Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pstryk i wyłączam? Tak się nie da uciszyć lęku! [ROZMOWA Z PSYCHOTERAPEUTĄ]

MG, ET
Jak w tym świecie być zdrowym psychicznie? Wyjaśnia Mirosław Giza, psychoterapeuta, a także dyplomowany analityk jungowski.

Kiedyś, podczas któregoś z wykładów, zapytano Sigmunda Freuda, twórcę psychoanalizy, co - jego zdaniem - osoba normalna powinna robić, aby być zdrowa. Pytający oczekiwał najprawdopodobniej skomplikowanej odpowiedzi, ale Freud lakonicznie, w sposób charakterystyczny dla swojego już wtedy podeszłego wieku, stwierdził: ,,Lieben und arbeiten" (kochać i pracować). To sformułowanie na stałe weszło do kanonu współczesnej psychoterapii i do dzisiaj nie straciło na swej aktualności.

Nasz umysł nie działa jak pilot od telewizora...
Niemniej na początku XX wieku, gdy zgłaszali się do Freuda i innych pionierów psychoanalizy pierwsi pacjenci, to po to, żeby przezwyciężyć konflikty między swoją świadomością a bardziej ukrytymi pragnieniami, popędami, obawami. Nawet ludzie żyjący w tamtych czasach w wielkich miastach wydawali się dobrze wiedzieć, kim są i jakie jest ich miejsce w życiu.
Tymczasem dzisiejsze życie w mobilnym, technicznie zaawansowanym społeczeństwie masowym stawia przed ludźmi nowe wyzwania psychologiczne. Żyjemy w coraz bardziej zacierających się granicach między państwami, gdzie wielokrotnie mamy do czynienia z obcymi, nieznanymi sobie ludźmi. Doświadczamy na co dzień bezosobowych środków komunikacji, wysyłających sprzeczne komunikaty na temat tego, jak powinniśmy się ubierać, co powinniśmy jeść, jak myśleć, kogo podziwiać, albo nie podziwiać, i co powinniśmy robić w życiu. Ponadto niespotykany w historii ludzkości kryzys ekonomiczny, z jakim mamy do czynienia w ostatniej dekadzie, powoduje, że coraz więcej osób przeżywa lęk o swoją przyszłość oraz o swoje finanse. W tej sytuacji o kryzys psychiczny, zarówno u ludzi bardzo młodych, jak i dojrzałych wiekiem, wcale nie jest trudno. A my traktujemy nasz organizm jak pilota od telewizora: pstryk i wyłączam, pstryk i chcemy przestać myśleć o dręczących nas sprawach. A umysł to przecież nie jest pilot od telewizora.

Czy jest na to recepta?
Zapewne tak, ale nie zawiera się ona w kilku prostych słowach, jak lekarstwo na niej zapisane. Chodzi więc o to, aby rozwinąć w sobie wrażliwość podobną do tej, którą Daniel Goleman nazwał kilkanaście lat temu "inteligencją emocjonalną". Oznacza to, by umieć rozpoznawać swoje uczucia, rozumieć, dlaczego czujemy to, co czujemy, oraz aby z wewnętrzną swobodą umieć sobie radzić ze swoimi emocjami z korzyścią dla siebie i innych. Na przykład jeżeli ktoś odczuwa gniew, ważną kwestią nie jest jego wyładowanie w danej chwili, ale zwrócenie na niego uwagi i znalezienie sposobu wykorzystania tkwiącej w nim energii na rzecz rozwiązania problemu. Chodzi o możliwość dotarcia do własnych emocji i umiejętność ich wyrażania, ale nie w rozhamowany sposób, jak to sądzono w latach 60. i 70. ubiegłego stulecia. W korporacjach aranżowano wtedy pokoje, gdzie stał manekin przypominający przełożonego, a pracownicy w chwilach zdenerwowania mogli tam przyjść i wykrzyczeć pretensje. Obecnie kładzie się nacisk nie na to, aby kumulującą się energię związaną z przeżywaniem uczuć spożytkować na działanie i odwagę, by przedstawić swoje racje. Odkrywanie słów, które wypowiedzą to, co przeżywamy pod wpływem stresu, to klucz do emocjonalnego sukcesu.

Kiedyś była niezależność, dziś są ludzie wokół nas!
Ale jedno też trzeba sobie jasno powiedzieć: sama umiejętność radzenia sobie z uczuciami nie przemienia ludzi zależnych emocjonalnie w niezależnych.
Kiedyś przez dojrzałość emocjonalną rozumiano właśnie niezależność, dzisiaj o wiele większe znaczenie w życiu ma umiejętność przywiązania się do ludzi w bliskich relacjach. Problemem nie są podstawowe potrzeby, ale to, jak je zaspokajamy. Gdy spotyka nas stres w pracy, u lekarza czy np. w urzędzie, równie istotne od wypowiedzenia emocji jest to, czy mamy wokół siebie osoby, z którymi możemy się tym podzielić. Ludzie, którzy otaczają się osobami okazującym im życzliwość, zrozumienie oraz akceptację, pomagający uprawomocnić ich subiektywne doświadczenie, są po prostu zdrowsi psychicznie i fizycznie.

Lepiej chcieć tego, co się ma, niż tego, co wszyscy...
I na koniec jeszcze jedna kwestia - być może nawet najtrudniejsza do wyartykułowania. Mimo że większość z nas uważa, że wie, co oznacza słowo "szczęście", często w dążeniu do niego odnosimy skutek raczej przeciwny do zamierzonego. Składają się na to mity, którymi przesiąknięta jest nasza komercyjna, rynkowa kultura. Nowi twórcy kultury przekonują, że lepsze ciała i posiadanie wielu dóbr materialnych ocalą nas przed rozpaczą.

Na każdym kroku słyszymy, że będziemy szczęśliwi, jeśli tylko zdobędziemy to, co chcemy. Tymczasem poprzednie pokolenia uważały, że należy chcieć tego, co się ma. Wyrzeczenie się czegoś, co - jak sądzimy - osłabi nas moralnie, tworzy w istocie silniejsze i bardziej długotrwałe poczucie własnej wartości, a co za tym idzie - zwiększa odporność na stres, której nadal sporo potrzebujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!