18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To ona pojechała po ciało prezydentowej Marii Kaczyńskiej do Moskwy

Agata Pustułka
Bożena Borys-Szopa przywiozła do Polski trumnę z ciałem Marii Kaczyńskiej
Bożena Borys-Szopa przywiozła do Polski trumnę z ciałem Marii Kaczyńskiej Mikołaj Suchan
Zabrała ze sobą jej ulubiony sznur pereł... Dziś po raz pierwszy od katastrofy Bożena Borys-Szopa mówi Agacie Pustułce o swoich przeżyciach. I nie ukrywa wzruszeń.

Wierzy pani w przeczucia, jakieś znaki, które potem odczytujemy jako zapowiedź wydarzeń?
Nie. Nie jestem przesądna. Ale kiedy już po pogrzebach rozmawiałam z żoną ministra Pawła Wypycha, mojego kolegi z Kancelarii Prezydenta, okazało się, że właśnie przed tym wylotem do Smoleńska, wyjął z płaszcza klucze do mieszkania. A nigdy wcześniej tego nie robił. Zostawił klucze, lecz zabrał ze sobą z domu różaniec.

Rok temu. 10 kwietnia. Jak pani dowiedziała się o katastrofie?
Byłam jeszcze w domu, w szlafroku, kiedy zadzwonił do mnie syn i powiedział, że mam natychmiast włączyć telewizor. Nie chciałam wierzyć w to, co zobaczyłam. Tego dnia, ok. 17, miałam witać powracającego ze Smoleńska prezydenta. Tak się wcześniej z kolegami umówiliśmy. Paweł Wypych tuż przed wylotem miał zadzwonić, żebym zbyt długo nie musiała czekać na lotnisku. Z tego ranka pamiętam swój telefon do ministra Macieja Łopińskiego i non stop dzwoniący mój telefon komórkowy. Bliscy i dalsi znajomi chcieli wiedzieć, co się stało, czy mnie czasem nie było w tym samolocie? Mechanicznie ubrałam się i pojechałam do Pałacu. Weszłam do gabinetu prezydenta, irracjonalnie licząc, że wszystko będzie jak dawniej. Sekretarki prezydenta już były na posterunku.

Kiedy po raz ostatni widziała pani Lecha Kaczyńskiego?
W piątek przed Jego wylotem do Smoleńska. Mieliśmy krótkie spotkanie w gronie prezydenckich ministrów. Paweł Wypych pytał mnie, czemu nie lecę. Powiedziałam, że odmówiłam na ochotnika, bo inni mają ważniejsze powody, żeby być w Katyniu. On trochę się sumitował, że właściwie też nie powinien może lecieć... Prezydent w tym czasie rozmawiał z Maćkiem Łopińskim. Omawiali program wizyty. Prezydent nigdy nie przemawiał z kartki. Miał zwyczaj ćwiczyć na nas swoje przemówienia, ich najważniejsze tezy. Zdejmował marynarkę i chodził między swoimi ministrami, przedstawiając kolejne wątki. W przypadku tego wyjazdu nie trzeba było przygotowywać mu żadnych faktów, cyfr. Wszystko wiedział. Żył tą wizytą.

Jak zapamiętała pani Pałac Prezydencki z dnia katastrofy?
Wszyscy chyba czuliśmy się jak ocaleni po hekatombie. Wkoło same zgliszcza, zginęli najbliżsi. Dojmująca była cisza. Łapałam się na tym, że sama zaczynam mówić szeptem. Ale spadło na nas mnóstwo spraw organizacyjnych. Trzeba było zacisnąć zęby, zacisnąć powieki. Wyjść do ludzi, którzy zaczęli się gromadzić przed pałacem. Czekaliśmy na informacje z Rosji. Identyfikację ciał pary prezydenckiej i naszych przyjaciół.

Pierwsza przybyła trumna prezydenta...
Gdy patrzę na to z perspektywy roku, to nie wiem, jak wytrzymałam ten widok. Mnie zwykle trudne sytuacje mobilizowały. Gdy wróciłam wieczorem do domu, zaczęłam się trząść. Wymiotowałam. Córka wciskała we mnie jakieś jedzenie.

Płakała pani?

Zwykle płaczę w ukryciu. Wtedy nie mogliśmy sobie pozwolić na rozklejenie się.
12 kwietnia już leciałam z ministrem Andrzejem
Dudą po ciało naszej prezydentowej. Zabrałam dla niej różaniec i sznur jej ulubionych pereł.

Co zastaliście w Moskwie?
Powiedzieliśmy Rosjanom, że chcemy zobaczyć prezydentową przed zaspawaniem trumny. Była zgoda, ale czekaliśmy wiele godzin aż zjedziemy do podziemi, gdzie znajdowało się prosektorium.
Towarzyszył nam Konrad Mackiewicz, brat pani Marii. Pamiętam chłód wielkich pomieszczeń Zakładu Medycyny Sądowej i zaskakujący w tych okolicznościach zapach świeżości. My spodziewaliśmy się zapachu śmierci. Przywieźliśmy z Polski pięć trumien. I z nich wybraliśmy dla naszej prezydentowej tę najmniejszą i najzgrabniejszą.

Tylko ciało Lecha Kaczyńskiego, na życzenie jego brata, od razu wróciło do Polski. Ciało pani prezydentowej przetransportowano wraz z innymi do Moskwy. Najpierw do pomieszczenia, gdzie można było zobaczyć ciało pani Marii, wszedł jej brat. Po chwili spędzonej w samotności wyszedł i nas poprosił do środka... Pani Maria wyglądała tak, jakby spała. Miała złożone ręce. Piękne dłonie. Na naszą prośbę Rosjanie włożyli do Jej trumny bukiet róż... Tak bardzo lubiła kwiaty. Chcieliśmy, żeby je miała.

Wiele osób tak naprawdę w obliczu katastrofy dojrzało w Marii Kaczyńskiej - Kruszynkę, Marylkę, piękną postać.
Pani Maria była osobą niezwykłą. Mimo że byłyśmy niemal w tym samym wieku, to także i mnie matkowała. Mówiliśmy o niej "nasza mamusia". Myślę o niej z wielką czułością. Nie chcieliśmy jej odstępować na krok w tej ostatniej podróży.

Pożegnaliście się też z innymi przyjaciółmi?
To były kolejne godziny czekania, ale uparliśmy się, że nie wyjdziemy, dopóki nie pożegnamy się także z nimi. O tym, że Kasia Doraczyńska ma lecieć prezydenckim samolotem, decyzja zapadła w ostatniej chwili. Chciała szybko wrócić do rocznego dziecka. To ona dopinała szczegóły tej wizyty. Też wyglądała jakby zapadła w spokojny sen. Kontrast ogromny, bo pamiętaliśmy jej zaraźliwą energię i radość życia. Minister Duda spytał Rosjan, czy możemy zobaczyć ciała naszych kolegów ministrów. Czy możemy zobaczyć ich twarze. Rosjanin, który był z nami, spytał zdezorientowany... Kakoje lica? U nich niet lica... Ale mogliśmy oddać im hołd.

Jak zachowywali się Rosjanie?
Nie odmawiali żadnej prośbie, ale godzinami przeciągało się oczekiwanie na ich spełnienie. Z całym ceremoniałem odwieźli nas na lotnisko. Powrotną podróż do Warszawy w wojskowym samolocie spędziliśmy niemal w milczeniu. Przyjeżdżałam na to lotnisko aż do momentu, gdy z Moskwy nie przyleciała ostatnia trumna. To był mój obowiązek. Skoro miałam Ich witać 10 kwietnia, to musiałam dotrwać do ostatniego pożegnania. Potem przez wiele dni właściwie nie wychodziliśmy z Powązek.

Pamiętam, jak z Pałacu wyjeżdżały na lawetach trumny prezydenckiej pary. Już wiadomo było, że kończy się jeden rozdział, a za chwilę zacznie drugi...
Nie wiem, kiedy to się stało, ale w pewnym momencie zobaczyłam w Pałacu wyprane dywany. Rozumiem, że świat idzie do przodu, ale nie mogłam pojąć, dlaczego już 10 kwietnia po południu Bronisław Komorowski przedstawił nam nowego szefa Kancelarii, po zmarłym Władku Stasiaku. Naturalnym było dla nas, że zastąpi go Jacek Sasin. Kiedy złożyliśmy rezygnacje, prezydent elekt przyjął je, a odwołania nastąpiły w Sali Recepcyjnej na Wiejskiej. Było mi przykro, bo nawet Andrzej Lepper odbierał rezygnację w Sali Kolumnowej Pałacu Prezydenckiego.

Co pani zdaniem wydarzyło się na pokładzie samolotu?
Na zbyt wiele pytań nie mamy wciąż odpowiedzi, a one nam się po prostu należą. Nigdy nie uwierzę w to, że prezydent naciskał na pilotów w sprawie lądowania. Latałam z Nim i wiem, że stosował się do zaleceń - wyłączał komórkę, zapinał pas i nas strofował, żebyśmy zapinali pasy.

Słucha pani politycznych awantur wokół katastrofy?
Nie mogę ich słuchać. Nie chcę. Czekam na fakty, a nie domniemania. I żeby mi ktoś powiedział, dlaczego nagle w kokpicie zapadła cisza? Czemu od pewnego momentu piloci nie rozmawiali ze sobą?

Wiele osób z Kancelarii nie potrafiło po katastrofie wrócić do normalnego życia.

Ja wróciłam na Śląsk. Trochę do polityki. Jestem przecież radną wojewódzką. Trudno się jednak uwolnić od smutku, wspomnień.

Schudła pani...
12 kilogramów. Ta katastrofa tkwi we mnie. Trzeba czasu, żeby się poukładać z widokiem rzędu trumien, dotykiem sznuru pereł pani Marii, widokiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który wbrew protokołowi, chciał wszystkie panie przepuszczać w drzwiach.

Była ministrem prezydenta

Bożena Borys-Szopa w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego była ministrem. Odpowiadała za sprawy społeczne, kontakty ze związkami zawodowymi. Pełniła funkcję głównego inspektora pracy, była też przewodniczącą Rady Ochrony Pracy.

Związana ze śląsko-dąbrowską NSZZ Solidarność, w której zajmowała się sprawami bezpieczeństwa pracy. Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Po śmierci prezydenta Kaczyńskiego wraz z innymi ministrami złożyła rezygnację. Obecnie jest radną śląskiego sejmiku wojewódzkiego, gdzie dostała się z bardzo dobrym wynikiem z listy PiS.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!