Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Szopienicach dzieci jadły ołów. Lekarka wydała wojnę systemowi [HISTORIA DZ]

Justyna Przybytek
Huta ołowiu w Szopienicach dawała ludziom pracę, ale i choroby, a także śmierć. Dr Wadowska-Król, nie zważając na groźby, ratowała dzieci dotknięte ołowicą, leczyła je, wysyłała do sanatorium, w końcu przeprowadzała w inne miejsce
Huta ołowiu w Szopienicach dawała ludziom pracę, ale i choroby, a także śmierć. Dr Wadowska-Król, nie zważając na groźby, ratowała dzieci dotknięte ołowicą, leczyła je, wysyłała do sanatorium, w końcu przeprowadzała w inne miejsce Karina Trojok
W Szopienicach dzieci ołów zjadały. Ołowica? Władza ludowa nie chciała o niej słyszeć. I tak dzieci wciąż by chorowały, gdyby nie jedna lekarka z Katowic.

Wykonywałam normalną pracę lekarza rejonowego. Tyle że wykonywałam ją dobrze - tak, niezwykle skromnie, wspomina wydarzenia sprzed ponad 40 lat katowiczanka, doktor Jolanta Wadowska-Król. Skromnie, bo gdyby nie pani doktor, tragiczny byłby los kilku tysięcy dzieci z katowickich Szopienic, które wychowywały się w cieniu kominów Huty Metali Nieżelaznych "Szopienice". Huty, która dawała ludziom pracę, ale przy okazji także choroby, cierpienie, nawet śmierć.

W dzielnicy mówią, że to nie przypadek, że właśnie tu na początku ubiegłego wieku powstała szkoła specjalna dla dzieci upośledzonych umysłowo. Działalność w okolicy zakładów przemysłowych nie mogła nie mieć - jak podejrzewają - wpływu na zdrowie dzieci. Ten wpływ potwierdziła dopiero w latach 70. doktor Wadowska-Król. Cena, jaką za to zapłaciła, dla naukowca była ogromna: zablokowanie obrony pracy doktorskiej i dalszej kariery. Ale jak mówi pani doktor, nie żałuje.

Zaczęło się od chłopca z ulicy Obrońców Westerplatte. - Wracał do mnie z nawracającą anemią. Odesłałam go na badania do profesor Bożeny Hager-Małeckiej do kliniki w Zabrzu. Okazało się, że to ołowica. Profesor zleciła mi zrobienie badań dzieci z Szopienic, szybko i po cichu. Nie spodziewała się, że wykonam je na taką skalę - wspomina.

Na początek badania przeszło około 20 dzieci, mieszkających najbliżej huty. - Stwierdziłam, że jest tragedia, trzeba badać coraz większy obszar, najpierw dzieci w promieniu 400 metrów od kominów huty, potem ta strefa jeszcze się rozszerzyła - opowiada Wadowska-Król.

Wezwania na badania roznosiła od drzwi do drzwi wraz z pielęgniarką Wiesławą Wilczek. W trzy miesiące przebadały około 5 tysięcy dzieci. - Według ówczesnych, liberalnych norm, chorych było około 1000, ale gdyby badania robiono dziś, to pewnie 90 proc. z nich miałoby ołowicę - zastanawia się. Badania prowadzono w wielkiej konspiracji, bo władza ludowa nie zniosłaby, aby zachorowalność dzieci oficjalnie połączyć z dumą śląskiego przemysłu - hutą ołowiu.

Rodzicom pani doktor mówiła: Dziecko jest chore, ale trzeba milczeć. Oficjalnie w karcie pacjenta słowo "ołowica" pojawić się nie mogło. - Mieliśmy nawet takie hasło wśród lekarzy szpitalnych i sanatoryjnych, że dziecko kieruję na "obserwację". Gdy pacjent był wypisywany, to z kartą z informacyjną, że obserwacja jest pozytywna lub negatywna - wspomina. Wszyscy wiedzieli, o co chodzi.
- Cieszyłam się dużym zaufaniem wśród swoich pacjentów, więc udało mi się ich przekonać. Niektórzy ojcowie martwili się, mówili: Pani doktor, pani tak walczy, a gdzie my będziemy pracować, jak nas zwolnią - opowiada.

Nie poddawała się. Grożono jej, sugerowano, żeby zaprzestała badań, pogardliwie nazywano Matką Boską Szopienicką. - Ja nie miałam nic do stracenia. Myślałam: dyplomu lekarza mi nie odbiorą, a że gdzieś mnie wsadzą? Wtedy dużo ludzi siedziało.

To była walka z czasem. Ołowica atakuje układ krwionośny i nerwowy, może doprowadzić do upośledzenia fizycznego albo umysłowego. Nie u wszystkich dzieci badania od razu wykazywały wysoki poziom ołowiu we krwi, ale niebezpieczeństwo było ogromne. - Ołów magazynował się w kościach, we wszystkich tkankach, w razie jakiejś choroby, uaktywniał się i przedostawał do krwi. Gdy się zorientowałam w skali problemu, momentalnie zdecydowaliśmy, że dzieci trzeba wyprowadzić jak najdalej od huty - mówiła.

W Szopienicach, w okolicach dymiących kominów, nie przeżywały żadne zwierzęta, za wyjątkiem szczurów, zaś dzieci w najlepsze bawiły się na skażonej ziemi i podwórkach pokrytych słabą rudą ołowiu. - Nie myły rąk, potem jadły bułkę i wchłaniały bardzo duże ilości ołowiu. One po prostu ołów zjadały. Higiena? W familoku był jeden kranik na parterze do pobierania wody, o jakiej higienie mówimy: jedno dziecko ręce umyło, drugie przyszło i myło w tej samej, brudnej wodzie - relacjonowała pani doktor.

Spośród przebadanych dzieci około 2000 wysłała do sanatoriów, głównie w Istebnej. To miało być odtrucie organizmu. Tyle że znów miały wrócić do skażonego środowiska.

Dobrą duszą tej walki była profesor Hager-Małecka, ówczesny wojewódzki konsultant ds. pediatrii. - Wzięła na siebie całe odium wszystkich reperkusji ze strony władz wojewódzkich, interweniowała u Jerzego Ziętka, potem u Edwarda Gierka. Z pozytywnym skutkiem - wspomina Wadowska-Król. Dla dzieci wracających z sanatoriów i ich rodzin udało się znaleźć mieszkania na nowo wybudowanym osiedlu. Zaledwie 700 metrów od huty, ale... - To były nowe bloki, ziemia przeorana, więc ten ołów wsiąknął, a nie leżał na powierzchni - opowiada pani doktor. To ona koordynowała przeprowadzki rodzin. Domy w cieniu kominów, z których rodziny wyprowadzono, wyburzono.
Dziś przyznaje, że nie wszystkie dzieci udało się uratować. Wiele z nich już nie żyje. - Miałam robić po pewnym czasie résumé, co się stało z tymi chorymi. Zaczęłam, dużo dzieci było już bardzo chorych, stwierdziłam, że nie mogę im jeszcze przypominać ich choroby - dodaje.

Nagroda

Dokonania doktor Jolanty Wadowskiej-Król po raz pierwszy nagłośniła jej wnuczka. Nakręciła o babci film do konkursu, w którym szukano lokalnych bohaterów. Zwyciężyła, a o pani Jolancie zrobiło się głośno, ale wciąż niedostatecznie.
Dziś już na poważnie i z zachwytem nazywana jest Matką Boską Szopienicką.

Niewielu jednak wie o jej heroicznej walce sprzed ponad 40 lat o zdrowie dzieci. Pamiętali co najwyżej mieszkańcy Szopienic. Do czasu. W ub. wtorek dr Jolanta Wadowska-Król odebrała z rąk prof. Ireny Lipowicz, rzecznika praw obywatelskich, medal "Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka" za ratowanie szopienickich dzieci w latach 1973 -1981.

Medal - jak mówiła prof. Lipowicz - przyznano za walkę dr Wadowskiej-Król o prawo do życia dzieci, prawo rodziców do wiedzy, na co chorują ich dzieci, prawo człowieka do zdrowego środowiska, o poszanowanie godności ludzkiej, ale też o prawo do informacji, z którego obywatele nie mogli wówczas korzystać.


*Waloryzacja rent i emerytur 2015 PODWYŻKA NIE DLA WSZYSTKICH JEDNAKOWA
*16-letni Wojtek z Piekar zmarł na lekcji WF. Szok w szkole ZDJĘCIA
*Zielony jęczmień na odchudzanie? Tak! To działa. Właśnie zielony jęczmień stosują gwiazdy TV
*Koncert Linkin Park w Rybniku POZNAJ SZCZEGÓŁY + BILETY
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!