz im swobodę czy kontrolujesz?
Stawiam na swobodę, nie dręczę ich, nie ślęczę nad nimi, mam do nich zaufanie. Kiedy się dobierze odpowiednią ekipę praca idzie sprawnie, a decyzje podejmuje się wspólnie i w miarę szybko. Oczywiście firmuję je swoim nazwiskiem, ale są one efektem pracy całego zespołu.

Wyjdźmy zatem z pracy i porozmawiajmy o przyjemniejszych sprawach. Co z wakacjami? Planujesz je z góry czy decydujesz się spontanicznie?
Wakacje planujemy ze sporym wyprzedzeniem, właściwie zajmuje się tym mój mąż, który dopracowuje plan w najmniejszych szczegółach. To zabawne, ale podejmowanie decyzji dokąd jedziemy trwa dłużej niż sam urlop, przy czym zazwyczaj jeździmy do Chorwacji.(śmiech) Byliśmy tam chyba już 13 razy, ale za każdym razem w innym miejscu. W tym roku po raz pierwszy od pięciu lat znowu pojedziemy w piątkę i jestem tym zachwycona.

Wasz wypoczynek jest bardziej bierny czy aktywny?
To zależy od tego na co w danej chwili mamy ochotę. Uwielbiam się prażyć na plaży, pływać i zwiedzać. Jestem zdecydowanie ciepłolubna,bardzo brakuje mi słońca, szczególnie teraz. Nie przepadam za zimą.

Nie jeździsz na nartach?
No właśnie nie. Prawie Cała moja rodzina jeździ, a ja nie.

Czyli na zimowy urlop raczej ciężko Cię namówić?
Oj nie. Zimowy urlop jakoś w ogóle mnie nie bierze, staramy się wyjeżdżać w tym czasie w jakieś cieplejsze rejony. W tym roku jadę z Zosią na tydzień do Michasi do Madrytu. Chociaż muszę przyznać, że coraz mniej lubię podróże, kiedyś uwielbiałam, ale ostatnimi czasy to się zmieniło.

A co ze Świętami? Zjeżdżacie się wszyscy?
- Tak, dzieci zjeżdżają do domu. Niestety przy okazji kolejnych Świąt widzę jak nas wkoło ubywa, to strasznie przykre , że jest nas coraz mniej. Znikają również smaki dzieciństwa, staramy się je zachować czy odtworzyć w kolejnych pokoleniach, ale to już nie to samo. Znikają one wraz z naszymi babciami. W tym roku trud przygotowań świątecznych był na mojej głowie i była to dla mnie katorga, bo ja nienawidzę gotować. Uwielbiam jeść, nie jestem wybredna, jest niewiele rzeczy, których nie lubię, o ile w ogóle takie są, natomiast gotowanie jest dla mnie udręką i stratą czasu, więc jeśli gotuję to staram się to robić szybko.
W takim razie jaki jest podział obowiązków? Kto gotuje na co dzień?
Niestety ja. Na szczęście tylko w sobotę i niedzielę, ale za to duży garnek zupy(śmiech) Nie potrafię wymierzyć proporcji i zazwyczaj wychodzi tego za dużo. Podobno w czwartek Zosia zajrzała do lodówki i powiedziała "Tato tu jeszcze jest zupa, a zupe to my przeciez juz w środe wylewamy!"(śmiech)

A co z porządkami?
- Do pewnego momentu zajmowałam się tym sama, ale kiedy obowiązki zawodowe zaczęły się piętrzyć wynikało z tego powodu zbyt wiele konfliktów -przyjeżdżałam do domu w piątek wieczorem i zaczynaliśmy od kłótni z tak błahego powodu jak nieporządek. Nie ma sensu kłócić sie o drobnostki, więc zdecydowałam się na pomoc w tej dziedzinie.

Pamiętam Twój ślub, Twoją, przepiękną suknię w kształcie rybki, gdy naokoło królowały księżniczki w bombkach - wyglądałaś zjawiskowo. Masz wyczucie stylu, lubisz zakupy?
Uwiebliam, ale nie mogę za bardzo zaszaleć, bo mój obecny styl musi być elegancki i stonowany ze względu na charakter pracy.

Masz jakies słabości?
Perfumy, mam odlot na zapachy. Obecnie mam chyba ze trzydzieści butelek. Jeżeli ktoś chce trafić z prezentem to najlepiej kupić mi perfumy, kolejne.(śmiech)

Pamiętam, że w Twoim domu stało pianino. Grałaś na nim?
Nadal stoi, choć już nie to samo. W szkole podstawowej przez siedem lat chodziłam do ogniska muzycznego i uczyłam się gry na pianinie. Byłam zmuszana przez moją ukochaną babcię Zosię do ćwiczeń, których szczerze nie znosiłam. Teraz aż trudno mi uwierzyć, że po tylu latach nic z tamtej nauki nie zostało. Zresztą historia pianina jest niezwykła - na pierwsze wakacje z moim mężem pojechaliśmy za pieniądze ze sprzedaży tego pianina właśnie. Ale kiedy urodziły się dzieci okazało się , że Matej ma artystyczne ciągoty i chce grać, więc kupiliśmy nowe pianino. Ale dopiero Zosia jest pierwszym dzieckiem w rodzinie, któremu udało się zrealizować tę pasję. Chodzi do tego samego ogniska muzycznego co ja kiedyś, pilnie ćwiczy pod okiem taty i gra naprawdę ładnie. Ostatnio mogliśmy ja podziwiać w trakcie koncertów świątecznych, najbardziej zachwycona była oczywiście babcia, ja z kolei wtórowałam jej śpiewem. Ponieważ znam wszystkie kolędy, więc zawstydzałam córkę intonując kolejne, nieznane już nikomu zwrotki. A mój głos, no cóż, wybijał się ponad inne. Bardzo lubię śpiewać, mam dobry słuch, ale niestety nie mam głosu. W tym śpiewaniu realizuję chyba swoje niespełnione artystyczne pasje(śmiech)
Masz świetną figurę, trenujesz coś?
Figura nie jest moja zasługą, raczej genów. Próbowałam kiedyś fitnessu, niestety strasznie się nudziłam. Niedawno zapisałam się na tańce latino, na Śląsku oczywiście, żeby się trochę poruszać, ale należę raczej do typów leżących niż skaczących (śmiech) I to z wiekiem się pogłębia.

To znaczy, że wolnym czasie książka?
Dawniej po prostu połykałam książki, a od pewnego czasu z przykrością stwierdzam , że nie czytam już tyle co kiedyś. Połykam dokumenty i gazety, bo wymaga tego ode mnie praca. To smutne. Ostatnia książka, którą przeczytałam to "Zrób sobie raj" Szczygła, wspaniała książka o Czechach. Mam syna który jest znawcą wszystkich krajów Europy Środkowo-wschodniej, mówi prawie wszystkimi tymi językami - od czeskiego, przez chorwacki, rumuński, troszkę węgierskiego, a moim ukochanym kawałkiem świata są zdecydowanie Bałkany. To zamiłowanie przeszło chyba z dziadka na wnuka, bo mój tata pracował jakiś czas w Rumunii. Matej jest zamiłowanym podróżnikiem. To niezwykłe, że każde z moich dzieci jest inne, jakby było z innych rodziców, ma własną osobowość i charakter. Jestem z nich dumna, że są tak samodzielne i starają się iść własną drogą.

Zazdrościsz im czasami otwartych granic i nieograniczonych możliwości?
Niczego nie zazdroszczę i niczego nie żałuję. Nasze życie było inne w sensie przyjaźni, bliskości. Nasi rodzice mieli czas na domowe imprezy i granie w brydża, my nie mamy czasu. Świat się zmienił.

Chodzicie z mężem do teatru?
Czasami Do teatru i na koncerty. Tu, w Warszawie chodzę sama, nauczyłam się tego.Natomiast najlepszym wyznacznikiem tego, że nie czuje upływającego czasu jest to, że uwielbiam koncerty na których bywają ludzie w wieku moich dzieci. Pojutrze wybieram się na koncert The National do Stodoły. Myślę, że pojadę w tym roku znowu na Openera

Ale nie idziesz ubrana w garsonkę?
Nie, zrzucam wtedy mundur i wtapiam się w tłum (smiech)
Co uważasz za swój największy sukces?
To, że jestem osobą spełnioną zawodowo i prywatnie. Zdaję sobie sprawę, że w swojej dziedzinie zaszłam daleko, w końcu nie każdy jest ministrem(śmiech)

Dokładnie, ja na przykład nie jestem!
Właśnie! Moja kariera zawodowa z pewnością może byc uważana za sukces jednak dla mnie największym osiągnięciem życiowym są moje dzieci. To wspaniałe, że tak mi się wszystko w życiu poukładało- mąż, dzieci, dom, potem kariera i że wszystko współgra ze sobą. Nie jest to oczywiście sielanka- mamy swoje problemy, przez większą część tygodnia jestem poza domem, praca bywa stresująca itd., ale nie jest najgorzej, radzimy sobie(śmiech)

Czego Ci życzyć?
Jako osoba dojrzała odnajduję w sobie cechy, które niekoniecznie lubię. Jestem osobą niezwykle odpowiedzialną, może nawet za bardzo i obsesyjnie punktualną, gdybym się rano spóźniła o kilka minut to kierowca zacząłby chyba szukać moich zwłok (śmiech) Więc zdecydowanie życzyłabym sobie więcej luzu! A na poważnie-Może będę teraz monotematyczna, ale najbardziej chciałabym aby moje dzieci były szczęśliwe. Są już prawie dorośli, studiują, szukają miejsca dla siebie w obecnej rzeczywistości. Życzę im, aby poukładały sobie życie tak jak sobie to wymarzą. Daliśmy im z mężem wszystko co mogliśmy, a teraz to już jest ich sprawa, ich wybory i decyzje. Chciałabym, żeby były trafne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!