Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wstań i idź! Hematolodzy z Katowic wiedzą, że może zdarzyć się cud!

Elżbieta Kazibut-Twórz
W Polsce przeszczepy szpiku u chorych na SM wykonuje tylko zespół medyczny katowickiej Hematologii
W Polsce przeszczepy szpiku u chorych na SM wykonuje tylko zespół medyczny katowickiej Hematologii Fot. mat.pras. / Klinhem Katowice
Anna ma 28 lat, Justyna jest starsza, po trzydziestce. Anna mieszka w Warszawie, Justyna w niewielkim miasteczku w Małopolsce. Niewiele je łączy - mają inny status materialny, innych znajomych, zainteresowania, pracę... A jednak łączy je tak wiele - choroba, szpital - jedyny taki w Polsce, czyli Klinika Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach, gdzie dokonuje się przeszczepu komórek macierzystych u chorych na SM. I to, co najtrudniejsze, ale daje nadzieję i trzyma przy życiu - walka z kalectwem.

Anna już wie, co to jest wózek inwalidzki, Justyna być może nigdy go nie kupi, nigdy na nim nie usiądzie, choć było już tak blisko... - Jestem po przeszczepie i żyję, chodzę, czuję się dobrze! - napisała Justyna do znajomych i przyjaciół na Facebooku dwa tygodnie po tym, jak przeszczep się udał i dostała szansę na normalne życie. Życie bez ciągłych myśli, że jeszcze może rok, dwa, trzy i zacznie się to najgorsze - nogi odmówią posłuszeństwa, utknie na wózku, sprawdzając każdego ranka czy ma czucie w dłoniach, czy jeszcze potrafi mówić bez jąkania, czy może sama skorzystać z toalety, poczytać książkę, włączyć telewizor... Czy jeszcze żyje, czy już tylko wegetuje? Czy jest jeszcze Justyną, czy kaleką słuchającą tykania zegara odliczającego godziny i minuty do dnia, do chwili, kiedy wreszcie cały organizm powie: "stop, to już koniec"?

Hematolodzy poznali SM od strony kalectwa
Kiedy Anna przyjechała z mamą do katowickiej Kliniki, był zwyczajny dzień, tyle że nie dla niej. I nie dla lekarzy hematologów, którzy "zakwalifikowali" przypadek do przeszczepu. Tak, Anna była "przypadkiem", nie Anną, przed którą otwierało się życie z całym wielkim workiem szans i możliwości. No, bo jakich możliwości, skoro jest się przykutym do inwalidzkiego wózka i ludziom nawet trudno spojrzeć w oczy, bo w tych oczach widać albo litość, albo obrzydzenie? Jakich możliwości, gdy Twoje ciało przypomina "szmacianą lalkę"? - Pamiętam przypadek tej 28-letniej młodej dziewczyny, kobiety, która kiedyś była w pełni zdrowia, a przyjechała do nas na wózku inwalidzkim - wspomina prof. Sławomira Kyrcz-Krzemień. - Wiem, wyglądałam jak Stephen Hawking - wspomina Anna. I dodaje: "Ale tak jak on się nie czułam, choć nie wiem, co on czuje wewnętrznie, o czym myśli, jak w swojej świadomości przeżywa dni. Bo ja nie miałam ochoty udawać, że życie kaleki też może być pełne. Tak wiele czytałam o Hawkingu i może mu zazdrościłam ogromnej siły woli, a może nie? Bo ja to ja, a on sławny człowiek. Gdzie porównanie, skoro nie można odpędzić myśli: to ja powoli umieram"!

O kwalifikacjach do leczenia za pomocą przeszczepu komórek macierzystych decydują neurolodzy. Anna została zakwalifikowana, mimo już tak bardzo zaawansowanej choroby. Profesor Kyrcz-Krzemień wcale jakoś to nie dziwi, a wręcz przeciwnie. Na pytanie, czy chorzy długo czekają w kolejce do przeszczepu odpowiada tak: "Nie, bo mamy w Polsce skomplikowane procedury - przeszczep u chorych z SM traktowany jest jako terapia ratunkowa. Neurolodzy kierują do nas chorych, u których nic już nie działa, nawet pacjentów z kilkunastoletnim przebiegiem choroby. Pilotażowa grupa 11 pacjentów z SM była w większości właśnie w takiej sytuacji. Tymczasem zabieg jest najskuteczniejszy na wcześniejszym etapie, bo w stadium zaawansowanym dochodzi często do nieodwracalnych zmian w układzie nerwowym. A chodzi przecież o to, żeby do takich zmian nie dopuścić. Uszkodzonej tkanki nerwowej naprawić się nie da".
Nigdy nie mówcie "nigdy"
Lekarze to nie bogowie. A może jednak? Może mają w sobie coś "boskiego" - determinację w poszukiwaniu nowych metod przynoszących ulgę w cierpieniu? I wolę walki z niemożliwym. Może dlatego, tak jak w przypadku chorych na SM, niemożliwe staje się możliwym? Może cud rodzi się właśnie w głowach tych ludzi w białych fartuchach, którzy poszukują i nie boją się wierzyć? Anna - "przypadek" jest jednym z dowodów na to, że cud może się zdarzyć. Anna - człowiek, kobieta jest dowodem na to, że nikt nie jest z góry skazany, że lepiej nigdy nie mówić "nigdy"... - Tamtego dnia nie zapomnę - wspomina prof. Kyrcz-Krzemień. - Miałam kolejny obchód, a staram się te obchody mieć w miarę regularnie. I widzę naszą pacjentkę, która była już po procedurze przeszczepu i leczenia. Ale ja jej od razu po prostu nie poznałam. Normalnie, jak zawsze, każdego pacjenta pytam: "Jak się pani czuje"? Ona odpowiada, że dużo lepiej. Słucham? Czy pani jest tą osobą? Tak, to ja - potwierdza. I mówi: "Nie mogę uwierzyć, pracuję na komputerze, rodzice mi przywieźli, wcześniej nie dałabym rady, a dziś widzę świat i ze "światem" mogę porozmawiać"!

Anna przyjechała do katowickiej Kliniki na wózku, wyszła z niej o laseczce. - To było na początku ubiegłego roku... Ja mam często uchylone drzwi do gabinetu i nagle słyszę zamieszanie pod drzwiami - wspomina prof. Kyrcz-Krzemień. I dodaje: - Pacjentka i jej mama przyszły podziękować. Tyle - tak zwyczajnie: podziękować! Nie, wcale nie tak zwyczajnie... Mama Anny padła na kolana, a prof. Kyrcz-Krzemień musiała się wzbraniać przed próbą całowania jej po rękach za uratowanie dziecka.
- Jak to jest pani profesor? Co się wtedy czuje? - Kiedy sobie tę sytuację przypomnę, do dzisiaj ściska w gardle... - odpowiada.

Proszę, dajcie mi szansę, żeby godnie żyć
Kiedy to się zaczęło i dlaczego właśnie w Katowicach? Może trudno w to uwierzyć, ale przełomowym momentem był... radiowy reportaż. Zbieg okoliczności czy też "palec boży"? Dla sceptyków pewnie to pierwsze, dla chorych, którzy na wołanie "Dajcie mi szansę, żeby godnie żyć" słyszą odpowiedź: "Zapraszamy do Katowic", z pewnością to drugie. Bo przecież tamtego dnia prof. Kyrcz-Krzemień mogła w ogóle nie słuchać radia... Ale stało się to, co chyba było i jej, i chorym na SM pisane.
- Takim momentem, kiedy zdecydowałam się na przeszczepy był, reportaż, w którym młody człowiek chory na SM prosił o wsparcie finansowe, bo chciał jechać do Izraela na przeszczep komórek macierzystych - wspomina. - I padło tam stwierdzenie jednego z profesorów, że jest to metoda, która jest stosowana, więc nie można odbierać szansy. Kiedy to usłyszałam, zrozumiałam, że to jest apel do nas. Bo wiedziałam, że technicznie jesteśmy do tego bardzo dobrze przygotowani, że ten chłopak może mieć "wymarzony Izrael szans" tak blisko - w Katowicach.

Po około ośmiu miesiącach, katowicka Klinika zaczęła przeszczepiać komórki macierzyste. Opinie konsultantów krajowych - ówczesnego w dziedzinie hematologii - prof. Jędrzejczaka, prof. Cierpki - w dziedzinie transplantologii klinicznej i pani prof. Ryglewicz - w dziedzinie neurologii, były jednoznaczne: to metoda stosowana, nie jakiś tam "eksperyment". I ludzie zaczęli przyjeżdżać z całej Polski. Najpierw kilka przypadków, potem kilkanaście, kilkadziesiąt... Katowiccy hematolodzy szybko stali się dla chorych na SM sprzymierzeńcami.

- Mam telefony od profesorów z całej Polski, co nie znaczy, że wszyscy z nich są entuzjastami tej metody leczenia - przyznaje prof. Kyrcz-Krzemień. - Są bardzo różne szkoły, ale ostatecznie dostaliśmy pozytywną opinię i teraz spodziewam się, że w ślad za nami mogą pójść też inne ośrodki w kraju. Przeszkodą mogą być jednak finanse, ponieważ z chwilą uruchomienia tzw. Pakietu Onkologicznego procedury te przestają się bilansować, bo SM to przecież nie nowotwór.

Schody są, aby je pokonać!
Gdzie są? W ludzkiej mentalności i zwyczajnie - w "papierach", w procedurach, w przepisach, w systemie opieki zdrowotnej, dla którego człowiek staje się "literą lub cyfrą", oznaczeniem w dokumentacji i już! Kogo ma przekonać to "już"? Lekarzy, pacjentów? Z pewnością nie. A decydentów? Aż trudno w to uwierzyć, ale był moment, kiedy rozważano zaprzestanie finansowania przeszczepów. - Powiedziałam tak: jestem zdziwiona, że na podstawie pytań dziennikarki można podejmować decyzje medyczne, w związku z tym proszę nam pozwolić odnieść się do problemu - wspomina tamten czas prof. Kyrcz-Krzemień. - Przedłożyliśmy wszystkie rekomendacje europejskie, także te z NFZ, mieliśmy już kilka osób w trakcie leczenia, więc nie mogliśmy przerwać terapii, ale nie ukrywam, że musieliśmy "te schody" pokonywać i po półtora roku - wygraliśmy - mówi z ulgą prof. Kyrcz-Krzemień.
Dzisiaj Klinika Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach jest "na wznoszącej" - zarówno pod względem rozbudowy, wyposażenia, jak i efektów leczenia chorych na SM. - Ci, którzy są po przeszczepie, a jest ich już prawie 50, czują się dobrze, wszyscy żyją, a ich stan wciąż się poprawia - mówi profesor Kyrcz-Krzemień. I podsumowuje: "To jest nasza główna i najważniejsza obrona przed malkontentami, nasza największa satysfakcja, bo nie ma nic cenniejszego niż świadomość, że można człowieka przywrócić życiu, a jego życie wypełnić wiarą, nadzieją i poszukiwaniem szczęścia".


Medycyna ciągle w drodze
1. Są postacie stwardnienia rozsianego o przebiegu dramatycznym, takie jak np. zanikowe boczne. Choruje na nie niedużo osób, bo około 300 rocznie, dlatego z punktu widzenia epidemiologii, nie jest to wielki problem.

2. Jednak jest to choroba nieuleczalna, na którą nie ma żadnego lekarstwa. Niestety, w tej postaci metoda przeszczepiania komórek macierzystych pozyskiwanych metodą stosowaną w Katowicach - zawodzi. Ale to nie oznacza, że "oddano pole chorobie". Katowiccy hematolodzy przymierzają się właśnie do eksperymentu z komórkami mezenchymalnymi.

3. Jakie są rokowania? - O tym trudno jeszcze jednoznacznie mówić. W tej chwili jesteśmy na etapie, że te komórki izolujemy i potwierdzamy, niestety, że z krwi obwodowej nie jesteśmy w stanie ich wyizolować. Zgodne jest to z wynikami badań ośrodków amerykańskich, bo tam badania te są najbardziej rozwinięte - wyjaśnia prof. Kyrcz-Krzemień.

4. Na stwardnienie zanikowe boczne cierpi m.in. Stephen Hawking (zdjęcie poniżej), brytyjski astrofizyk, kosmolog, fizyk teoretyk. On także czeka na przełom w leczeniu tej postaci SM.


Kto kwalifikuje się do przeszczepu komórek macierzystych i jak trafić do szpitala?
Do przeszczepu kwalifikują się pacjenci z rzutowo-remitującą postacią SM na podłożu immunologiczno-zapalnym. Nie ma ograniczeń wiekowych, jednak katowicka Klinika zajmuje się przeszczepianiem wyłącznie u osób dorosłych powyżej 18. roku życia. Górna granica wieku jest trudna do określenia, wykonano np. bardzo udany przeszczep u 81-letniego pacjenta z chorobą nowotworową układu krwiotwórczego. Jest to jeden z najstarszych pacjentów transplantowanych na świecie, a w Polsce najstarszy.
Jak zgłaszać się do przeszczepu? - Akceptujemy skierowania wyłącznie od specjalistów neurologów, które wraz z dokumentacją medyczną (m.in. aktualnym wynikiem rezonansu magnetycznego) trzeba dostarczyć - pocztą lub zeskanowane mailem. Pacjent powinien osobiście przyjechać, bo przed kwalifikacją do przeszczepu jest szczegółowo badany przez współpracujących z nami neurologów - wyjaśnia prof. Kyrcz-Krzemień.

Przeszczepienia tandemowe. To jedne z nielicznych tego typu zabiegów na świecie. W Katowicach przeprowadzono je u 2 chorych, u których po pierwszym przeszczepie była poprawa. Przeszczep tandemowy to taki przeszczep, kiedy drugi następuje w odstępie kilku do kilkunastu tygodni po pierwszym i ma na celu wzmocnienie korzystnego efektu pierwszego przeszczepienia.


Zapewniam, że przeszczep szpiku w leczeniu chorych na SM to nie jest eksperyment medyczny, lecz uznana i stosowana na świecie procedura terapeutyczna
Prof. Sławomira Kyrcz-Krzemień, ordynator Oddziału Hematologii i Transplantacji Szpiku Szpitala Klinicznego
ŚUM , konsultant wojewódzki w dziedzinie hematologii:

W Polsce mamy zdiagnozowanych ok. 65 tys. osób chorych na SM, a szacuje się, że jest ich nawet ponad 100 tys. To duży problem epidemiologiczny. SM jest najczęstszą z chorób o podłożu nienowotworowym, która jest wskazaniem do transplantacji komórek krwiotwórczych. Przeszczepy u pacjentów z SM to jak na razie wyłącznie przeszczepy autologiczne, czyli komórek własnych chorego. Bo pacjent z SM ma zdrowy szpik, a jego choroba polega na nieprawidłowym działaniu przeciwciał - kierują się one przeciwko własnym komórkom układu nerwowego, niszcząc je. Za pomocą przeszczepu niejako "zerujemy" układ wytwarzający przeciwciała i oczyszczamy go z wadliwie działających przeciwciał. Dlatego jest szansa, że po przeszczepie organizm nie będzie produkował przeciwciał, które uszkadzają komórki układu nerwowego pacjenta. Procedurę wykonujemy za pomocą separatora komórkowego. Mamy pięć takich urządzeń najnowszej generacji - Optia Spectra.

Stosujemy bardzo wysokie dawki chemioterapii, po których szpik zostaje zniszczony. Pacjent przechodzi przez fazę, kiedy nie ma odporności, ale potem bardzo szybko szpik zaczyna się u niego tworzyć na nowo. W tym czasie chory otrzymuje krwiotwórcze czynniki wzrostu, czyli takie, które stymulują szpik do pracy. Na podstawie specjalistycznych badań krwi wiemy, czy komórki macierzyste pojawiły się w krwi obwodowej i w jakim stężeniu, a więc czy jest szansa, że pozyskamy je jako materiał przeszczepowy. Kiedy już się upewnimy, że wszystko jest w porządku, "podłączamy" pacjenta do separatora komórkowego. Sama procedura trwa od 2 do 4 godzin i wygląda jak transfuzja wymienna. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z autotransfuzją.
Faktycznie pobieramy od pacjenta ok. 2 proc. najważniejszych życiodajnych komórek macierzystych krwi, której zawiesinę możemy zmieścić w strzykawce i za jej pomocą dokonać przeszczepienia komórek w ciągu kilkunastu minut. Pobrane komórki macierzyste zamrażamy w temperaturze ciekłego azotu, czyli ok. minus 200 stopni C. W banku komórek Kliniki jest kilkanaście zbiorników do przechowywania zamrożonego materiału przeszczepowego (tzw. kontrolowane zamrażanie ich absolutnie nie uszkadza). Ich sprawność monitorowana jest w trybie ciągłym przez 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu.

Materiał po rozmrożeniu, które odbywa się w ciągu kilku minut w sposób kontrolowany, musi być przeszczepiony jak najszybciej, bowiem poza organizmem (in vitro) komórki tracą żywotność. Komórki macierzyste za pomocą założonej wcześniej linii infuzyjnej wprowadzamy do krążenia systemowego, stąd dostają się one przez kanaliki w kościach do jamek szpikowych. Tam się osadzają i zaczynają rozmnażać. Z tych komórek macierzystych tworzą się różne linie komórkowe układu krwionośnego, które dojrzewając, przedostają się do krwiobiegu. Tym sposobem dochodzi do odnowienia układu krwiotwórczego - organizm się odradza! W większości przypadków poprawa jest bardzo duża - pacjent wcześniej unieruchomiony, może poruszać się za pomocą kul.


*Czy krematorium bezcześciło zwłoki? W Zabrzu wrze. Ludzie chcą wyjaśnień
*Strzelanina w Kuźni Raciborskiej. Nie żyje rodzina policjant, policjantka i ich dziecko
*Zielony jęczmień na odchudzanie? Rewelacyjna dieta na wiosnę, która działa
*Wybory prezydenckie 2015: Oto kandydaci na prezydenta RP
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wstań i idź! Hematolodzy z Katowic wiedzą, że może zdarzyć się cud! - Dziennik Zachodni